Koziński: "Platforma miała ścigać PiS. Znalazła się w kleszczach między Lewicą i Hołownią" [OPINIA]
Porozumienie, jakie zawarło PiS z Lewicą w sprawie głosowania za Funduszem Odbudowy Europy, po raz kolejny pokazało, że polityka potrafi być nieprzewidywalna. Jeszcze niedawno wydawało się, że opozycja zmusi pozbawiony większości sejmowej obóz władzy do ustępstw.
Nagle sytuacja się odwróciła. To już nie PiS ma problem, ale największa partia opozycyjna, która najmocniej postawiła na opcję blokowania funduszu. Co ta zamiana ról oznacza dla Platformy?
Teoria kleszczy
Wieczór 13 października 2019 r. W ogłoszonych właśnie wynikach wyborów PiS odnosi historyczny sukces - jako pierwsza po 1989 r. partia w Polsce po raz drugi wygrywa, wybory zdobywając samodzielną większość. Ale prezes PiS błyskawicznie entuzjazm studzi. Jego zaledwie kilkuminutowe wystąpienie jest mocno przygaszone. "Musimy się zastanowić nad tym, co się nie udawało, i co spowodowało, że poważna część społeczeństwa jednak uznała, że nie należy nas popierać" - mówił. I jeszcze: "Jesteśmy formacją, która zasługuje na więcej. Otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej".
To był motyw tego wieczoru. "Zasługujemy na więcej" - te słowa najbardziej zapadły w pamięć i odebrano je jako wyraz niezadowolenia z wyniku wyborów. PiS osiągnął wprawdzie świetny wynik, rekordowe 43,59 proc. głosów, ale przełożyło się to zaledwie na 235 mandatów, tyle samo, ile ta partia zdobyła cztery lata wcześniej. Kaczyński ewidentnie liczył na więcej, tym bardziej, że PiS w kampanię wyborczą włożył całą energię. Tymczasem, zamiast mieć wyraźną przewagę w Sejmie, być blisko większości konstytucyjnej, udało się zdobyć zaledwie pięć mandatów poza absolutne minimum.
Zobacz też: Fundusz odbudowy. Katarzyna Lubnauer krytykuje Lewicę za rozmowy z PiS
W dodatku te wyniki sugerowały, że to szczyt możliwości PiS-u. Bo do parlamentu weszła Konfederacja, w dodatku z niezłym wynikiem. W ten sposób złamana została doktryna Kaczyńskiego, mówiąca, że na prawo od PiS może być tylko ściana. Wydawało się wtedy, że PiS będzie się powoli zużywał, a jego elektorat będą przejmować (od środka) PSL z Platformą oraz (od prawej) Konfederacja.
Później pojawiła się pandemia, która skutecznie zamroziła politykę w Polsce, nie było okazji przetestować w praktyce teorii o PiS-ie w kleszczach. Za to teraz w podobnych kleszczach znalazła się PO. Ta, która miała zaciskać jedną ze szczęk wokół PiS-u, musi sama się teraz bronić, żeby nie zostać ściśniętą. Sytuacja jak w kinie, kiedy nagle ścigany staje się ścigającym. Nieoczekiwana zamiana ról. W filmach taki zwrot akcji to dodatkowy zastrzyk emocji. Ale w polityce zwykle zwiastuje duży ból głowy.
Ryzykowna gra funduszem
Teraz tego bólu głowy doświadczają Platforma i jej szef Borys Budka. Po pierwsze, bo próbując zastawić pułapkę na PiS, podjął ryzyko, wchodząc na teren spraw unijnych. Obrona wartości europejskich to DNA systemu ideowego Platformy. Partia grożąc, że będzie przeciw zatwierdzeniu Funduszu Odbudowy Europy, poważnie ryzykowała, że zostanie uznana za ugrupowanie eurosceptyczne, głosujące ramię w ramię z Solidarną Polską i Konfederacją przeciw Europie. Ten manewr byłby skuteczny tylko wtedy, gdyby udało się zmusić PiS do ustępstw w kwestii Krajowego Planu Odbudowy (KPO) - ale na to się nie zanosi.
Po drugie, ta strategia ma przełożenie na sytuację Budki wewnątrz PO. Przewodniczący partii ma w niej coraz słabszą pozycję, co chwila dochodzą głosy o tym, że działacze partyjni są zirytowani sposobem kierowania ugrupowaniem. Jeśli na to jeszcze nałoży się porażka w sprawie głosowania w Sejmie wokół KPO, to pozycja Budki w Platformie może bardzo mocno osłabnąć.
Faktem jest, że Funduszu Odbudowy Europy jest kluczowym instrumentem dla przyszłości UE. Na jego przyjęcie czekają wszystkie kraje unijne, dla większości z nich (zwłaszcza tych z południa) to być albo nie być. Gra w jego ratyfikację dla całej opozycji była hazardem - bo wyborcom tych ugrupowań trudno byłoby zrozumieć, że ich partie głosują przeciw niemu.
Dlatego Lewica, budując porozumienie z PiS, zachowała się racjonalnie. Nie dość, że poparła proeuropejski projekt, to jeszcze może się pochwalić, że udało jej się zmusić rządzących do ustępstw. Szymon Hołownia już wcześniej deklarował, że jego posłowie fundusz poprą. Tylko PO i PSL grymasiły - i teraz zostają na spalonym, bo ich głosy nie są potrzebne do zatwierdzenia KPO. Z Lewicą i Polską 2050 ma on większość, nawet jeśli przeciw zagłosuje Solidarna Polska.
Teraz Platforma i Ludowcy są w trudnej sytuacji. Zagłosują za Funduszem? On przejdzie ich głosami - ale to Lewica będzie mogła triumfalnie ogłosić, że miała rację. Zagłosują przeciw? Staną w jednym szeregu z eurosceptykami. Wstrzymanie się lub absencja - wtedy PiS będzie w stanie przyjąć fundusz własnymi głosami, ale i tak Lewica będzie mogła głosić, że zmusiła tę partię do ustępstw. Dla PO i PSL pozostaje jedynie wybór mniejszego zła.
Oczywiście, głosowania w tej sprawie jeszcze nie było, być może dojdzie do niego w połowie maja. Ale jeśli do tego czasu Budka nie znajdzie pomysłu na to, żeby wyrwać się z impasu, to kleszcze, które tworzą teraz Lewica i Hołownia, zaczną coraz skuteczniej rozrywać PO. Tej partii nie wystarczy czekać - będzie musiała podjąć radykalne działania, by odzyskać inicjatywę po stronie opozycji. Bo za jakiś czas może nie mieć okazji na odzyskanie tej inicjatywy.
I odwrotnie. PiS, który od pewnego czasu pogrążał się w marazmie, teraz ma szansę znów odzyskać ton. Przyjęcie KPO połączone z ogłoszeniem Nowego Ładu może tę partię na nowo zrewitalizować, pozwolić jej przejąć inicjatywę i odrobić stracone w ostatnich miesiącach punkty procentowe w sondażach.
Choć oczywiście karty w polityce cały czas rozdaje COVID-19. On niesie ze sobą tak ogromną dawkę nieprzewidywalności, że w każdej chwili wszelkie polityczne przewidywania mogą wziąć w łeb. Choć dziś wygląda na to, że ta nieprzewidywalność to jedyna szansa PO na wyjście z pata, w którym się znalazła.