Makowski: ”’Niech MON się tłumaczy’. PiS rozlicza byłych polityków, prezes o zatrzymaniu mógł wiedzieć wcześniej” [OPINIA]
Sześć osób, w tym dwie z byłego pisowskiego świecznika, w rękach CBA. Zarzuty grubego kalibru: powoływanie się na wpływy i czerpanie z nich korzyści majątkowych. Dla tego grzechu Jarosław Kaczyński nie ma litości. Kto słuchał jego słów z soboty, dzisiaj wszystko rozumie.
Są w polityce takie newsy, których każdy się spodziewa, ale jednak konkretny moment ich ogłoszenia i tak budzi lawinę pytań. Dlaczego akurat teraz? Co przykryto? Komu chce się wysłać sygnał i co za nimi stoi? Pod tym względem zatrzymanie m.in. byłego rzecznika MON Bartłomieja M., posła PiS Mariusza Antoniego K. i osób związanych z Polską Grupą Zbrojeniową miało w poniedziałkowy poranek siłę - być może nie medialnej bomby atomowej - ale przynajmniej solidnego napalmu.
Antycypacja Kaczyńskiego
Kto jednak uważnie wsłuchuje się w słowa Jarosława Kaczyńskiego, zapach spalonej ziemi mógł poczuć już jednak w sobotę podczas konwencji regionalnej partii w Zielonej Górze. Właśnie tam prezes przywołał słowa XIX-wiecznego myśliciela Johna Actona, który twierdził, że ”każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. Kaczyński dodawał jednak, że z pierwszą częścią zdania nie można się zgodzić w przypadku sprawnie działającego państwa demokratycznego, w którym występują mechanizmy kontroli. Jak dodał były premier, ”jest ona absolutnie potrzebna”, a ”każda kompromitacja, choćby w jednej gminie, szkodzi partii w całości”.
Dziwne to było przemówienie, i choć ciekawe z poziomu metapolitycznej refleksji, w weekend można się było słusznie zapytać, dlaczego te słowa padają tu i teraz? Czego konkretnie dotyczą? Dzisiaj możemy z przekonaniem graniczącym z pewnością założyć, że wyprzedzały one poniedziałkowe zatrzymania dokonane przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Prezes, zgodnie z artykułem 12. par 1. znowelizowanego prawa o prokuraturze (zwanym przez opozycję "Lex Kaczyński"), najprawdopodobniej wiedział o sprawie Bartłomieja M. wcześniej. Jego zapis mówi bowiem, że informacje o prowadzonym śledztwie mogą być przekazane przez Prukuratora Generalnego - czyli Zbigniewa Ziobro - wskazanej osobie przed ujawnieniem ich przebiegu opinii publicznej. Dzieję się tak „jeżeli informacje takie mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa i jego prawidłowego funkcjonowania”. Jarosław Kaczyński skorzystał w przeszłości z tego prawa już kilkunastokrotnie, byłoby wręcz trudne do wytłumaczenia, gdyby nie zrobiłem tego i tym razem - choćby po to, aby przygotować grunt przed odsłonięciem kart. W partii o powtórzeniu tego scenariusza mówi się dzisiaj otwarcie.
Bartłomiej M.? Problem Macierewicza
Tak czy inaczej, moi rozmówcy wydają się argumentować w podobnym duchu. - Nie jestem zaskoczony aresztowaniem m.in. Bartłomieja M., moim zdaniem to sygnał, że państwo działa sprawnie i umie patrzeć na ręce również ludziom, który niedawno sprawowali władzę. Nie jest tajemnicą, że to duży problem dla Antoniego Macierewicza - powiedział WP Błażej Spychalski, rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy. Tak właśnie, w obozie szeroko rozumianej Zjednoczonej Prawicy jest bowiem komentowane polityczne uderzenie w środowisko Antoniego Macierewicza i ludzi ”kręcących się” wokół PGZ.
- To informacja z jednej strony smutna, z drugiej budująca. Smutna, bo - nie przesądzając o niczyjej winie - wskazuje, że na zapleczu Zjednoczonej Prawicy znaleźli się ludzie, którzy lekceważą reprezentowane przez nas standardy moralne. Budująca - bo działania CBA to dowód, że nie ma świętych krów - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską wicepremier Jarosław Gowin. Jeden z polityków prawicy poproszony o komentarz dodaje lakonicznie: ”niech się teraz MON tłumaczy”. Trudno nie wyczuć w tych słowach schadenfreude, którego część obozu władzy niespecjalnie bliska Antoniemu Macierewiczowi nawet nie ukrywa.
"Polityczny timing" CBA
Opozycję takie postawienie sprawy nie dziwi, dla niej bowiem i polityczny ”timing” i przedstawienie władzy w oczach obywateli jako tej, która piętnuje dysydentów, to po prostu uprawianie politycznego PR-u i odciąganie uwagi od tematów naprawdę istotnych. - Akurat aresztowanie Bartłomieja M. jest na rękę Prawu i Sprawiedliwości, bo to on jest symbolem kolesiostwa i braku kompetencji w partii. Niby nie ma świętych krów, ale prawda jest taka, że podobnych ludzi jest w całej Polsce mnóstwo. I to aresztowanie przykrywa przypadek potencjalnej korupcji w KGHM, który wygląda dużo groźniej - mówi nam Katarzyna Lubnauer, szefowa Nowoczesnej.
Bez względu na to, jakie wstrząsy wtórne wywołają poniedziałkowe aresztowania, widać wyraźnie, że okres przedwyborczy zaczął się z całą mocą, a jego tempo aż do wyborów prezydenckich w 2021 nie zwolni. Z perspektywy rządu, nawet jeśli ciąganie po sądach byłych popleczników na krótką metę przynosi straty, na dłuższą służy logice czyszczenia przedpola przed ostateczną rozgrywką. ”I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła” - mówi przecież Pismo.
Marcin Makowski dla WP Opinie