Wojciech Engelking: Narodziny prawicowego leminga
Po samorządowej konwencji PiS-u jest jasne: partia rządząca tworzy sobie nowego wyborcę, którym jest prawicowy leming. Ten projekt, acz niezły, ma jednak pewną słabość. Nazywa się ona Andrzej Duda.
Chyba każdy, kto ma choć odrobinę konserwatywnych (w zachodnioeuropejskim sensie tego słowa) znajomych, słyszał zdanie: "Zagłosowałbym na PiS, ale…".
Przed rokiem 2015 dokończenie tegoż zwykło się odnosić do smoleńskich miesięcznic, działalności Antoniego Macierewicza, wielokrotnie zgłaszanych oskarżeń względem Donalda Tuska o zdradę Polski. Po roku 2015 - do agresywnej retoryki partii rządzącej, rozbijania przez nią władzy sądowniczej, prezentowania swej działalności przez PiS jako wielkiego sprzeciwu wobec III RP, nierozliczenia komunizmu, Okrągłego Stołu i wychwalających tenże elit.
Już bez "ale”
Ujmując rzecz jednym zdaniem: dla wielu konserwatystów PiS był nie do przyjęcia dlatego, że nie był partią konserwatywną. Nie idzie mi tu o jego propozycje gospodarcze, sięgające do tradycji zachodnioeuropejskiego socjalizmu; idzie mi o politykę. Jakkolwiek bowiem PiS-owski program zawierał wiele pomysłów, które można by zaklasyfikować jako pochodzące z prawicowego kosmosu idei, sposób ich podania - a zwłaszcza wprowadzenia w życie - był sposobem rewolucyjnym. Publicyści zwykli komentować to tak: w 2015 r. PiS pokazał się jako partia umiarkowana - wystawiając Dudę i Szydło miast Kaczyńskiego i Macierewicza - ale, wziąwszy Pałac Namiestnikowski i Parlament, postanowił ujawnić swoją prawdziwą twarz.
Konwencja partii rządzącej przed wyborami samorządowymi pokazuje, iż choć w istocie PiS po 2015 r. porzucił swoje umiarkowanie, nie porzucił go na zawsze. Przeprowadziwszy najważniejsze z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego działania - reformę sądownictwa, sprzeciw wobec wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej - znów sięga po wizerunek, który wypracował w roku 2015. Tym razem jednak, jak się zdaje, sięga na dobre.
I dzięki temu - zabawię się w Joanną Szczepkowską - proszę państwa, w 2018 r. w Polsce rodzi się nowa prawica. Jeśli pójdzie jej dobrze, będzie rządzić latami, bo konserwatywny wyborca straci swoje "ale".
Prawicowy leming
Jaka jest ta nowa prawica? Przede wszystkim: rodzinna. Być może starając się iść wbrew opinii i o wyborcach, i politykach PiS-u jako sekcie, Jarosław Kaczyński wpadł na pomysł zaprezentowania kandydatów jego partii w wyborach samorządowych nie przez ich politycznych pryncypałów, lecz - bliskich: małżonków i rodzeństwo. Tym samym pokazał ich nie tyle jako ludzi nieopętanych religią smoleńską i przekonaniami o rozlicznych czyhających na Polskę spiskach, ale: jako normalną, pod względem sztafażu nowoczesną klasę średnią. Lub, by użyć określenia w 2012 r. zastosowanego przez Roberta Mazurka na wyborców PO: lemingów.
Kim były 6 lat temu lemingi? Nie fanatycznym elektoratem PO, ale ludźmi w niewielkim stopniu zainteresowanymi polityką. Przez to nie spełniali republikańskich wymagań, jakie stawiali przed nimi prawicowcy. Jeden ze związanych z PiS-em filozofów użył wobec nich staropolskiego określenia "pieczeniarze", odnosząc je do ich upodobania do robienia grilla podczas długich weekendów, które dla republikanów były upamiętnieniem wydarzeń takich, jak uchwalenie Konstytucji 3 Maja: okazją do pokazania swojego uczestnictwa w narodowej wspólnocie. Lemingi nad sprawy publiczne przedkładały prywatność, a politykę traktowały jako tę sferę życia, która zapewniała im ciepłą wodę co rano tryskającą z kranu. Gdzie im wychodzić na ulice, póki woda tryska!…
Dlaczego podobny wyborca w 2018 r. staje się wyborcą PiS-u? Z dwóch powodów. Po pierwsze: takiego wyborcę straciła opozycja. Nakłaniający po 2015 r. Polaków do wychodzenia na ulice działacze Koalicji Obywatelskiej czy KOD-u postawili się, w dużej mierze nieświadomie, na pozycji niegdyś zajmowanej przez PiS: zażądali, by wyborcy mieszali politykę do swojego życia prywatnego, by się angażowali. Owo pożądane zaangażowanie również było w swej strukturze PiS-owskie: czysto reaktywne, bo budowane w odniesieniu do działań partii rządzącej, a bez pozytywnej propozycji. To zaś dla leminga rzecz nie do pomyślenia. Jeśli ma bowiem leming jakąkolwiek dominującą cechę osobowości, jest nią egoizm: nigdy nie pójdzie się o coś bić w cudzej, bo wspólnotowej sprawie.
Drugim powodem jest - jak ładnie określił rzecz Michał Olech w analizie konwencji PiS-u na łamach portalu 300polityka.pl - przechodzenie Jarosława Kaczyńskiego z pozycji CEO PiS-u na pozycję szefa rady nadzorczej: kogoś, kto może i koordynuje część działań partii, lecz próżno go szukać na pierwszej linii frontu. Kaczyński zdaje sobie sprawę, iż większość młodych polityków jego ugrupowania (a nawet starszych: Joachima Brudzińskiego, Adama Lipińskiego) zarówno nie jest zainteresowana kontynuowaniem wojen z czasów Porozumienia Centrum, jak i nie jest w stanie ich udźwignąć. Przywdziewając archaiczny rynsztunek "zakonu PC", nowego elektoratu by nie zdobyli, a najtwardszy - stracili, bo wydaliby mu się niewiarygodni.
Swoje usuwanie się w cień Kaczyński zapoczątkował mianowaniem Mateusza Morawieckiego na stanowisko premiera, a konwencją samorządową przypieczętował.
Największy przegrany
W przejmowaniu przez PiS wyborcy-leminga i strojeniu się tej partii w nowe szatki - tym razem nie po to, by je zaraz zrzucić - jest jednak jeden wielki przegrany, który stanowi słabość tego projektu partii rządzącej. Tym przegranym i słabością jest Andrzej Duda.
Wystawiony w 2015 r. jako kandydat umiarkowany, Duda szybko tę twarz stracił: po pierwsze dlatego, iż pokazał, jak łatwo Jarosław Kaczyński może nim pomiatać, po drugie - bo swoim podpisem usankcjonował najbardziej rewolucyjne PiS-u postępowania. Mimo wielkiego kapitału społecznej sympatii, nastawionemu konserwatywnie, lecz niechętnemu (dawnemu) radykalizmowi partii rządzącej wyborcy zawsze będzie się kojarzył z brakiem trzeciego veta w ustawach o sądach (nawet, jeśli sama kwestia tych ustaw szybko zniknie z jego pamięci) i z okrzykami "Konstytucja!", kierowanymi w jego stronę na rozpoczęciu roku szkolnego w jednym z gdyńskich liceów.
To prawicowego leminga do prezydenta zniechęci.
Być może sam Duda to wie i dlatego na wspomnianym rozpoczęciu wygłosił przemówienie nijak niedostosowane do nastoletniej widowni - bo odnoszące się do kwestii Sądu Najwyższego - a na obchodach rocznicy Sierpnia 1980 r. uderzył w retorykę krwawej rewolucji w 1989 r. niby wyjętą z "Wieszania" Jarosława Marka Rymkiewicza. W układzie politycznym, w którym prawicowy leming, chętny, by grillować i polityką się nie przejmować - co najwyżej bezrefleksyjnie założyć koszulkę z Żołnierzami Wyklętymi - pójdzie w stronę PiS-u opartego na Mateuszu Morawieckim i kandydatach na prezydentów największych miast (Kacprze Płażyńskim, Patryku Jakim), prezydentowi pozostaje twardy elektorat partii rządzącej, który jego rewolucyjności nie tyle nie zapomniał, ile - odczytuje jako największą zasługę.
Problem w tym, że z racji wieku tego elektoratu, okres politycznej przydatności prezydenta pozostaje ograniczony.