Makowski: "Eksperymentalny minister. Gdzie jest Jacek Czaputowicz, gdy go potrzeba?" [OPINIA]
Gdy na horyzoncie geopolitycznym rysuje się jeden z najgorszych kryzysów na Bliskim Wschodzie od lat, a na głowy polskich żołnierzy stacjonujących w Iraku spadają irańskie rakiety, szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych musi mieć własne zdanie. A nie milczeć albo chować się za plecami Amerykanów.
- Kandydatura Jacka Czaputowicza jest pewnym eksperymentem, ale wierzę, że udanym – stwierdził w wywiadzie dla Gazety Polskiej w styczniu 2018 r. Jarosław Kaczyński. - Już jestem trzy tygodnie ministrem. Eksperyment trwa. Mam nadzieję, że będzie udany - dodał już po swojej nominacji świeżo upieczony szef MSZ. Tymczasem sytuacja międzynarodowa oraz rola Polski w tej układance, zaczyna być coraz bardziej skomplikowana.
Milczące aleje Szucha
Negocjujemy z Amerykanami największe obok Arabii Saudyjskiej dostawy zbrojeń, rozmawiamy o kluczowej dla naszego bezpieczeństwa lokalizacji siódmej bazy US Army w Polsce, myślimy nad zakupem F-35, znosimy wizy. Z Chińczykami toczą się trudne i odbywające się pod presją Waszyngtonu negocjacje na temat tzw. "nowego szlaku jedwabnego", otwieramy bezpośrednie połączenie Warszawa-Delhi, pertraktując ze wschodzącą potęgą Azji - Indiami - na temat zwiększenia wymiany gospodarczej. Gdzieś w tle tych zabiegów odbywają się mozolne próby lobbowania za Centralnym Portem Komunikacyjnym, spory o rządy prawa z Unią Europejską. Coraz bardziej napięte wydają się relacje z Paryżem. Nasze relacje sojusznicy z USA powodują szereg następstw: od konieczności arbitrażu pomiędzy Turcją a NATO, tak, aby Ankara nie zablokowała rozwoju flanki wschodniej w odwecie za potępienie przez sojuszników jej polityki wobec Kurdów.
Mógłbym podobnych wydarzeń wymienić jeszcze kilkanaście, ale wszystkie mają wspólny mianownik: nie bierze w nich udział minister spraw zagranicznych. Oczywiście Jacek Czaputowicz nie może negocjować cen zakupu myśliwców wielozadaniowych, bo to rola MON-u, ale w każdej z tych kluczowych dla polskiej polityki zagranicznej spraw może służyć radą, proponować wsparcie merytoryczne, w wielu powinien zabrać głos wprost oraz przejąć kluczową rolę. Zamiast tego ośrodki naszej polityki zagranicznej znajdują się w Pałacu Prezydenckim, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w Ministerstwie Obrony Narodowej, a nie na alei Szucha.
"Taki minister wszystkim pasuje"
O nieobecności i bierności Jacka Czaputowicza w samych służbach dyplomatycznych krążą już legendy, żarty i złośliwe komentarze. - To minister, który wszystkim pasuje. Najważniejsze decyzje zapadają poza siedzibą MSZ, a on ich nie kontestuje. Jeździ od czasu do czasu na mało ważne konferencje, wygłosi wykład, a kadry to domena dyrektora generalnego - słyszę z ust jednego z pracowników polskiej dyplomacji. W wielu innych rozmowach przewija się wątek swoistego "odreagowania" po Witoldzie Waszczykowskim, który potrafił (z perspektywy Nowogrodzkiej oczywiście) "wierzgać" i mieć "zawsze własne zdanie". W tym sensie poprzednik Jacka Czaputowicza - zwanego wśród znajomych "Czapą" - jest dzisiaj bardziej aktywny medialnie, niż następca.
- Jedna z najważniejszych politycznych inwestycji Czaputowicza to tak nazywany przez niego "proces warszawski", czyli "plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu". Wiele się dzieje w tej sprawie. A Pompeo rozmawiał o sytuacji wokół Iranu osobiście dzwoniąc to tuzina ministrów spraw zagranicznych. Nawet na Białorusi poruszył sprawę tłumacząc się, że musiał przełożyć wizytę. Ale do Czaputowicza nie zadzwonił, bo wie, że on nie ma żadnego przełożenia na nic. Nie ma również nic ciekawego do powiedzenia w temacie - przekonuje w rozmowie z WP ważny rozmówca z okolic Prawa i Sprawiedliwości.
"Poczekamy na Amerykanów"
Sam zainteresowany, po okresie milczenia w sytuacji rosnącego napięcia w Iraku i Iranie, wypowiedzią w radiowej "Trójce" tylko pogorszył sytuację. - Poczekajmy na oświadczenie prezydenta USA Donalda Trumpa. Zobaczymy jak Stany Zjednoczone interpretują tę sytuację - odpowiedział na pytanie o atak rakietowy Teheranu na amerykańskie bazy. Tyle, że w tych bazach stacjonuje również 150 polskich żołnierzy, którzy musieli się przed rakietami chować do schronów. A co, jeśli by się nie schowali? Czy wtedy też będziemy potrzebować opinii prezydenta USA, co robić z naszymi ludźmi?
Inne państwa europejskie, które posiadają wojska w regionie zapalnym potencjalnego konfliktu, nie czekają na instrukcje z Waszyngtonu. Choć Jacek Czaputowicz sam jeden polską polityką zagraniczną kierować nie może, a w MSZ jest naprawdę wielu zdolnych, oddanych i kompetentnych ludzi - to on musi im dawać przykład, być partnerem dla sojuszników oraz kimś, kto będzie szanowany we własnym rządzie. A nie kimś, za kogo ważne sprawy załatwiają niejednokrotnie skuteczniejsi ambasadorzy. Inaczej możemy zapomnieć o koordynacji w dziedzinie, w której chaos i wiele ośrodków decyzyjnych nigdy nie przekłada się na sukces.
Marcin Makowski dla WP Opinie