Wiesław Dębski: Kaczyński zrobi wszystko, by nie brać na siebie odpowiedzialności
Prezes chętnie namiesza, skłóci wszystkich ze wszystkimi, porozdaje ciosy, poobsadza swoimi ludźmi wszelkie dostępne miejsca. Wyda polecenia pani premier i panu prezydentowi. Ale zrobi wszystko, by nie brać na siebie odpowiedzialności. Po co mu jakiś tam Trybunał Stanu, po co gniew ludu - pisze Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski.
Szanowni Państwo. Tak ostatnio buja samolotem o nazwie Polska, tak go rzuca to w jedną, to w drugą stronę, tak śmigają po pokładzie kartki głównej instrukcji obsługi, że uzasadnione jest pytanie: czy leci z nami pilot? Tym bardziej, że samolot podlega silnym zewnętrznym turbulencjom (Paryż, Syria, Ukraina)!
Problem w tym, że my nawet nie wiemy, kto jest pierwszym pilotem. Wydawałoby się, że to Beata Szydło, szefowa rządu, która powinna tak kierować naszymi sprawami, by żadne wybujałe ambicje, żadne żądze rewanżu nie mogły zagrozić państwu. Tymczasem w bojach o Trybunał Konstytucyjny, a więc także o stabilizację ładu konstytucyjnego, widzimy tylko partyjnych harcowników. To poseł Piotrowski, to posłanka Wassermann, to minister Ziobro bądź marszałek Kuchciński rozdają ciosy i otwierają wciąż nowe i nowe fronty. Oni przekonują, że najlepiej w Polsce znają się na prawie. Oni udają, że nie rozumieją, jak ważne jest przestrzeganie konstytucji i jakie są tej konstytucji zapisy. Oni wreszcie wcielają w życie najnowsze interpretacje ustawy zasadniczej, dokonywane w głównym punkcie dowodzenia, na ul. Nowogrodzkiej, bądź w jego filii na Żoliborzu.
A pani premier? Pani premier milczy. Ze spuszczoną głową wysłuchuje tego, co jej partyjni towarzysze opowiadają w Sejmie, ale nawet się nie zaczerwieni. Nie próbuje też zabrać głosu, powiedzieć, co o tym myśli, jak chce uprawiać „politykę dla obywateli”, gdy spora część tych obywateli jest wyrzucana poza nawias. Na marginesie: czy pani premier wiedziała o usunięciu ze stron rządowych raportu państwowej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej? A może to robota wyłącznie ministra Macierewicza? Czy firmuje pani premier finalizowany właśnie skok na media publiczne? Czy pani zgodziła się, by podwyższenie kwoty wolnej od podatku odłożyć na nie wiadomo kiedy? Itp., itd.
Ja rozumiem, że pani Beata Szydło przeszła już swoje pasmo upokorzeń, gdy w kampanii wyborczej nagle na powierzchnię wyszedł pan prezes, wcześniej skutecznie ukrywany przed wyborczym ludem. Dlaczego wyszedł? Bo uznał, że pani Szydło jednak nie daje rady. Później pani Beata została wysłana na urlop, a partyjni macho przygotowali dla niej skład rządu. I kandydatka na premiera straciła rezon. Jeśli jednak tak się stało, to wyjścia są dwa: albo podać się do dymisji, albo walczyć o swoją pozycję. Trzecie wyjście grozi po prostu utratą godności.
W sytuacji, kiedy szefowa rządu nie daje rady, powinien ją wesprzeć prezydent. Ale Andrzej Duda nie chce brać sterów w swoje ręce - na tyle oczywiście, na ile pozwala konstytucja. Ale ma przecież wiele uprawnień. To on decyduje kiedy przyjmie przysięgę od sędziów Trybunału Konstytucyjnego, to on może podpisać, bądź nie, ustawę, kierując się opiniami ekspertów, a nie domorosłych prawników z ul. Nowogrodzkiej. Może wreszcie huknąć ręką w stół i powiedzieć: nie godzę się z takim traktowaniem państwa, to ja jestem strażnikiem konstytucji, to ja odpowiadam za stan demokracji.
Tymczasem Pierwszy (?) Obywatel milczy. I posłusznie wykonuje przekazywane mu polecenia. Nawet takie, które go kompromitują - jako prezydenta oraz jako doktora prawa. I podpisuje ważną ustawę w kilkadziesiąt minut po przesłaniu z Senatu (bez konsultacji, bez ekspertów, mam wrażenie, że także bez przeczytania tekstu). Ułaskawia niewinnego (z punktu widzenia prawa) kolegę, który chwilę po tym zostaje ważnym ministrem. O północy przyjmuje przyrzeczenie od sędziów TK, byle tylko zdążyć przed posiedzeniem Trybunału. Nie czekając na kolejne posiedzenie jego rzecznik bez zmrużenia oka informuje, że głowa państwa nie wykona orzeczenia TK, czyli nie przyjmie przysięgi od trzech, zgodnie z prawem wybranych, sędziów.
Większość prawników wyrywa sobie włosy z głowy, publiczności opadają ręce, ale prezydent uśmiecha się beztrosko i robi swoje (swoje?).
Zastanawiam się przy tym, dlaczego Andrzej Duda tak łatwo rezygnuje z drugiej kadencji. Przecież, aby ją wygrać musi mieć poparcie 50 proc. wyborców. A o to, przy takim dzieleniu społeczeństwa, będzie niezwykle trudno.
Może więc stery samolotu pod nazwą Polska weźmie w swoje ręce Jarosław Kaczyński, naczelnik z Żoliborza? Jednak chyba nie. Prezes chętnie namiesza, skłóci wszystkich ze wszystkimi, porozdaje ciosy, poobsadza swoimi ludźmi wszelkie dostępne miejsca. Wyda polecenia pani premier i panu prezydentowi. Ale zrobi wszystko, by nie brać na siebie odpowiedzialności. Po co mu jakiś tam Trybunał Stanu, po co gniew ludu. Niech młodsi (Szydło, Duda) biorą ten ciężar na klatę.
Na przyszłość mam jednak prośbę do pana prezesa: by jeszcze przed wyborami ustalił, kto będzie pierwszym pilotem, kto kontrolerem lotu, a kto nawigatorem. I poinformował o tym pasażerów.
Aha, i jeszcze jedno: proszę w jednej z tych ról koniecznie obsadzić siebie. I więcej już przed wyborami nie chować się przed nami - my pana znamy, my wiemy, że to ściema, i że pan w schowku długo nie wytrzyma.