Wiesław Dębski: PiS w pogardzie ma ciemny lud, który wszystko kupi
Rządząca partia idzie jak tajfun, bierze co im się spodoba, nawet siłą: jak choćby Trybunał Konstytucyjny. W pogardzie ma ciemny lud, który wszystko kupi. Obiecywano, że Antoni Macierewicz nie będzie rządził wojskiem, ale szybko zapomniano. A sprawiedliwość, zamiast Małgorzacie Wassermann, przypadła niezapomnianemu Zbigniewowi Ziobrze. To wszystko zdobywano nocą. Bez kamer telewizyjnych, ale i bez przestrzegania parlamentarnych obyczajów. A pan prezydent okazał się wiernym kibicem Prezesa, podpisując wszystko, co mu podsuwano - pisze Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
"Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało" - śpiewano jeszcze niedawno na koniec spotkań piłkarskiej reprezentacji. Teraz piłkarzom idzie świetnie, nabijać się z nich nie ma sensu, więc kibicowska przyśpiewka trafiła na polityczne salony. Dokładnie na pisowskie salony. Opozycja krzyczy, oburza się, a partia rządząca odpowiada: ale cóż się stało, kochani? Wygraliśmy wybory, mamy większość biorącą, możemy robić, co zechcemy, a wy, co najwyżej, sobie popiskujcie.
Świetnie oddał ten sposób myślenia Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski: "Uprzywilejowana mniejszość gotowa jest zrobić niemal wszystko, żeby swoją przewagę zachować. Nie tylko nie chce ustąpić miejsca zwycięzcom, ale też raczej ogłosi koniec państwa niż pogodzi się z tym, że rządzi PiS".
Przeczytaj felieton Pawła Lisickiego: Bitwa o Trybunał. Polsce żadna utrata demokracji nie grozi
Otóż, Szanowny redaktorze Pawle, nie o ustępowanie miejsca zwycięzcom tu chodzi, lecz o szacunek dla instytucji państwa, dla całego systemu naszego funkcjonowania (świadomie nie piszę o demokracji, bo red. Lisicki niespecjalnie za tym przepada). Przez lata nauczyliśmy się, że zwycięzca NIE bierze wszystkiego. Owszem, zagarnia to, co uznaje za potrzebne do realizowania programu, nawet części przedwyborczych obietnic. Ale nie więcej! Ot, tak, w sam raz. To dlatego dotychczas, z małymi - bodaj dwoma - wyjątkami, nawet najmniejsze kluby parlamentarne znajdowały dla siebie miejsce w prezydium Sejmu i Senatu. Niewiele tam miały do gadania, ale jednak nie czuły się wyrzucone na margines.
Z tego też powodu to opozycja (za rządów SLD-PSL) kierowała pracami sejmowej Komisji ds. służb specjalnych, albo kierownictwo to było rotacyjne (PO - PSL). Przy okazji, mieliśmy prawdziwą kontrolę tych służb. Komu to przeszkadzało? Prezesowi? Rach-ciach i PiS ten dobry system zlikwidowało. I samo siebie będzie kontrolowało.
Lisicki swój felieton zbudował wokół awantury o Trybunał Konstytucyjny - najważniejszej akcji PiS. I próbuje rządzących usprawiedliwiać. "To zachłanna PO zastawiła na nich pułapkę" - dowodzi. "Dlatego nowy projekt ustawy przygotowany przez PiS zdaje się być właśnie odpowiedzią na tę pułapkę" - uzasadnia. Odrzucam taką argumentację.
Przecież politycy PiS i część wspierających ich dziennikarzy przekonywali nas od wiosny, jakim to złem są rządy PO i prezydenta Bronisława Komorowskiego. To była w ich mniemaniu niemal mafia, zdrajcy, ba, sprawcy zamachu na samolot prezydenta. PiS miało być zupełnie inne. Miłe, merytoryczne, sprawiedliwe. Dzisiaj nie chcą już naprawiać polityki, lecz idą tą samą, co poprzednicy, drogą. Wy zrobiliście skok na Trybunał, to my też zrobimy, tyle że będziemy wyżej skakać - mówią.
Nie chcę się tutaj wdawać w spory o TK. Wystarczająco dużo każdego dnia słyszmy i czytamy. Chodzi mi o coś więcej. O styl polityki, jaki zaproponowali nam Jarosław Kaczyński i jego wybrańcy: Beata Szydło i Andrzej Duda. Styl taki, że - jak śpiewał zespół Lady Pank - "strach się bać, normalnie strach się bać". Rządząca partia idzie jak tajfun, bierze co im się spodoba, nawet siłą: jak choćby Trybunał Konstytucyjny. W pogardzie ma ciemny lud, który wszystko kupi (jak mawiał pewien obecny wiceminister). Obiecywano, że Antoni Macierewicz nie będzie rządził wojskiem, ale szybko zapomniano. A sprawiedliwość, zamiast Małgorzacie Wassermann, przypadła niezapomnianemu Zbigniewowi Ziobrze.
To wszystko zdobywano nocą. Bez kamer telewizyjnych, ale i bez przestrzegania parlamentarnych obyczajów - nic sobie nie robiąc z braku konsultacji, ekspertyz, dyskusji w komisjach. A pan prezydent okazał się wiernym kibicem Prezesa, podpisując wszystko, co mu podsuwano. O ile w czasie IV RP ulica mówiła o tych, co przychodzą po ludzi o szóstej rano, to w V RP mówi o uchwalaniu prawa do szóstej rano. Idą państwo z PiS jak burza. Jeszcze jednej sprawy nie załatwili, a już się biorą za drugą. Dają radę!
Nie dają jednak rady ze swoimi obietnicami - tymi dla wyborców najważniejszymi. Miało być 500 zł na każde dziecko do końca roku ("nie mówcie nam, że się nie da"), a będzie później i nie dla wszystkich. Miały być ułatwienia dla przedsiębiorców, ale będą może kiedyś. Miała wzrosnąć kwota wolna od podatku (natychmiast - jak obiecywała pani Szydło), ale nie wiadomo, ani czy będzie, ani kiedy. Nawet samolotu ze Smoleńska nie sprowadzili, choć prezydent Duda siedział ramię w ramię z prezydentem Putinem na przyjęciu w Nowym Jorku. No nie dają rady, proszę Państwa, nie dają.
"Sąd sądem, a prawo musi być po naszej stronie" - mówiła seniorka Pawlakowa do swego syna. Minęły dziesięciolecia, a ta zasada nadal jest w użyciu. Swojacy są u władzy, swojakom żyje się lepiej. Reszta się nie liczy. Nawet własne słowa. Co bowiem sobie po nocach myśli Jarosław Kaczyński, gdy wspomina piękne obietnice rzucane w czasie sejmowej debaty o expose nowego rządu. Obiecywał przecież dbałość o prawa opozycji, nawet o jakimś pakiecie demokratycznym wspomniał. I co? Nic, oczywiście. Jak działa pakiet widzimy na każdym posiedzeniu Sejmu. Widzimy działanie powracającego zawołania Jarosława sprzed 18 lat: TKM (teraz kur... MY). I "nasi" idą szeroką ławą, nawet niepokorne dzieci (jak Kurski) wracają.
Ale to już było... Nie było jednak jeszcze tak, by w podobnym procederze, na taką skalę, uczestniczył prezydent. Kiedy usłyszałem wiadomość o ułaskawieniu Kamińskiego pomyślałem, że dziennikarze znów sobie coś wymyślili. Ale nie. Pan prezydent rzeczywiście to zrobił. Ułaskawił nie tylko kolegę partyjnego (to się już zdarzyło), ale ułaskawił niewinnego!
W jednym zgadzam się z Pawłem Lisickim. Mówienie, że w Polsce skończyła się demokracja jest przesadą. Ona tylko trochę przysnęła, udała się na wypoczynek, by nabrać sił. Niejeden przecież próbował szarpać cuglami, manipulować prawem, podsłuchiwać i oskarżać bez podstaw. A jednak, nasza demokracja zawsze wracała do pionu. I tak będzie tym razem. Nie wierzycie? To spójrzcie na ostatni sondaż IPSOS: PiS oczywiście prowadzi, ale w ciągu miesiąca straciło 3,3 pkt. proc. Jako jedyna zyskała partia Ryszarda Petru, co mnie specjalnie nie dziwi, bo to jedyna dzisiaj aktywna opozycja. PSL samo nie wie, co robi. Kukiz15 jest za, a nawet przeciw. PO tak bardzo zajęła się sobą, że nie zauważyła lektoratu przepływającego od niej do Ryszarda Petru. A lewica, która miała przychodzić protestować przed Sejmem zajmuje się nie wiadomo czym.
Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski