Katastrofa 11.11. "Dobra zmiana” się rozkraczyła, Andrzej Duda też nie dał rady
Prezydent zaprasza na marsz, którego nie organizuje, a potem bierze nogi za pas. PiS przez lata kocha narodowców, a kiedy przychodzi najważniejszy moment – 100 lat Niepodległej – mówi: z wami nie tańczymy. Przy okazji winą za katastrofę obarcza opozycję.
Są chwile, gdy nie wiadomo, co powiedzieć, bo tak bezradnie się czujemy. Takie momenty przytrafiają się pewnie i wam. Wstyd się do tego przyznać, prawda? Co mi tak, powiem głośno – nie rozumiem, co się wyprawia wokół 11 listopada. Jak partia, która słowo "patriotyzm" odmienia przez wszystkie przypadki, nie potrafiła zorganizować wspólnego dla wszystkich Marszu Niepodległości. I nie wstydzę się tego wyznania o bezradności, bo w podobnej sytuacji jest pewnie jakieś trzydzieści milionów Polek i Polaków (dzieci nie liczę).
Na szczęście mamy samorząd
Próbowałem dociec kto, kiedy i co powiedział na temat tego, dlaczego Polacy nie będą mogli przejść ulicami stolicy we wspólnym marszu w 100. Rocznicę Odzyskania Niepodległości. Beznadziejna sprawa. Prawie utonąłem w zalewie wzajemnych oskarżeń i usprawiedliwień. Wreszcie powiedziałem sobie: "A co tam, przecież choć rząd i prezydent nie dali rady, mamy samorządy. One nie zawiodą".
Powinno być prosto, jak w rodzinie. Babcia obchodzi setkę. Z tej okazji najważniejsza osoba rodu skrzykuje wszystkich i przypomina, że przynajmniej tego dnia ma być wzniośle, dostojnie i godnie. Tak, żeby babcia – choć czasem starowinka niewiele już rozumie - czuła, że wszyscy są blisko niej, że ją kochają. I nieważne, że wujek Lech niespecjalnie przepadał za kuzynem Olkiem, a siostrzeniec Jarek chronicznie nie cierpi Antka kobity szwagra brata, czyli Donalda. Nieważne, że ciotka Krystyna z Jurkiem wódki się nie napije, bo zagląda jej do sypialni, a później papla, co mu ślina na język przyniesie.
Jest zaproszenie głowy rodu, to przychodzimy. A jak nie, to sami wystawiamy sobie świadectwo.
Nie muszę chyba wyjaśniać, kto w omawianym przypadku jest jubilatką, a kto głową rodu, która najwyraźniej nie dorosła do historycznego momentu. Prawda, prezydencie Andrzeju Dudo?
Władza się nadmie, że aż strach
Władza wydała na obchody 100. Rocznicy Odzyskania Niepodległości grube miliony. Poszły na koncerty, na których władza sama się bawiła, na uroczystości zamknięte, które władza zaszczyciła, na bankiety, na których władza jadła i piła. A w najważniejszy dzień władza się schowa. To znaczy złoży jakieś wieńce, wręczy jakieś ordery, będzie wygłaszała mowy tyle wzniosłe, co puste. Będzie się władza wypinała i nadymała do granic możliwości.
A Marsz Niepodległości – jedyną uroczystość, na której Polak mógł dumie iść obok Polaka, władza oddała najczarniejszej owcy w rodzinie, która lubi pokrzyczeć "Europa będzie biała albo bezludna" lub "Biała Europa braterskich narodów". I władza, która jeszcze niedawno tę czarna owieczkę kochała, zlękła się teraz tej miłości. Zrozumiała, że jak przyjdzie na imprezę, to owieczka może bryknąć, kopnąć, dać komuś w twarz. A wtedy nawet stryjek Joachim nie będzie mógł już patrzeć w drugą stronę i udawać, że deszcz pada, choć to plwociny.
Władza to wszystko zrozumiała i jej dygnitarze zaczęli pryskać z imprezy jeden po drugim. Zaczął ten z najważniejszym mandatem od suwerena choć jeszcze kilka dni temu mówił:
"Chciałbym, żebyśmy razem poszli w Marszu Niepodległości, i jest to kwestia odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Stańmy obok siebie i pokażmy ludziom, że można być razem. Można się nie gryźć” – zaapelował "najważniejszy". Powiedział, co wiedział i tyle go widzieli.
Gej obok narodowca, rzeczywiście trudno to sobie wyobrazić
A może pretensje do prezydenta są nieuzasadnione. Rzeczywiście trudno wyobrazić sobie, że w jednym marszu idzie ramię gość w tęczowej koszulce, a obok niego przytupuje facet w koszulce brunatnej; że flaga z koniczynką PSL przytula się do pisowskiego orzełka w koronie; że lider PO zostawia w domu środek owadobójczy na szarańczę; że prezes PiS nie wykrzywia się w grymasie wściekłości na widok otaczających go mord zdradzieckich.
To wszystko musiało przemknąć przez głowę Andrzeja Dudy. Dlatego uciekł, "okazał się nieodpowiedzialny wobec społeczeństwa". Nie oczekiwałem od prezydenta cudu. Nie jest Midasem, który zamienia w złoto wszystko, czego się dotknie. Wręcz przeciwnie. Widząc jednak, że "dobra zmiana", która wyniosła go na urząd nie daje rady, że po prostu rozkraczyła się niczym koń ciągnący bryczkę nad Morskie Oko, mógł zorganizować własny marsz. Czasu miał więcej, niż nadto. Wystarczyło zacząć gdzieś w okolicach 1050-lecia (!) chrztu Polski. Wtedy może udałoby się zaprosić jakichś istotnych gości zagranicznych, którzy od kilku lat jakoś nie kwapią się do przyjazdu do Polski.
Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało?
Wspólny marsz to w zasadzie tylko gest. Jeśli się nie odbędzie, nazajutrz Wisła dalej będzie płynąć, liście spadać z drzew, a gołębie paskudzić na krakowski rynek. Ale czy rzeczywiście nic się nie stało? 100. Rocznica Odzyskania Niepodległości pokazała, że jesteśmy podzieleni jak dawno nie byliśmy. I że nie ma nikogo, kto mógłby to zmienić w przewidywalnej przyszłości.
Tylko niech nikt nie mówi tego babci. Starowinka może nie przeżyć.
PS
Czy wiceminister Jarosław Sellin, pełnomocnik rządu ds. obchodów Stulecia Odzyskania Niepodległości pełni tę funkcję jedynie honorowo? Czy osoby z Kancelarii Prezydenta zmieszane w proceder niszczenia święta pobierały jakieś dodatki?