Trwa ładowanie...

Łukasz Warzecha: Schetyna i Lubnauer - przepis na porażkę

Partia polityczna jest warta tyle co jej lider. Jeśli z tego punktu widzenia spojrzeć na Grzegorza Schetynę i Katarzynę Lubnauer, ich dokonania wyglądają, mówiąc najdelikatniej, marnie.

Łukasz Warzecha: Schetyna i Lubnauer - przepis na porażkęŹródło: Agencja Gazeta, fot: Krzysztof Hadrian
dl7r477
dl7r477

Z Nowoczesną sprawa jest prosta: Lubnauer jest już tylko zarządcą masy upadłościowej po Ryszardzie Petru, a jej ugrupowanie albo zakończy żywot na tej kadencji Sejmu, albo w najlepszym wypadku zostanie wchłonięte przez potężniejszego partnera w kolejnej. Już za rządów Petru trudno było stwierdzić, o co Nowoczesnej właściwie chodzi. Powstawała jako lepsza, nieobarczona grzechami ośmiu lat rządów Platforma, z wyraźnym liberalnym sznytem, a szybko stoczyła się w stronę skrajnej lewicy, podlanej kabaretowym sosem dzięki nie-zapomnianym występom swojego lidera z wyraźnym parciem na szkło.

Zapalczywość, histeria, komizm - to żadna broń

W Nowoczesnej narastały buntownicze nastroje, szczególnie po tym, jak pan Ryszard wraz z panią Joanną wyruszyli na egzotyczny wypoczynek w czasie, gdy trwała okupacja sali plenarnej Sejmu pod koniec 2016 roku. Gdy potem coraz realniej wyglądała koncepcja jakiegoś sprzymierzenia się z Platformą, a zarazem zbliżały się wybory władz Nowoczesnej, pozycja Petru zaczęła słabnąć. Działacze .N zdawali sobie sprawę, że ich potencjalny polityczny partner to stary polityczny wyga, który bez trudu przechytrzy Petru. Na dodatek Platforma jest też znacznie potężniejsza, gdy idzie o struktury i środki z subwencji. Nie chcieli zostać skonsumowani jako przystawka i to było jednym ze źródeł porażki pana Ryszarda w wyborach. Nie przysłużył mu się też przeprowadzony niedługo wcześniej na zlecenie OKO Press sondaż, który pokazał, że wyborcy jego własnej partii (wtedy jeszcze z nazwiskiem Petru w nazwie) wolą na jej czele Kamilę Gasiuk-Pihowicz albo Katarzynę Lubnauer.

Gdy ta ostatnia wybory na przewodniczącego wygrała, przestało być tak śmiesznie jak za czasów pana Ryszarda, ale za to zrobiło się już całkiem nijako. Sondaże i sytuacja, i tak wymusiły sprzymierzenie się z Platformą, na razie na poziomie wyborów do sejmiku wojewódzkiego na Mazowszu, ale zapewne będzie ciąg dalszy. Głównie dlatego, że Nowoczesna jako oddzielny polityczny byt już nie istnieje. Nie wypracowała żadnej tożsamości, jej najwyrazistsze osobowości to histeryczna lub komiczna („proszę mi nie wciskać dziecka z kąpielą do brzucha!”) Joanna Scheuring-Wielgus oraz zapalczywa Gasiuk-Pihowicz. Żadna z nich nie umie i nawet nie próbuje wyjść poza najprostszy antypisowski schemat myślowy. Trudno sobie wyobrazić, dlaczego Nowoczesna pod wodzą Lubnauer miałaby dostać głos na przykład rozczarowanego do PiS małego przedsiębiorcy – a przecież to teoretycznie miała być grupa docelowa tej partii. Jeśli zaś ktoś jest zaprzysięgłym antypisowcem, łatwo odnajdzie się wśród wyborców PO lub nawet SLD, które zaczyna z lekka odżywać.

Nowoczesnej już nic nie uratuje

Problem w tym, że nawet gdyby Lubnauer zastąpił ktoś inny – ba, nawet gdyby nastąpił wielki powrót pana Ryszarda – Nowoczesnej to już i tak nie uratuje. To ugrupowanie było od początku wydmuszką. Na skrajnie spolaryzowanej scenie politycznej nie miało szans. Zresztą dlaczego miałoby je mieć, skoro szybko skręciło w stronę najprymitywniejszego antypisowskiego przekazu, bez śladu alternatywnych propozycji? Może zatem stać na jego czele Lubnauer, a może ktokolwiek inny – to i tak niczego nie zmieni.

dl7r477

Legendarny macher i kiepski wódz

Przypadek Schetyny jest ciekawszy i powinni się nad nim kiedyś pochylić historycy na-szych najnowszych dziejów politycznych. Oto legendarny polityczny macher dostał w końcu swoją szansę, zajął miejsce swojego dawnego przeciwnika i… okazał się wyjątkowo marnym przywódcą. Dawna Platforma, właściwie przez cały okres Tuska, była partią retorycznie odwołującą się do wyraźnie określonej grupy ludzi: wyborców, mających aspiracje finansowe i społeczne, nieco zakompleksionych (Tusk pięknie na tych kompleksach umiał grać), dla których popieranie partii „nowoczesnych Europejczyków” było ważnym sposobem na podniesienie własnej wartości. Były też odwołania do haseł liberalnych społecznie i gospodarczo. PO kształtowała swój wizerunek jako partii współczesnej centroprawicy – choć w istocie nie miało to wiele wspólnego z praktyką, która nie była ani prawicowa, ani liberalna.

Tusk wyjechał z Polski, gdy ta narracja zaczynała się sypać. Zostawił skrajnie nieudolną Ewę Kopacz, po której nastał Schetyna. Nowy lider wszedł do gry, obciążony potężnymi grzechami PO z ośmiu lat sprawowania władzy oraz świeżą pamięcią o aferach, jakie wtedy wybuchały – przede wszystkim podsłuchowej. Zadanie miał więc bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Szczególnie że nowa władza bardzo szybko, najpóźniej po pierwszym roku rządów, zaczęła podsuwać mnóstwo punktów zaczepienia. Gdyby Platforma zechciała z nich skorzystać, mogłaby odbudować swój wizerunek jako partia „nowoczesnego liberalizmu” i klasy średniej, wobec której PiS ma stosunek ewoluujący od obojętności do otwartej wrogości.

Przespali czas, w którym spać nie powinni

Ustawa o ziemi, ustawa o aptekach, ustawy o policji czy antyterrorystyczna wraz z wyposażaniem kolejnych służb w coraz szersze kompetencje – czyli ograniczanie prywatności obywateli, uczciwi przedsiębiorcy, obrywający rykoszetem w czasie walki o uszczelnianie systemu podatkowego, opłata paliwowa (z której zrezygnowano), teraz pomysł opłaty emisyjnej – to drobna część z długiej listy konkretnych spraw, w których partia Schetyny mogła zająć stanowisko, starając się trafić do rozczarowanej grupy, która w 2015 r. wsparła PiS czynnie lub biernie. Biernie – czyli nie idąc głosować. A mowa tu być może o sporej części wcześniejszych wyborców PO. W żadnej z tych spraw głos PO nie był wyraźnie słyszany. W żadnej ugrupowanie Schetyny nie zajęło wyraźnego stanowiska i nie przedstawiło alternatywnych pomysłów. Tylko najwięksi fani polskiej polityki pamiętają, że w Platformie istnieje coś takiego jak gabinet cieni.

Zamiast tego Platforma – z Nowoczesną u boku – wybrała uwikłanie się po uszy w spór o sądy, w tym o Trybunał Konstytucyjny, a więc w sprawę, która większości Polaków jest albo obojętna, albo popierają stanowisko PiS – że sądy należy gruntownie zreformować. To był strategiczny wybór Schetyny, który prawdopodobnie wyobrażał sobie, że za pomocą masowych demonstracji w kraju i wsparcia z zagranicy uda się doprowadzić do kryzysu obecnej władzy. Nie udało się – kalkulacja przewodniczącego była błędna i wina za ten błąd spada na niego.

dl7r477

Obszczekiwanie nie wystarczy

Niedawno pojawił się pierwszy temat, który realnie mógł wkurzyć ludzi – sprawa nagród dla ministrów – lecz nawet wówczas partia Schetyny, choć wyczuwając okazję i do jakiegoś stopnia ją nawet wykorzystując, nie była w stanie pokazać się jako poważna siła, czyli zaproponować systemowego rozwiązania problemu. Była w stanie jedynie powtarzać hasła o złym, pazernym PiS i wołać „oddajcie kasę”. Tymczasem PiS takie rozwiązanie zaproponował – bardzo złe, skrajnie populistyczne i psujące państwo, ale jednak. I znów przejął inicjatywę. A politycy PO zostali ze swoim hasłem „oddajcie kasę” jak Himilsbach z angielskim.

Na tym właśnie polega problem: że rządzący – jakkolwiek wymyślane przez nich koncepcje bywają koszmarne, szkodliwe, a ich realizacja jeszcze gorsza – są widziani jako ci, którzy robią. Obiecali – i wykonują. Platforma sprowadziła się do roli psa, który obskakuje i obszczekuje karawanę, bo nic innego nie potrafi. To porażka Schetyny.

PO ma wciąż atuty, z których jej przewodniczący może skorzystać: struktury, pieniądze, doświadczonych działaczy. Ma też obciążenia i problemy, zwłaszcza z wyborami samorządowymi w perspektywie: Hannę Gronkiewicz-Waltz w Warszawie, Pawła Adamowicza w Gdańsku, Stanisława Gawłowskiego w areszcie. Przede wszystkim jednak ma przywódcę zaskakująco słabego, skrajnie mało charyzmatycznego (przeciwieństwo czarującego Tuska), który być może przewidując dłuższe rządy PiS próbuje przestawić swoje ugrupowanie w tryb prze-trwania, tak jak w najgorszych czasach robił Kaczyński.

dl7r477

Tyle że nawet wtedy PiS dbało, żeby prezentować się jako siła, mająca konkretną pro-pozycję na Polskę – znacznie poważniejszą niż „żeby było inaczej niż za PO”. To w czasach pisowskiej smuty, w 2011 roku, zwołano pierwszy raz Kongres Polska Wielki Projekt – duże spotkanie środowisk konserwatywnych, podczas którego naukowcy, przedsiębiorcy, analitycy, publicyści prezentowali swoje pomysły i zawzięcie dyskutowali o konkretnych planach, strategicznych i taktycznych. Kongres odbywa się zresztą od tamtego czasu co roku. PO wydaje się niezdolne do podobnych przedsięwzięć.

Mocniejsze karty są w rękach PiS

Schetyna może sobie jakoś poradzić w wyborach samorządowych, które są jednak mocno różne od parlamentarnych. Mało prawdopodobne, żeby PiS udało się odbić duże miasta. Ale marność przewodniczącego widać na tle wciąż doskonale pamiętanego w PO Tuska. Widmo powrotu obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej do czynnej polityki wisi nad Schetyną jak miecz Damoklesa, bo lider PO wie, że musiałby się wtedy mocno posunąć, że to Tusk byłby niekwestionowaną gwiazdą i że gdyby Tusk chciał, prawdopodobnie zdołałby się Schetyny pozbyć. Po raz drugi.

Dalszy los PO zależy, jak się zdaje, w pierwszej kolejności od tego, jak poradzi sobie przez resztę kadencji PiS, które na razie złapało poważniejszą zadyszkę; w drugiej – od planów Tuska i jego chęci powrotu do kraju; dopiero w trzeciej od działań Schetyny. Widać już, że to polityk, który jest w stanie utrzymać jako taką spójność ugrupowania, powstrzymać jego poważniejszą degradację, może zapobiec większym stratom w czasie wyborów lokalnych – ale dużej bitwy z wciąż potężnym przeciwnikiem, jakim jest partia Kaczyńskiego, raczej nie wygra.

Zobacz także: Chińscy geologowie odkrywają kulisy porozumienia koreańskiego

dl7r477
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dl7r477