Wiejas: "Politycy PiS jako ‘krzyżowcy’. Trudno zaprotestować, ale niesmak pozostał" (Opinia)
Jak mawiał ks. Józef Tischner jest: "Świento prawda, tys prawda i g… prawda". Jest też fejk, o którym nie wspominał, a który czasami może łączyć wszystkie formy prawdy wymienione przez duchownego. Tak jest w przypadku fotomontażu z europosłami PiS dzierżącymi w dłoniach krzyże.
Wtorek. 2 lipca 2019 roku. Pierwsza sesja plenarna Parlamentu Europejskiego. Grupka europosłów wybranych z list PiS robi sobie pamiątkowe zdjęcie. Jeszcze nie wiedzą, że za kilka godzin staną się obiektem drwin jakiegoś domorosłego, choć trzeba mu to oddać, sprawnego grafika.
Ów ktoś wkomponuje w fotografię z uśmiechniętymi politykami krzyże – każdy z europosłów będzie dzierżył taki krzyż. Wielu dało się nabrać, że zdjęcie jest autentyczne, a komentarze – w zależności od sympatii politycznych – miały charakter bądź szyderczy, bądź wyrażały oburzenie.
O tym, że tak łatwo było uwierzyć w autentyczność fotografii, przesądziło kilka elementów. Umieszczę je w kategorii "świento prawda". Nikt tak jak PiS nie manifestuje przywiązania do religii chrześcijańskiej. Prezes Jarosław Kaczyński uczynił nawet z obrony religii (warto aby wreszcie sprecyzował przed kim konkretnie) oręż do walki politycznej.
Zobacz także: „To po prostu ściek”. Budka ostro o okładce „Sieci” z Dulkiewicz i Adamowiczem
Z kolei premier Mateusz Morawiecki kilkanaście miesięcy temu zwierzył się: "Chcemy rechrystianizować Europę. To moje marzenie".
A że krzyż jest symbolem chrześcijan to przecież "tys prawda". Dlatego protestów przeciwko temu, że jakiś polityk PiS trzyma krzyż specjalnie ze strony przedstawicieli tej partii nie słychać.
"G… prawda" w przypadku tej fotografii wydaje się oczywista, wszak to fotomontaż był.
Jak widać grafik-złośliwiec naprawdę się postarał. Teraz musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w świecie, w którym coraz częściej szacunek do czyichś poglądów, wiary czy przekonań staje się towarem deficytowym, postąpił właściwie.
Uważam, że nie. Choć dla wielu zapewne "trafił w dziesiątkę", to krótkotrwała chwila chwały nie była raczej warta ośmieszania innych za pomocą bliskiego im symbolu.
W gruncie rzeczy nie różni się to od "Tęczowej Maryi" i waginy wkomponowanej w Najświętszy Sakrament. Na dłuższą metę nikomu nie służy robienie sobie beki z uczuć innych.
Pozostaje jedynie wierzyć, że autor fejka nie był jakimś wizjonerem i że za jakiś czas nie usłyszymy znów o potrzebie "rechrystianizacji".
Skrajne opinie rodzą skrajne reakcje. Tak to działa.