Majmurek: Wielki wybór. To od decyzji PO zależy polityczny krajobraz Polski [OPINIA]
Platforma ma dwie drogi. Obie ryzykowne. Którąkolwiek wybierze, fundamentalnie zmieni krajobraz lewicy i centrum w Polsce. I to nie tylko na najbliższe wybory.
Sytuacja w opozycji na kilka dni przed wielką konwencją wyborczą PO wygląda tak: na Platformę Obywatelską wdrapać chcą się dziś niemal wszystkie siły opozycji: od PSL przez SLD, aż po Wiosnę. Tyle, że ludowcy za nic nie chcą startować na jednej liście z lewicą.
PO wydaje się stać przed wyborem: budować chadecki, konserwatywny blok wspólnie z ludowcami, albo szeroką koalicję z lewicą. Oczywiście polityka to nieprzewidywalny żywioł i ostatecznie układanka po opozycyjnej stronie może ułożyć się zupełnie inaczej. Niezależnie jednak od tego, które rozwiązanie Platforma ostatecznie wybierze – jeśli w ogóle jakieś wybierze – to decyzja właśnie tej partii będzie miała fundamentalne znaczenie dla krajobrazu politycznego po całej opozycyjnej stronie. I to nie tylko na najbliższe wybory.
Lewica z konieczności
Jeśli PO wybierze mariaż z PSL i budowę centroprawicowego, chadeckiego bloku, to lewica, grająca na wielką koalicję demokratyczną, zostanie na lodzie. Deklaracje gotowości do startu wspólnie z Platformą ze strony liderów Wiosny i SLD brzmiały tak, jakby Biedroń i Czarzasty nie bardzo wierzyli w to, że samodzielnie są w stanie powalczyć o poparcie wyborców, umożliwiające wejście do Sejmu i udział w podziale mandatów.
Ten brak wiary ma swoje racjonalne przesłanki: logika polaryzacji jest tak wielka, że choć sondaże dają hipotetycznej koalicji na lewo od PO nawet kilkanaście procent, to równie dobrze może ona skończyć pod progiem. Podobnie jak Zjednoczona Lewica w 2015 roku.
Jeśli jednak PO wspólnie z PSL zarzuci "konserwatywną kotwicę", to budowa drugiego, lewicowego bloku okaże się koniecznością. Lewicę, która sama z siebie zjednoczyć się najpierw nie potrafiła, a następnie nie miała siły podjąć samodzielnej walki, ostatecznie zjednoczyć mogą Kosiniak-Kamysz ze Schetyną.
Bez wątpienia taki scenariusz pozwoliłby na pełniejsze wyartykułowanie poglądów Polaków w następnych wyborach. W Polsce istnieje niemały elektorat lewicowy, który nie będzie się czuł reprezentowany przez zdominowany przez centroprawicową Platformę blok, nawet jeśli znajdą się w nim politycy Sojuszu i Wiosny.
Scenariusz dwóch bloków niesie jednak ze sobą także spore ryzyko. Koalicji PO-PSL utrudnia walkę o bardziej progresywnych wyborców, skazując ją na bardzo trudną w obecnych warunkach walkę z PiS o elektorat konserwatywny. Ten, w sytuacjigdy ma do wyboru dwa prawicowe bloki, wybierze najpewniej ten bardziej wyrazisty, skupiony wokół Jarosława Kaczyńskiego.
By centroprawicowy blok PO-PSL i lewicowy blok Wiosna-SLD-Lewica Razem były w stanie pokonać PiS, oba z przyzwoitym wynikiem muszą przekroczyć próg wyborczy. A nawet z bardzo przyzwoitym, bo sytuacja, w której ów nieistniejący jeszcze lewicowy blok rozbije się o ten próg (czego nie można wykluczyć), daje PiS pewną, samodzielną większość w Sejmie. Być może nawet bardziej komfortową, niż obecna.
PO to nie amerykańscy Demokraci
Koalicja PO z SLD i Wiosną także może okazać się ryzykowna. Samodzielnie startujący PSL ma nawet większe szanse niż lewicowy blok na to, by rozbić się o próg. Wspólny start Platformy z SLD, a zwłaszcza z Wiosną pozwoliłby PiS radykalnie spolaryzować kampanię wokół kwestii obyczajowo-kulturowych: praw mniejszości, stosunku państwa do Kościoła katolickiego, parad równości itp.
W takim układzie po jednej stronie mielibyśmy blok broniący coraz bardziej osobliwej w Europie polskiej, konserwatywnej specyfiki w takich kwestiach jak prawa reprodukcyjne kobiet czy prawa osób homoseksualnych, po drugiej obóz bardziej progresywny, dążący do wprowadzenia w Polsce europejskich standardów w kwestii praw człowieka.
Problem w tym, że PO, co pokazały wybory europejskie, na lidera bloku progresywnego zwyczajnie się nie nadaje. Nie z tymi kadrami, nie z takim przywództwem. W kampanii europejskiej atakowana z prawej strony przez PiS Koalicja Europejska nie potrafiła wykorzystać tego, by jasno wyartykułować liberalny przekaz i zawalczyć o progresywny elektorat.
Obecna PO nie stanie się nigdy fundamentem szerokiego, postępowego bloku przypominającego amerykańskich Demokratów. Korzenie, biografie liderów, polityczne tradycje, odruchy aktywu partii trzymają tę partię na centroprawicy. O ile można wyobrazić sobie doklejenie do niej SLD, partii zdolnej do zachowywania dużej powściągliwości w kwestiach kulturowo-obyczajowych, to dużo trudniej Platformie byłoby utrzymać przy sobie Wiosnę i elektorat, dla którego ważne są podnoszone najmocniej przez Biedronia kwestie.
Scenariusz na klęskę
Jak donosiła we wtorek "Gazeta Wyborcza", PO ma do końca tygodnia ogłosić, w jakim ostatecznie kształcie i z kim startuje jesienią. Według źródeł "Gazety" na razie jest gotowa startować z SLD, choć bez Wiosny, z nadzieją, że jakoś dogada się z PSL. Im dłużej jednak PO zwleka z decyzją, tym gorzej dla opozycji jako całości. Jej wyborcy zaczynają mieć dość ciągnącego się w nieskończoność spektaklu dzielenia się, łączenia, dogadywania list i parytetów.
Jednocześnie, im dłużej to wszystko trwa, tym lepiej dla pozycji Platformy wewnątrz opozycji. Partia Grzegorza Schetyny może być bowiem pewna, że wejdzie do Sejmu, gdzie będzie co najmniej drugą siłą. Żadna inna partia opozycyjna nie ma tego komfortu - wszystkie walczą w tych wyborach o życie.
Czy w interesie PO leży polityka skutkująca eliminacją całej konkurencji na opozycji? Tylko wtedy, jeśli Platforma zakłada, że następne wybory i tak przegra. Wtedy faktycznie będzie dla niej korzystne, gdy na placu boju zostaną tylko dwie siły: PiS i PO z przystawkami. Wtedy PO przyjdzie tylko czekać, aż projekt polityczny Kaczyńskiego popadnie w kryzys, by przy braku konkurencji wziąć władzę.
Po klęsce w wyborach europejskich liderzy PO wydają się coraz mniej wierzyć w zwycięstwo. Być może chaos otaczający negocjacje opozycji nie jest tylko kwestią nieudolnego przywództwa, ale świadomą taktyką Schetyny. Pytanie tylko, czy jeśli lider PO przegra najbliższe wybory, jego partia nie odbierze mu władzy, zanim ta taktyka zacznie przynosić ewentualne plony.