PiS o krok od ośmiorniczek. Lawina aferek może przysypać Dobrą Zmianę
Wysokie nagrody dla ministrów, narzekania Jarosława Gowina na zarobki czy gigantyczne wydatki z kart służbowych w MON. Do tego kryzys dyplomatyczny wywołany na własne życzenie. PiS jest w największej defensywie od początku rządów.
Prawo i Sprawiedliwość miało już w tej kadencji problemy - a to Bartłomiej Misiewicz, a to kolizja Andrzeja Dudy, a to kraksa Beaty Szydło, a to ktoś głupio chlapnął i była afera na 2-3 dni. Ale trudno przypomnieć sobie takie nagromadzenie spraw budzących oburzenie. I to nie tylko u tych, którzy płaczą nad upolitycznionym Trybunałem Konstytucyjnym czy przejmowaną właśnie Krajową Radą Sądownictwa, bo jak pokazują niezmiennie sondaże PiS-owi to nie szkodzi.
Nagrody dla odwołanych
Za to zaszkodzić mogą (i zaszkodzą, pytanie w jakim stopniu) kolejne doniesienia o nagrodach, tak jak wyborców PO oburzyły ośmiorniczki i "za 6 tys. to tylko złodziej lub idiota może pracować". I choć ośmiorniczki nie są drogie (dzisiaj przeciwnicy PiS dla żartów przeliczają nagrody ministrów na setki porcji ośmiorniczek), a pensje wiceministrów są rzeczywiśnie niskie (bo to o nich mówiła potajemnie nagrana Elżbieta Bieńkowska), przylepiło się to do PO i było jednym z czynników wyborczej porażki.
Teraz w niebezpieczeństwie jest PiS, które ma już swoje ośmiorniczki (czyli wielotysięczne nagrody), niedawno zyskało też swoje "za 6 tysięcy to tylko złodziej...". Jarosław Gowin stwierdził że za ministrowania u Tuska nie wystarczało mu do pierwszego. I choć polityk szybko przeprosił, nie mam wątpliwości, że ta niefortunna wypowiedź przylgnie do niego na lata.
Zobacz także: Ceny niższe niż w barze mlecznym. Takie rzeczy tylko w Sejmie
Przełom zimy i wiosny to dla rządzących zawsze problem, bo dziennikarze zaczynają dostawać odpowiedzi na złożone na początku stycznia wnioski o dostęp do informacji publicznej na temat nagród rocznych. Odpowiedzi są ujawniane w odcinkach - dla tabloidów każde kolejne 50 tysięcy nagrody dla ministra to materiał na następną pierwszą stronę. Temat jest na tyle nośny, że o nagrody zaczęli pytać posłowie opozycji w interpelacjach - gdyby dziennikarze pominęli jakiegoś ministra, oni nagłośnią temat w swoich kanałach społecznościowych.
Odwołani z nagrodami
W tym roku temat jest jeszcze bardziej nośny, bo nagrody dostali też ci ministrowie, którzy zostali odwołani ze stanowisk w niedawnej rekonstrukcji. Skoro zostali odwołani, to znaczy że się nie sprawdzili, a skoro się nie sprawdzili to nie powinni dostać nagród. Już same kwoty (i te przypadające na konkretne osoby, i ich suma) oburzają ludzi.
Ale jeszcze gorsze są mało inteligentne tłumaczenia polityków PiS, na przykład Antoniego Macierewicza. Były minister pytany o 15 mln zł wydane przez półtora roku za pomocą kart kredytowych przekonywał, że za jego poprzednika wydano 100 tys. zł więcej. Kiedy wydaje się, że gorzej być nie może, okazuje się, że tuż przed odwołaniem Antoni Macierewicz rozdał w swoim resorcie ponad 80 tys. zł nagród.
Kumulacja
Nie bez znaczenia są też sprawy z pozoru błahe, które nawarstwione i nagłośnione przez opozycje trafiają do społecznej świadomości. Chodzi o kolejne policyjne i prokuratorskie represje wobec zwolenników opozycji protestujących na ulicach (za krzyczenie "Lech Wałęsa" czy za białe róże), tak widoczne na tle pobłażliwości wobec narodowców i neofaszystów.
Do tego dochodzi zwykła nieudolność, a czasami pech. To pierwsze to przypadek nowelizacji ustawy o IPN, która doprowadziła do kryzysu dyplomatycznego z Izraelem Choć Amerykanie ostrzegali rząd przed przyjmowaniem ustawy w takiej formie, notatka MSZ ze spotkania trafiła do najważniejszych polityków dwa dni po głosowaniach w Sejmie.
Korkociąg
Przykładem tego drugiego może być kolejna kolizja samochodu z prezydentem Andrzejem Dudą na pokładzie. Nic groźnego się nie stało, straty też nie są jakieś poważne, ale przypominają się poprzednie kraksy polityków PiS. No i trudno o lepszy dowód na to, że zamiana BOR na Służbę Ochrony Państwa nie zdziałało cudów. W dodatku kosztowało miliony - dokładnie niemal 400, które trzeba było zgodnie z prawem wypłacić funkcjonariuszom.
"Jak nie idzie to nie idzie" - mawiał Grzegorz Schetyna (a wie co mówi, patrz: ostatnie 2 lata). Teraz w korkociąg wpadło Prawo i Sprawiedliwość, dotychczas impregnowane na kłopoty. Wydaje się, że kierownictwo partii już to dostrzegło i próbuje z tego korkociągu wyjść. Mateusz Morawiecki zapowiada, że zmniejszy liczbę wiceministrów (dzisiaj to rekordowe 102 osoby), co przyniesie konkretne oszczędności. Ale negatywny bagaż PiS jest już tak duży, że to będzie musiał być zaledwie pierwszy krok ofensywy.