Trwa ładowanie...

Słodycze, kawa i owoce - o to walczyliśmy w PRL przed Bożym Narodzeniem

Wewnątrz kłębił się tłum. Kolejkę stanowił niekończący się korowód, trudno było się zorientować, kto należy do "ogonka", a kto chce tylko popatrzeć. A było na co. Rzucono bezkartkowe słodycze, kawę i jakieś owoce - wspomina Internautka Lucyna Turek. Przed Bożym Narodzeniem, te pozornie zwyczajne produkty, w PRL dla wielu były trudnym do zdobycia rarytasem.

Słodycze, kawa i owoce - o to walczyliśmy w PRL przed Bożym NarodzeniemŹródło: PAP, fot: Zbigniew Nowak
d1z4fo9
d1z4fo9

Był rok 1981 lub 1982. Wracałam do domu na święta z internatu. Była to podróż z przesiadką. W Baranowie musiałam poczekać pół godziny na autobus z Ostrołęki, aby pokonać ostatni odcinek do domu. Ciemno, jak to w grudniu, wietrznie, pamiętam też, że był mróz. Betonowy przystanek zapewniał jeszcze mniej ciepła niż niedogrzany autobus. Postanowiłam rozmrozić nogi w pobliskim "pawilonie", jak szumnie nazywano zbudowany chyba już w latach osiemdziesiątych piętrowy sklep, typowy dla późnego Gierka.

Na schodach stała kolejka, której koniec niknął za przymkniętymi z powodu zimna wahadłowymi drzwiami. Pomyślałam, że pewnie trafiłam na jakąś przedświąteczną dostawę. Wytłumaczyłam, że chcę się tylko ogrzać i wpuszczono mnie do środka. Wewnątrz kłębił się tłum. Kolejkę stanowił niekończący się korowód, trudno było się zorientować, kto należy do "ogonka", a kto chce tylko popatrzeć. A było na co.

Po pewny czasie dotarły do mnie informacje, że rzucono bezkartkowe słodycze, kawę i jakieś owoce. "A co mi tam - pomyślałam - jestem ponad to". Taka forma psychicznej obrony, kiedy i tak nie ma nadziei...

d1z4fo9

Kiedy pomyślałam, że chyba powinnam już iść na przystanek, zauważyłam po drugiej stronie lady koleżankę z internatu. Pomachałam jej ręką, przeciskając się w stronę wyjścia, ale ona zaczęła gwałtownie gestykulować i przekrzykiwać podniecony tłum. Zrozumiałam, że mam udać się na tyły sklepu. Czekała tam na mnie z papierową torbą.

- Masz. Grejpfruty, cukierki czekoladowe. Po kilogramie. I kawa. Mama wie, zgodziła się.

- Ale ja nie mam pieniędzy.

Było mi przykro i wstyd, że z tak przyziemnego powodu całe jej poświęcenie na nic. Bo niechby ktoś z kolejki się zorientował...

d1z4fo9

- Bierz. Oddasz w internacie - wcisnęła mi torbę.

Przez chwilę stałam oszołomiona nie wierząc własnemu szczęściu. Zanim przydreptałam na przystanek, autobus niestety odjechał, ale jakie to miało znaczenie. Wobec takiego skarbu. Co to jest te sześć kilometrów po ubitym śniegu?

Dziś chyba wcale nie jest łatwiej zostać Świętym Mikołajem.

d1z4fo9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1z4fo9

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj