Słowacja zaatakowała Polskę wspólnie z Hitlerem i Stalinem
• Ponad 50 tys. żołnierzy słowackich zaatakowało Polskę we wrześniu 1939 r.
• Do Słowacji włączono Spisz i Orawę zamieszkane przez 34,5 tys. ludzi
• Słowaccy żołnierze brali udział m.in. w okupacji Zakopanego
• Na czele słowackiego rządu we wrześniu 1939 r. stał katolicki ksiądz Józef Tiso
Na myśl o europejskich, lub raczej wschodnioeuropejskich, sprzymierzeńcach Hitlera przychodzą nam zwykle do głowy Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy, znacznie rzadziej Słowacy. Pewnie dlatego, że przez długie lata mieliśmy do czynienia z Czechosłowacją, a Czesi jako żywo sojusznikami III Rzeszy nie byli. Inna sprawa ze Słowacją, z którą - co poszło w zapomnienie - toczyliśmy we wrześniu 1939 r. wojnę. Nie tylko z Niemcami i, po 17 września, z Sowietami.
O tym krótkotrwałym, acz wyjątkowo przykrym incydencie wojennym z chyba najmniej nam znanym sąsiadem przypomina wydana przez krakowski Znak książka byłego ambasadora RP na Słowacji, Andrzeja Krawczyka pt. "Słowacja księdza prezydenta". Przedstawia on w niej XX-wieczne dzieje Słowacji osnute wokół biografii jej przywódcy, ks. Jozefa Tisy, prezydenta Państwa Słowackiego, istniejącego od marca 1939 do maja 1945 r. Tiso - jak powiada autor książki - niezależnie od swoich "politycznych przekonań, planów, aspiracji i patriotycznych pobudek", "w wielkim historycznym rachunku 'zasług i krzywd' zapisał się po stronie Zła". Poniósł za to najwyższą karę; 19 marca 1947 r. Sąd Ludowy w Bratysławie skazał go na karę śmierci, wyrok wykonany został 18 kwietnia.
7 października 1938 r. utworzony został autonomiczny rząd słowacki, co Warszawa mylnie oceniła jako chęć pozostania Słowaków w jednym państwie z Czechami. Pod koniec tego miesiąca wystosowaliśmy ultimatum, że Praga ma nam przekazać część Śląska Cieszyńskiego. Warunki zostały przyjęte, nasze wojska wkroczyły na Zaolzie, ale i na Spisz, Orawę i do Jaworzyny, a Melchior Wańkowicz mógł dopisać ostatni rozdział: "Sztafety".
Stan gotowości
W Polsce zapanował entuzjazm, w Słowacji zaś... Władysław Kiernik 14 stycznia 1939 r. pisał z Pragi do Ignacego Paderewskiego: "Tułaliśmy się z p. Witosem po Słowaczyźnie i tam jednak spotkaliśmy się wkrótce z taką falą nienawiści do Polski, że musieliśmy wracać znów raczej do Czech, ale i tutaj zastaliśmy nie lepsze nastroje dla Polski". Jeśli chodzi o tereny słowackie, to do Polski włączono ich 226 km kw. z 4280 mieszkańcami. Zasadnym stawało się pytanie: Czy warto było?
Słowackie "Vysoke Tatry" z połowy stycznia 1939 r. podały, że na ścianie myśliwskiego pałacyku w Jaworzynie, który stał się rezydencją prezydenta Rzeczypospolitej, pojawił się napis: "Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi".
Prezydent Słowacji Jozef Tiso (w środku) i minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop (z prawej) w lipcu 1940 r.fot. NAC
A Giedroyciowa "Polityka" w 1. numerze z 1939 r. pisała: "Słowaczyzna była jednym z tych nielicznych krajów w Europie, w których polskie wpływy kulturalne szły w parze z wpływami politycznymi. Upadek rządów czeskich winien był wpływy polskie na tym terenie jeszcze znacznie zwiększyć. Tymczasem z jednej strony nasze niejasne stanowisko wobec sporu słowacko-węgierskiego, z drugiej nasze rewindykacje terytorialne, pozbawione dla Polski wszelkiego znaczenia, spowodowały zupełny przewrót w nastrojach społeczeństwa słowackiego w stosunku do Polski. Żądanie Spisza i Orawy to był kardynalny błąd polityczny. Powiększając Rzeczpospolitą o jakieś skrawki bez żadnego znaczenia, zaprzepaściliśmy najzupełniej nasze możliwości w tej stronie Europy Środkowej". A jeszcze niedawno Karol Sidor, konkurent ks. Tisy do sukcesji po Hlince, przemyśliwał o konfederacji z Polską. I nie on jeden...
Niemieccy i słowaccy funkcjonariusze na przejściu granicznym w Łysej Polanie, na granicy Generalnego Gubernatorstwa ze Słowacją, czerwiec 1940 r.fot. NAC
Tymczasem jedne wydarzenia goniły drugie i 14 marca 1939 r. sejm słowacki proklamował Słowackie Państwo (nazwę zmieniono niebawem na Republikę Słowacką). Już w nocy z 14 na 15 uznała je Polska - jako pierwsza, Niemcy dzień później, bo na razie ich wojska zajmowały Czechy, gdzie powstał Protektorat Czech i Moraw. Coraz wyraźniej było widać, że następnym kęsem dla wiecznie głodnego Hitlera będzie Polska.
30 kwietnia 1939 r. w Krakowie zapadła decyzja o stworzeniu Legionu Czechosłowackiego. Pod dowództwem ówczesnego ppłk. Ludwika Svobody znalazło się ponad tysiąc legionistów, w tym 40 proc. Słowaków.
Stanęli oni po stronie Polski, ale za niedaleką granicą zmobilizowano znacznie więcej Słowaków - na wojnę z Polską. 26 sierpnia 1939 r. pod broń powołano tam 10 roczników mężczyzn. Dzięki temu armia słowacka liczyła około 120 tys. żołnierzy. Ogłoszony stan gotowości obronnej poprzedziły liczne działania propagandowe. I tak 22 sierpnia w Bratysławie zwołano wielki wiec pod hasłem przywrócenia jako granicy polsko-słowackiej starej granicy węgiersko-galicyjskiej. "Co ciekawe - pisze Andrzej Krawczyk - istotną częścią antypolskich haseł były stwierdzenia, że z Polski, z Galicji przychodzą na Słowację Żydzi, którzy później 'pasożytują na pracy Słowaków'".
Zakopiańska defilada
O swoich planach ataku na Polskę Niemcy powiadomili ks. Tisę 24 sierpnia. Za współpracę wojskową zaproponowali gwarancję nienaruszalności istniejącej granicy Słowacji z Węgrami i powrót do granicy polsko-słowackiej sprzed 30 listopada 1938 r. Podobno Hitler zaoferować miał też Słowakom polskie Tatry z Zakopanem włącznie, ale sam Tiso uznał to za zbyt daleko idącą zmianę. Ze swej strony słowacki premier zastrzegł, że armia słowacka działać będzie wyłącznie na "historycznych terenach słowackich". Tak też się stało, a Tiso 28 sierpnia wystąpił z orędziem do narodu, informując o rzekomym zagrożeniu Słowacji przez Polskę. Już dwa dni wcześniej na Słowację wkroczyły pierwsze sojusznicze oddziały niemieckich żołnierzy. Słowacki naczelny dowódca i minister obrony narodowej Ferdinand Čatloš podporządkowany został operacyjnie dowództwu Wehrmachtu. Słowackie wojsko skierowane do działań przeciw Polsce nazwano Armią "Bernolak". Składała się ona z trzech dywizji i liczyła ponad 51 tys. żołnierzy. Organizacyjnie stała się
częścią niemieckiej 14. Armii gen. Wilhelma Lista.
Słowackie "uderzenie" nastąpiło 1 września o godz. 5 rano, ale do żadnej walki nie doszło. Ani w Podspadach, ani w Jaworzynie Polacy nie zamierzali się bronić, a dwaj policjanci z Jaworzyny, widząc około godz. 7.15 zbliżające się obce wojsko, wsiedli na rowery i pojechali do Bukowiny. Pierwsza dywizja słowacka w następnych dniach weszła do Jurgowa, a potem podążała na północ, dochodząc 5 września do rejonu Ochotnica-Kamienica-Rzeki. Trzy dni później dywizja odwołana została na Słowację, w Polsce pozostawiając jedynie małe jednostki. Głównymi przeciwnikami Słowaków byli polscy funkcjonariusze Straży Granicznej i Służby Celnej, opór stawiały im poza tym jednostki zaopatrzeniowe.
8 września - czytamy w "Słowacji księdza prezydenta" - "doszło do 'boju' z dziewięcioma polskimi żołnierzami z rozbitego przez Niemców oddziału w okolicy wsi Rzeki na skraju Gorców; polscy żołnierze zaczęli ostrzeliwać słowacki oddział w momencie uroczystego apelu 'braterstwa broni' Wehrmachtu i armii słowackiej". Co jeszcze? Trzy kompanie tej dywizji do 28 września pełniły służbę okupacyjną w Zakopanem. W tym czasie pojmały 50 polskich żołnierzy.
Trzecia dywizja słowacka weszła do Polski w okolicach Muszyny i Krynicy, posuwając się na 60 km w kierunku na Jasło i Krosno. Słowackie oddziały starły się z polską Strażą Graniczną i wycofującą się regularną polską jednostką w rejonie Tylicza.
Znajdująca się w odwodzie 2. Dywizja granicę przekroczyła dopiero 8 września niedaleko Dukli i Baligrodu. Później wyłapywała polskich niedobitków na południu od Krosna i Sanoka. A ośmiokrotnie słowackie samoloty eskortowały niemieckie bombowce dokonujące nalotów w południowo-wschodniej Polsce, m.in. na Tarnopol.
"O niewielkim wysiłku wojennym Słowacji świadczy fakt - pisze Andrzej Krawczyk - że w kampanii w Polsce armia słowacka straciła jedynie 24 żołnierzy (w tym, jak zapisano sumiennie w wojskowej dokumentacji, jednego, którego... kopnął nieszczęśliwie koń na postoju jeszcze 30 sierpnia; jednego, którego postrzelił niechcący kolega; jednego, który popełnił samobójstwo i kilka ofiar wypadków).
Nie przeszkodziło to rządowi słowackiemu w ustanowieniu, już 11 września, medalu wojskowego "Za wyzwolenie Jaworzyny". Adolf Hitler odznaczył zaś Krzyżami Żelaznymi wspomnianego już gen. Ferdinanda Čatloša oraz jeszcze jednego słowackiego generała i jednego pułkownika. Z kolei Čatloš w Spiskim Podhradiu odznaczył sporą grupę żołnierzy "za męstwo i waleczność", a w Zakopanem (gdzie żołnierze słowaccy znaleźli się, łamiąc wcześniejsze ustalenia Tisy z Hitlerem) uhonorował żołnierzy pełniącego tam obowiązki okupacyjne batalionu z 4. Pułku Piechoty i urządził defiladę. 4 października w Popradzie oddziały prawie całej 1. Dywizji, przemaszerowały przed ks. Jozefem Tisą. Trzy tygodnie później został on jednogłośnie wybrany przez słowacki parlament i zaprzysiężony na prezydenta kraju.
Komu Spisz...
"Udział Słowacji w wojnie z Polską - czytamy w 'Słowacji księdza prezydenta' - zakończył się umową słowacko-niemiecką o przebiegu granicy. Cały Spisz i Orawa zostały włączone do Państwa Słowackiego (70 km kw. i 34,5 tys. ludzi, dotychczasowych obywateli Rzeczypospolitej). Uboczną, acz ważną konsekwencją zaangażowania w wojnę przeciwko Polsce był wzrost znaczenia Hlinkovej gardy [Gwardia Hlinkowa - paramilitarna formacja Słowackiej Partii Ludowej - przyp. red.], która w związku z mobilizacją na przełomie sierpnia i września oraz wprowadzeniem na kilka tygodni reżimu zbliżonego do stanu wyjątkowego otrzymała uprawnienia policji pomocniczej. Częścią tego procesu było wprowadzenie obowiązku członkostwa w Hlinkovej gardzie dla wszystkich mężczyzn od 16. do 60. roku życia.
Wojnę ze Słowacją, niezależnie od tego, co o niej myślimy, Polska przegrała. Coś jednak mogliśmy sobie po niej zapisać po stronie zysków. Niewątpliwie była to wojna niepopularna wśród samych Słowaków i autorytet ks. Tisy na niej ucierpiał. Anglia i Francja zerwały ze Słowacją stosunki dyplomatyczne, natomiast ambasador Słowacji w Polsce Ladislav Szathmary już 1 września odciął się od polityki swojego rządu. Zaproponował wystąpienie radiowe w tej kwestii i 2 września, zwracając się do swoich rodaków, powiedział do mikrofonów Polskiego Radia: "To nasza powinność, abyśmy w tej doniosłej chwili stanęli wszyscy u boku narodu, który walczy o najwyższe ideały ludzkości. [...] Nie możemy podążać z polityką, która musi zhańbić synów narodu słowackiego".
Nasze władze pomogły Szathmary'emu opuścić Polskę. 10 września ambasador przez Rumunię wyjechał do Francji. Wojnę spędził na Zachodzie, m.in. pełniąc funkcję ambasadora Czechosłowacji przy emigracyjnym rządzie w Norwegii. Po wojnie otrzymał podrzędne stanowisko w Pradze, w MSZ. Zmarł 4 grudnia 1946 r.
Zapomniany w Polsce konflikt na Spiszu i Orawie znacznie lepiej pamiętany jest przez Słowaków. Jednak i po naszej stronie pamięta się, że np. sławny żołnierz wyklęty, podhalański "Ogień", czyli Józef Kuraś, współpracę z Państwem Słowackim, do jakiej doszło we wsiach przyłączonych do tego państwa w latach 1939-1945, uznał za kolaborację równą tej z Niemcami. I karał za nią.
A konflikty o to, komu należy się Spisz, komu Orawa i inne tamtejsze ziemie, nie miały - zda się - końca, bo dopiero 13 czerwca 1958 r. rządy PRL i CSRS podpisały porozumienie zamykające spory graniczne.
Krzysztof Masłoń, Historia do Rzeczy
Polecamy: Polskie imperium kolonialne