Makowski: Zjednoczona Prawica. Ten pociąg już dalej nie pojedzie [OPINIA]
Ile kryzysów może wytrzymać jedna koalicja? Jeśli chodzi o Zjednoczoną Prawicę, ich limit właśnie się wyczerpał. W tej chwili obserwujemy nie tyle rządzenie, co szukanie pretekstów do politycznego rozwodu. Zarówno Porozumienie, jak i Solidarna Polska stawiają PiS-owi żądania niemożliwe do realizacji, budując legendy własnej niezłomności. Pierwsi chcą polec za przedsiębiorców i wolne media, drudzy za suwerenność w Unii i "twardą" reformę sądów. Ile potrwa ten klincz?
Na wstępie pozwolę sobie postawić następującą tezę: gdyby dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość uzyskało w Sejmie samodzielną większość, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłby Jarosław Kaczyński, byłoby podziękowanie Jarosławowi Gowinowi za 6 lat wspólnego rządzenia. Bez ceremoniałów i udawanej kurtuazji - tak jak za pośrednictwem prawnika przesyła się dokumenty rozwodowe partnerowi, z którym od dłuższego czasu żyło się w separacji.
Pytanie, czy ktokolwiek by z tego powodu rozpaczał? Wątpię. W końcu od półtora roku Porozumienie szuka sposobu na wyjście ze Zjednoczonej Prawicy, które nie byłoby postrzegane jak dezercja, ale jako walka o święte prawa przedsiębiorców i pluralizm mediów. Pierwszym krokiem w tym kierunku było wyraźne "nie" w sprawie wyborów kopertowych, które Gowin przypłacił czasowym wyjściem z rządu, a w tle którego rozgrywały się autentyczne (ale ostatecznie bezowocne) negocjacje z opozycją.
W międzyczasie można podpisać i sto nowych umów koalicyjnych, ale jeśli sama koalicja jest jak pociąg z trzema maszynistami, z których każdy chce jechać w innym kierunku - prędzej czy później musi się wykoleić.
Zobacz także: NIK kontra Zbigniew Ziobro. Magdalena Sroka komentuje
Oczywiście lider Porozumienia ma tego świadomość. Najpierw za pośrednictwem zdymisjonowanej przez premiera Morawieckiego minister Anny Korneckiej, krytykując rozwiązania podatkowe Polskiego Ładu, obciążające samorządy oraz klasę średnią, następnie w sobotę stawiając ultimatum pozostania w koalicji pod warunkiem zmian w "lex TVN". Tyle tylko, że aby stawiać skuteczne ultimatum, trzeba mieć jeszcze siły, by je przeforsować - a tych może brakować. Nie jest tajemnicą, że po wniosku o natychmiastowe opuszczenie koalicji, który postawił wicerzecznik Porozumienia Jan Strzeżek, pięciu posłów miało zagrozić przejściem do PiS-u.
Mając świadomość gróźb z małą szansą pokrycia ich w czynach, Jarosław Kaczyński w charakterystyczny dla siebie sposób zakomunikował Gowinowi, że w sprawie TVN-u się nie cofnie, bo w przeciwnym razie koncern mógłby zostać wykupiony przez… kartele narkotykowe. Kto w PiS-ie mógł podpowiedzieć taki scenariusz prezesowi, nie wiem, ale się domyślam. Choć samo tłumaczenie jest w intencjonalny sposób absurdalne, stanowi czytelne "sprawdzam" dla formacji coraz bardziej formalnego już tylko koalicjanta.
- Polityka to sztuka kompromisu, ale każdy kompromis ma swoje granice. (…) Sobotni wywiad premiera Kaczyńskiego wskazuje, że PiS odrzuca naszą inicjatywę. Będziemy zatem szukali innej większości - mówił Jarosław Gowin w "Rzeczpospolitej", pytany o dalsze losy koalicji. Wydaje się, że on również ma świadomość schyłkowości całego projektu oraz atmosfery możliwych przyspieszonych wyborów.
Prawdą jest przecież, że bez względu na dalsze losy partii Gowina, scenariusz rozpadu rządu uwiarygadnia również coraz bardziej konfrontacyjna postawa Solidarnej Polski. Zbigniew Ziobro widząc, że coraz więcej winy za konflikty z Unią Europejską zrzucanych jest na jego resort, a Mateusz Morawiecki niemal wprost obarcza go odpowiedzialnością za nieudolną reformę wymiaru sprawiedliwości, nie zamierza czekać w defensywie.
Pomysłem Solidarnej Polski na budowę własnej tożsamości, a w konsekwencji własnego elektoratu, jest szachowanie PiS-u od prawej strony, wskazując na zbyt "miękką" postawę części polityków koalicji, przez którą - jak mówią w kuluarach - "daliśmy sobie Unii wejść na głowę". I to nie są już tylko groźne pohukiwania na korytarzach Sejmu.
- Jestem zdecydowanym przeciwnikiem ulegania bezprawnym szantażom Unii Europejskiej realizowanym przez TSUE. Widać przecież jak na dłoni, że nie przyniosła efektów prowadzona w ostatnich latach polityka ustępstw wobec kolejnych żądań Brukseli. Gdybyśmy robili swoje, a nie ustępowali i wycofywali się z planowanych zmian, to reforma wymiaru sprawiedliwości dawno byłaby zakończona. A tak zamiast sukcesu mamy kolejne problemy - mówił wprost w "Rzeczpospolitej" minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
Jakby tego było mało, dodał, że obecność Polski w Unii nie może się odbywać za wszelką cenę. W kontekście likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego - kości niezgodny z Komisją Europejską - również nie krył rozczarowania. Mimo że tę likwidację zapowiedział sam prezes Kaczyński.
W takich warunkach po prostu nie da się rządzić państwem. Nie w obliczu nadal obecnej pandemii, rekordowej inflacji, niepokojów społecznych i umacniającej się opozycji. Zdaje się, że wszyscy to już wiedzą, ale nikt nie chce być partią, która pierwsza pociągnie za spust. Tymczasem w okresie, które tradycyjnie nazywaliśmy sezonem ogórkowym, odbywa się prawdziwe polityczne safari. Gowin negocjuje z PSL-em, Solidarna Polska spogląda na Konfederację, PiS zerka na Tuska - wszyscy czekają na coś, co nieuchronnie musi nadejść. Żadna koalicja nie trwa przecież wiecznie.
Marcin Makowski dla WP Opinie