Walka z fake newsami czy cenzura?
To nie jest pierwszy raz, kiedy rząd lawiruje i nazywa niewygodne dla niego informacje fake newsami. Można by powiedzieć, po prostu "politycy kłamią” i wzruszyć ramionami. Cały problem w tym, że za zarzutami o publikowanie fake newsów już niedługo mogą iść surowe kary.
Kilka dni temu Onet donosił, że wszedł w posiadanie tajnej notatki, która informowała o tym, że rząd USA zamroził kontakty z Polską na najwyższym szczeblu (typu premier czy prezydent), do czasu zmian w ustawie o IPN. Po tym fakcie mieliśmy do czynienia z festiwalem wręcz cyrkowych akrobacji w wykonaniu rządu, bo najpierw zapewniano, że notatka w ogóle nie istnieje, a zaraz potem zapowiedziano ściganie za jej opublikowanie. No nie z takimi rzeczami w wypadku PiS mieliśmy do czynienia, w końcu rządzą już dwa lata i od dwóch lata nieustannie udowadniają, że rekordy kompromitacji dla nich po prostu nie istnieją. W końcu minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz stwierdził, że notatka była, ale nie zawierała informacji o żadnych sankcjach. Jeżeli tak, to z jakiego powodu w innej notatce o sankcjach pisał Jan Parys w tajnej analizie dla rządu? Dlaczego zapytany o to bezpośrednio nie zaprzeczył, lecz stwierdził, że nie będzie o tym rozmawiać publicznie? Może dlatego, że jest politykiem prawicowym, ale "przeddobrozmianowym”, czyli takim, który nie uważa, że w imię idei można wszystko? Inne źródła (np. amerykanista Zbigniew Lewicki w "Rzeczpospolitej") również potwierdziły doniesienia Onetu.
PiS przebija wszystkich poprzedników
Żaden rząd i żadne media nie kłamały w najnowszej historii Polski tak ostentacyjnie i tak beztrosko jak obecny (wraz z podległymi mu gazetami, portalami czy telewizją). Oni w ogóle sprawiają wrażenie jakby nie obchodziło ich czy sprawa się wyda, zresztą trochę racji mają. Zarówno dziennikarze, jak i politycy PiS-owscy zostali przyłapani na kłamstwie niezliczoną ilość razy, w sprawach mniej lub bardziej poważnych. Bywa, że jest to zabawne, jak na przykład zdjęcie "dziennikarza” (rządowego) z manifestacji KOD-u, które miało pokazywać jak mało osób na nią przyszło. Cały problem w tym, że nieopatrznie sfotografował przy okazji zegar w tle, który jak się okazało wskazywał, że ów "dziennikarz” wykonał tę fotografię... na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem protestu, kiedy oprócz organizatorów rzeczywiście mało kto jest obecny. Rozwiązanie są dwa: albo mają elektorat, na którym ich kłamstwa nie robią żadnego wrażenia, albo taki, który z kolei nie wierzy w nic poza rządową propagandą (ewentualnie trochę tak, trochę tak).Portal OKO.press początkowo, chyba całą swoją działalność oparł głównie na wytykaniu kłamstw polityków (w przeważającej większości PiS-owskich) i nie musiał się martwić o niedobór materiału, także po więcej przykładów, odsyłam do nich. No ale to i tak nie przekona tych, którzy wszelkie nierządowe media uważają za agentów obcego wpływu.
Podobieństwa tylko z nazwy
Dlaczego zarzucenie opublikowania fake newsa Onetowi jest takie ważne? Otóż zaraz po tej publikacji PiS zapowiedział... karanie za fake newsy. To jednoznacznie dowodzi, że partii tej można zarzucić wiele, a szczególnie podległym jej mediom, ale na pewno tym zarzutem nie może być nadmiar samokrytycyzmu. Sprawa jednak nie jest zabawna, bo w pierwszych przebąkiwaniach mowa o karach rzędu 4 mln zł. To ogromna kwota, nawet dla koncernu medialnego. Oczywiście fake newsy to epidemia dzisiejszych czasów, jednak ich źródło nie leży tam gdzie widzi je nasz rząd. Jak widać Onet zostałby ukarany za opublikowanie prawdziwej, ale niewygodnej dla rządu informacji. Już na tym przykładzie widać, że „walka z fake newsami” jest dla PiS-u jedynie kuriozalnie przekręconą nazwą zwykłej, starej jak świat cenzury. Obawiam się, że zamiast z kłamstwami będą walczyć z prawdą. PiS powołuje się na UE czy inne kraje zachodu lub na Węgry i twierdzi, że taka ustawa byłaby czymś normalnym. Jednak ustawy mają to do siebie, że nawet jedno słowo w tę czy w tamtą może całkowicie zmienić jej sens, o czym dowiedzieliśmy się przy okazji „afery Rywina”. Ustawa PiS-u z działaniami UE czy chociażby Francji będzie miała wspólną nazwę, jednak z pewnością inny cel. Zacznijmy od sprawy podstawowej i decydującej. Kto będzie ustalał co jest prawdziwą informacją, a co fake newsem, bo przecież ktoś musi? Otóż pewnie sądy, a do kogo należą sądy we Francji czy Szwecji, a do kogo w Polsce czy na Węgrzech? Gdzie są niezależne, a gdzie będą lub są sterowane przez polityków? Czyli już wiemy po co była reforma sądownictwa. Wychodzi na to, że naruszenie niezależności sądów od polityków nie wynikało z chęci uporządkowania zdegenerowanego środowiska sędziowskiego, ale było przygotowaniem właśnie pod takie ustawy. Dzisiaj jest tak, że np. podległa PiS-owi policja czy prokuratura oskarża setki protestujących, jednak ciągle niezależne sądy ich uniewinniają. Właśnie jednak zmieniła się Krajowa Rada Sądownictwa, więc zobaczymy jak długo.
PiS odwrotnie niż Unia
Kwestia kolejna: gdzie Unia widzi źródła fake newsów, a gdzie Polska? Otóż UE mówiąc fake news, ma na myśli nikomu nie znane portaliki, najczęściej zakładane albo sponsorowane przez Rosjan oraz konta w przeróżnych serwisach. To z tych "portalików” dowiemy się (dosłownie) o wojnie domowej w Szwecji, o tym, że wybuchły tam zamieszki w wykonaniu imigrantów (na dowód pokazano zdjęcie z zadymy lewaków w Mediolanie), a ich minister obrony narodowej prosi o pomoc wojskową sojuszników. To jeden z głośniejszych i głupszych przykładów, jednak takie portaliki (czy konta na YouTubie, Facebooku itd.) działają. Zwykle mają skrajnie prawicową retorykę i szczują nas na imigrantów, albo polityków liberalnych, promując tym samym nieliberalnych, autorytarnych, za to przyjaznych Moskwie. Przede wszystkim mają na celu destabilizację zachodu, chociażby poprzez podważanie fundamentów UE, takich jak tolerancja. PiS natomiast widzi rzecz dokładnie na odwrót. Karami za fake newsy grozi dużym, uznanym mediom, a nie troll-portalom. Może dlatego, że retoryka tych portalików wcale tak odległa retoryce PiS-u nie jest. Niestety, ale wiele osób bardziej wierzy anonimom z sieci niż uznanym mediom.
Walka z fake newsami tak, ale nie w wykonaniu PiS
Generalnie walka z fake newsami to śliski temat, nawet jeżeli w przeciwieństwie do naszego rządu ma się chwalebne zamiary. Byłbym przeciwko, jednak patrząc na to do jakiej rangi urósł ten problem, jaki ma zasięg i jakie realne szkody może wyrządzić (włącznie z wpływem na wynik wyborów) jestem za. Uważam, że wyjątek od pełnej wolności słowa można zrobić, jednak nie jestem za tym, żeby robił to PiS, bo tę sprawę można powierzyć wyłącznie politykom czy urzędnikom, do których ma się choć minimalne zaufanie, bo kwestia tego kto rozstrzygnie, co jest prawdą, a co fake newsem jest decydująca.