Mit rozmów w Magdalence
Ustalenia zawarte przez przedstawicieli PZPR i "Solidarność" przy Okrągłym Stole to efekt długich negocjacji toczonych w podwarszawskiej Magdalence. Wokół rozmów powstało wiele mitów mówiących m.in. o zmowie elit i zdradzie przywódców "Solidarności". Ich powstawaniu sprzyjały zdjęcia z alkoholowej biesiady, opublikowane w 1991 r. przez gen. Czesława Kiszczaka. Bez rzetelnej wiedzy o tym, co naprawdę stało się w Magdalence, trudno zrozumieć istotę polskiej transformacji ustrojowej.
Niewiele jest w Polsce miejsc budzących tak wielkie emocje jak dawny ośrodek Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w podwarszawskiej Magdalence, gdzie na przełomie 1988 i 1989 r. toczono poufne negocjacje na temat przemian ustrojowych w Polsce i gdzie zapadały najważniejsze decyzje zatwierdzone następnie przy Okrągłym Stole. Dla jednych to, co się tam wydarzyło pozostaje wzorowym sposobem na pokojowe rozwiązywanie sporów politycznych, a były prezydent Aleksander Kwaśniewski napisał nawet, że "wyrosło tam porozumienie, dzięki któremu Rzeczpospolita ma dzisiaj wszelkie szanse by się rozwijać, by zapewniać swoim obywatelom podstawowe wolności i coraz lepsze warunki życia". Dla innych negocjacje w Magdalence pozostają symbolem zmowy elity komunistycznej z solidarnościową lewicą o korzeniach sięgających PZPR-owskiego rewizjonizmu. Celem układu miało być oddanie umiarkowanej opozycji części władzy, w zamian za zagwarantowanie ludziom należącym do komunistycznej nomenklatury osobistego bezpieczeństwa i ekonomicznych
przywilejów.
Plan Jaruzelskiego
Kamieniem węgielnym białej legendy Okrągłego Stołu, jest twierdzenie, że stanowił on najistotniejszy moment w procesie demontażu systemu komunistycznego w Polsce. Zdaniem Bronisława Geremka, głównego negocjatora ze strony solidarnościowej, "nie podpisaliśmy porozumienia o zmianie ustroju, ale jednak były w naszym porozumieniu elementy, które musiały ten ustrój zmienić. Wyrok zapadł więc przy Okrągłym Stole". Czy jednak rzeczywiście właśnie tam? Najważniejsze ustalenia przyjęte w Magdalence dotyczyły powołania urzędu prezydenta oraz wyłanianego w wolnych wyborach Senatu, a także oddania 35 proc. mandatów poselskich kandydatom bezpartyjnym. Problem jednak w tym, że w świetle tego co wiemy na temat genezy okrągłego stołu, o konieczności powyższych zmian mówiono w kierownictwie PZPR na wiele miesięcy przed rozpoczęciem obrad. Jeszcze 3 czerwca 1988 r. sekretarz KC PZPR Stanisław Ciosek, w rozmowie z dyrektorem Biura Prasowego Episkopatu ks. Alojzym Orszulikiem, w następujący sposób charakteryzował zamierzenia
władz: "...jest rozważana idea powołania Senatu lub izby wyższej parlamentu. W Sejmie koalicja rządząca zachowałaby 60-65 proc. miejsc. Natomiast w Senacie byłoby odwrotnie. (...) Ciosek powiedział, że sytuacja wymaga rozważenia możliwości powołania rządu koalicyjnego z udziałem opozycji. Obecny skład rządu nie rokuje wyprowadzenia kraju z kryzysu".
W świetle tej wypowiedzi, a także innych przekazów z 1988 r. okazuje się, że mozolne negocjacje toczone w ośrodku MSW w podwarszawskiej Magdalence służyły jedynie doprecyzowaniu szczegółów zmian, których podstawowe założenia zostały ustalone przez kierownictwo PZPR znacznie wcześniej. W lutym 1989 r., a zatem w chwili gdy obrady okrągłego stołu dopiero się rozpoczynały, Wojciech Jaruzelski tłumaczył swojemu czechosłowackiemu odpowiednikowi Miloszowi Jakeszowi, że celem tego "wielkiego historycznego eksperymentu, który - jeśli się powiedzie - może mieć znaczenie wykraczające poza granice Polski" jest próba wykorzystania opozycji dla modernizacji systemu rządów, bez zmiany jego głównego beneficjenta czyli komunistycznego establishmentu. "Gra toczy się o wchłonięcie jej [opozycji] przez nasz system, o jej uczestnictwo w jego kształtowaniu", czyli mówiąc inaczej o obciążenie "Solidarności" współodpowiedzialnością za nieuchronną, bolesną kurację ekonomiczną, przy zachowaniu kontroli nad państwem przez komunistów.
Ponieważ otoczenie Jaruzelskiego zdawało sobie sprawę, że PZPR jest siłą całkowicie skompromitowaną, zrezygnowano z żądania od opozycji deklaracji o uznaniu "przewodniej roli" partii, co jeszcze w 1980 r. było przedmiotem ostrego konfliktu między władzami, a rodzącą się "Solidarnością". Gwarancje bezpieczeństwa dla ludzi PZPR stanowić miał urząd prezydenta, wyposażonego w bardzo szerokie uprawnienia. To w Magdalence zatwierdzono przepis, wprowadzony następnie do konstytucji, a stwierdzający, iż prezydent może rozwiązać parlament, jeżeli uzna, że zagraża on prerogatywom głowy państwa. W praktyce oznaczało to zgodę strony solidarnościowej na oddanie na kolejne sześć lat (tyle wynosić miała kadencja prezydenta) najwyższej władzy w ręce gen. Jaruzelskiego, którego wybór na ten urząd strona opozycyjna traktowała jako oczywistą konsekwencję zachowania przez jego ludzi większości w przyszłym Zgromadzeniu Narodowym.
Duch Okrągłego Stołu
"Wielki historyczny eksperyment" gen. Jaruzelskiego zakończył się inaczej niż przewidywał jego autor. Próba wmontowania opozycji w spróchniały szkielet peerelowskiego systemu doprowadziła do jego błyskawicznego rozpadu, którego tempo zaskoczyło na równi obie strony magdalenkowego kontraktu. Stało się tak jednak nie wskutek jego zawarcia, ale w konsekwencji społecznej dezaprobaty dla realnego socjalizmu, wyrażonej podczas czerwcowych wyborów. To właśnie druzgocące zwycięstwo "Solidarności", a następnie bunt w szeregach satelitów PZPR i utworzenie rządu Tadeusza Mazowieckiego, stały się przełomowymi wydarzeniami w procesie destrukcji PRL. Same wybory były wprawdzie konsekwencją Okrągłego Stołu, ale nie dotyczy to już ich wyniku, będącego rezultatem obiektywnych nastrojów społecznych. Ich systematyczne pogarszanie się od połowy lat 80., na co wskazywały kolejne badania socjologiczne, zwiastowało kolejny wybuch niezadowolenia, który w ten czy inny sposób rozbiłby mocno już osłabiony monopol rządów PZPR.
Zwolennicy Okrągłego Stołu przekonują, że zapobiegł on zmianie władzy na drodze użycia siły i związanego z tym nieuchronnego przelewu krwi. Jednak poza Rumunią, we wszystkich pozostałych krajach bloku radzieckiego, upadek reżimów komunistycznych miał bezkrwawy przebieg, co znacząco osłabia siłę tego argumentu. Dlatego wbrew białej legendzie Okrągłego Stołu wydaje się wielce prawdopodobne, że jego alternatywą nie była krwawa łaźnia, ale kilkunastomiesięczny proces ostatecznego rozkładu PRL, zakończony wydarzeniami w rodzaju czechosłowackiej aksamitnej rewolucji.
Równie wielu zwolenników ma czarna legenda Okrągłego Stołu postrzeganego jako zmowa "czerwonych" z "różowymi". Potwierdzeniem koncepcji zmowy miała być późniejsza polityka rządu Mazowieckiego, tolerującego istnienie spółek nomeklaturowych oraz zdecydowanie odrzucającego zgłaszane już wówczas postulaty lustracji i dekomunizacji struktur państwa. Na dowód przytaczane są wypowiedzi przywódców obozu solidarnościowego, uzasadniających konieczność zapewnienia "łagodnego lądowania" ludziom z komunistycznego establishmentu. "Jeśli ludzie z nomenklatury wejdą do spółek akcyjnych, jeśli staną się jednymi z właścicieli, wówczas będą zainteresowani, by tych akcyjnych stowarzyszeń bronić, a system akcyjny niszczy porządek stalinowski" - przekonywał w wywiadzie z czerwca 1989 r. Adam Michnik. Nieco później inny publicysta deklarował na łamach "Gazety Wyborczej": "Nie rozpaczam z powodu zaniżonych wycen majątku przechodzącego w ręce spółek nomenklaturowych (...). Potraktujmy to jako odprawę dla nomenklatury, która (...)
tracąc przywileje, zaszczyty, dochody czuje się wywłaszczana z dorobku dwóch pokoleń".
Atrakcyjnej tezie o zmowie elit, przeczą jednak wewnętrzne dokumenty kierownictwa PZPR. Dowodzą one, że większość najwyższych władz partyjnych z pesymizmem patrzyła w przyszłość, a byli wśród nich także najważniejsi uczestnicy rozmów w Magdalence. "Sami sobie zakładamy pętlę, idziemy na rzeź jak barany" - mówił 16 lutego 1989 r. na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR gen. Czesław Kiszczak. Wtórował mu inny PZPR-owski negocjator Kazimierz Cypryniak, trafnie przewidując, iż rozpoczęte obrady "dały początek procesom, których już nie zahamujemy". Czy są to słowa pasujące do ludzi finalizujących kontrakt gwarantujący utrzymanie władzy i świetlaną przyszłość? Raczej nie. Późniejsza kunktatorska polityka rządu Mazowieckiego wynikała nie tyle ze zobowiązań wobec magdalenkowych partnerów, co ze strachu przed spodziewanym buntem funkcjonariuszy bezpieki oraz generalicji WP. Wynikała też z obaw przed reakcją ZSRR, którego wojska wciąż jeszcze w Polsce stacjonowały. Z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że w trakcie
negocjacji w Magdalence doszło do daleko posuniętej fraternizacji przedstawicieli obu stron. Proces ten doskonale ilustrują zdjęcia z alkoholowej biesiady w Magdalence, opublikowane w 1991 r. przez generała Kiszczaka. Tam właśnie narodził się duch Okrągłego Stołu, który okazał się znacznie bardziej trwały aniżeli zawarte wówczas umowy.
prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski