Wystarczy strona na Facebooku, trochę zdjęć prywatnych, kilkadziesiąt wpisów, 300 "lajków", trochę przekierowań i udostępnień, by sytuację takiego fejsbukowicza porównać do stojącego nago na skrzyżowaniu ulicy Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich w Warszawie osobnika, wykrzykującego na dodatek swój życiorys z intymnymi szczegółami.