- Kiedy przyszedł moment ataku, mamy opaski, po jednym lub dwa granaty, a co piąty ma karabin. Nie ma, ani ciężkiej broni maszynowej, ani saperów, ani broni stromotorowej. To był pierwszy głęboki zawód, że coś jest nie tak, jak oczekiwaliśmy - mówi w rozmowie z WP.PL podpułkownik Edmund Baranowski, wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich, uczestnik powstania. Twierdzi również, że decyzja o wybuchu powstania została oparta na fałszywych przesłankach. - I tu jest najciekawsza historia, która do dzisiaj nie jest i nigdy nie będzie rozstrzygnięta: z kim na przedpolach Pragi rozmawiał "Monter" i kto mu przekazał tak sugestywnie wypowiedź, że na obrzeżach Pragi już są rosyjskie czołgi - wyjaśnia.