Prof. Matczak: "Jak Sąd Najwyższy ma rozstrzygnąć o ważności wyborów, które się nie odbyły?" [WYWIAD]
"Nie może być tak w demokratycznym państwie, że dwóch ludzi spotyka się i decyduje, że przesuwa wybory. To jest zapisane w ustawie zasadniczej i innych ustawach. Kropka. Podstawowy błąd, który został popełniony u zarania uchwalonej w czwartek ustawy polega na tym, że w ogóle założono, że wybory mogą się odbyć w środku pandemii. Od tego się zaczęło" - mówi konstytucjonalista, prof. Marcin Matczak w rozmowie z WP.
Marcin Makowski: Jak wytłumaczyć, od strony prawnej, co dzieje się obecnie w kwestii przeprowadzenia wyborów prezydenckich. W jakiej sytuacji konstytucyjnej się obecnie znajdujemy?
Prof. Marcin Matczak: Wydaje mi się, że znajdujemy się przede wszystkim w sytuacji niekonstytucyjnej. W tej chwili wiem właściwie jedną rzecz, która mnie mocno przeraża. Zgodnie z polską konstytucją w niedzielę mają być wybory, które w środę wieczorem zostały "odwołane" przez dwóch polityków, dyskutujących na Nowogrodzkiej "bez żadnego trybu". Zakładając, że w to odwołanie włączy się Sąd Najwyższy, co w ogóle jest dosyć zaskakującą sytuacją. Z punktu widzenia prawnego jasne jest tylko to, że coś poszło bardzo nie tak, a obowiązek konstytucyjny, którym jest doprowadzenie do demokratycznych wyborów nie został zrealizowany. Zamiast tego próbuje się zastosować rozwiązanie zastępcze, które samo w sobie jest wątpliwe. To poważny problem z demokracją.
Z drugiej strony architekci tego porozumienia, Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin twierdzą, że przecież nie podejmują decyzji za Sąd Najwyższy. Wybory się nie odbędą, więc ogłoszenie nowych wynika z tego faktu, a nie ich woli.
Proszę zobaczyć, że język którego oni używają jest bezosobowy: "wybory się nie odbędą", "do wyborów nie dochodzi", "to jest efekt jakiegoś procesu". Nie. Za wyborami miały stać konkretne osoby, które miały do nich doprowadzić i się z tego zadania nie wywiązały. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chcę się teraz skupiać na przeszłości, bo mówi się, że dobry manager powinien zawsze umieć wyjść z problemu i postawić krok do przodu. Chcę tylko na chwilę się zatrzymać i objąć refleksją to, co się stało. Nie może być tak w demokratycznym państwie, że dwóch ludzi - nawet polityków - spotyka się i decyduje, że przesuwa wybory.
To jest zapisane w ustawie zasadniczej i innych ustawach. Kropka. Podstawowy błąd, który został popełniony u zarania uchwalonej w czwartek ustawy o głosowaniu korespondencyjnym polega na tym, że w ogóle założono, że wybory mogą się odbyć w środku pandemii. Od tego się wszystko zaczęło. Właśnie po to konstytucja przewidziała 20 lat temu możliwość wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, aby do obecnej sytuacji nie doszło. Jesteśmy w chaosie, którego można było uniknąć.
Nie widzi pan żadnych pozytywów?
Widzę przede wszystkim wątpliwości prawne. Bo co Sąd Najwyższy ma rozstrzygnąć, skoro żadnego wyboru w wyborach prezydenckich nie dokonano? Jak ocenić ważność wyborów, które się nie odbyły? Uwagi i protesty można przecież złożyć w dwóch kwestiach: jeśli popełniono przestępstwo przeciwko wyborom, albo zdarzyło się coś, co narusza kodeks wyborczy. Trudno popełnić przestępstwo w czasie wyborów, których nie ma. Nie wiadomo zatem co Sąd Najwyższy ma badać i co wyborcy mieliby oprotestowywać. Może znajdzie się jakiś anonimowy internauta, które coś wyśle, ale sędziowie będą musieli nieźle kombinować. Przecież wystarczy zerknąć, jak to wyglądało w 2015. W uchwale Sądu Najwyższego czytamy po prostu, że stwierdzono ważność wyboru Andrzeja Sebastiana Dudy na stanowisko prezydenta. Teraz nie będzie można ogłosić nawet czegoś takiego.
Wygląda na sytuację patową. Nie ma z niej żadnej drogi wyjścia?
Załóżmy, że Sąd zastosuje bezpośrednio konstytucję i nie będzie się bawił w żadne kwestie proceduralne odnośnie protestów. Po prostu orzeknie: nie było wyborów, więc w stanie wyższej konieczności stwierdzamy ich nieważność na podstawie art. 129 ustawy zasadniczej.
Co wtedy?
Teoretycznie przechodzimy w taki sam tryb, jakby prezydent ustąpił ze stanowiska i działamy w trybie przyspieszonym odnośnie organizacji następnego głosowania. W ciągu 14 dni marszałek Witek ogłasza kolejne wybory i one odbywają się w ciągu 60 dni od ogłoszenia. Jeśli Sąd Najwyższy zachowa się właśnie w taki sposób, otworzy furtkę do tego rozwiązania, ale chcę podkreślić - to będą już nowe wybory. Takie, które powinny się odbyć z punktu zero - ze zgłaszaniem kandydatów i zbieraniem podpisów.
Rząd chce pójść jednak na rękę kandydatom, którzy już podpisy zebrali i zwolnić ich z tego obowiązku. Może to sensowne rozwiązanie?
Prawnie nie ma takiej możliwości. Podpisy były zbierane w konkretnym celu na wybory 10 maja. Skoro mamy restart kalendarza wyborczego, wszystko musi zostać zresetowane. Oczywiście podniosą się argumenty, że przecież nie możemy się trzymać sztywno procedur, bo wiadomo jakie czasy, ale to przecież niszczy państwo. A jeżeli ktoś będzie się chciał wycofać? A jeśli ktoś inny będzie chciał przystąpić do wyborów? Przecież to możliwe. Co wtedy? Jak ma zebrać podpisy w tak krótkim czasie w sytuacji pandemicznej? Prawo jest dosyć precyzyjną maszyną i systemem naczyń połączonych.
Jeżeli gdzieś w jednym miejscu ktoś nie dopełni swojego obowiązku, np. nie ogłosi stanu klęski żywiołowej i będzie parł do wyborów mimo wszystko. Raz zakombinuje, później drugi, to gdzieś to w końcu dalej wybije. Mamy obecnie do czynienia z chorobliwą próbą łatania dziur w przeciekającym okręcie. Wszystkim się nam to odbije czkawką. Tworzymy precedens, który może zostać powtórzony przy wszystkich kolejnych wyborach, jeśli będą władzy nie na rękę.
Czy z perspektywy wariantów alternatywnych obecny wydaje się panu najlepszym z możliwych? Być może przy złych rozwiązaniach, to było najmniejszym złem?
Odmawiam brania udziału w ocenianiu naruszeń konstytucji w zależności od tego, które było najmniejszym, a które największym. Raz jeszcze podkreślam, mamy stan klęski żywiołowej i należało z niego skorzystać. Reszta jest wtórna. Oczywiście możemy dyskutować, tylko co z czym mam porównywać?
Może na przykład wariant obecny z hipotetycznym scenariuszem dymisji prezydenta? Albo z pytaniem marszałek Sejmu do Trybunału Konstytucyjnego o zmianę terminu wyborów?
No dobrze, ale pytanie do Trybunału Konstytucyjnego też da się ze wszystkich stron skrytykować, więc może faktycznie byłoby lepiej, gdyby prezydent zrezygnował? Wtedy mielibyśmy przynajmniej jasność i nie bawili się w gierki z uznawaniem wyborów za nieważne i przymuszać do czegoś władzy sądowniczej. Skoro prosił mnie pan o ocenę, to rozwiązanie byłoby lepsze.
Platforma Obywatelska stwierdziła, że gdyby wybory odbyły się 10 maja ich kandydatka - Małgorzata Kidawa-Błońska nie weźmie w nich udziału, ponieważ są nielegalne. Czy wybory, które odbędą się latem na zasadach o których rozmawialiśmy, podlegają pana zdaniem tej samej ocenie, czy trzeba jednak przełknąć wszystkie ich wady jak gorzką pigułkę i po prostu wziąć w nich udział.
To zależy od tego, jak one będą zorganizowane. Są trzy warunki, które muszą spełnić, aby były legalne. Po pierwsze - musi być wystarczająco dużo czasu na przeprowadzenie normalnej kampanii wyborczej, dlatego kalendarz nie może być bardzo krótki, bo wybory to nie jest tylko głosowanie. Głosowanie to ich finał. Po drugie - ta kampania musi być możliwa do prowadzenia. Jeśli nadal będą obowiązywać obostrzenia pandemiczne, znowu pojawią się wątpliwości co do równość szans. Po trzecie - wybory korespondencyjne dla całości państwa są niezwykle trudnym wyzwaniem. Muszą one gwarantować powszechność i tajność, muszą być zatem bardzo dokładnie przygotowane, a ludzie muszą wiedzieć, jak głosować, aby się nie mylili. Nie wiem, czy przy takim tempie to możliwe.
To są wszystko uwagi natury ogólnej. Jaką decyzję podjął pan jednak osobiście - czy weźmie pan udział w wyborach korespondencyjnych?
Będę obserwował tę rzeczywistość, bo może się okazać, że politycy pójdą po rozum do głowy i kalendarz nam się nieco przedłuży, np. do września. Jeżeli reszta wymienionych wcześniej warunków zostanie spełniona, to myślę, że mógłbym wziąć w nich udział, ale ten scenariusz jest mało prawdopodobny. Obawiam się, że władza przyspieszy, będziemy mieć powtórkę z rozrywki, a wtedy te wybory będą po prostu nielegalne.
Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Opinie