Wiejas: "Kościół ma być sumieniem demokracji. A kto będzie sumieniem Kościoła?" (Opinia)
Na to, co się w Polsce dzieje, Kościół nie może patrzeć spokojnie – mówi bp Andrzej Czaja. I proponuje, aby w wojnie polsko-polskiej Kościół pełnił funkcję mediatora. Jeszcze kilka lat temu pewnie przyklasnąłbym takiej inicjatywie. Teraz powiem: - Księże biskupie, proszę zostawić świeckie państwo w spokoju.
Napisać, że biskup Andrzej Czaja doznał nagle iluminacji i stąd wywiad dla KAI, byłoby wobec tego akurat hierarchy nieuczciwe. To duchowny, który pokazał w nieodległej przeszłości, że dla niego najważniejsi są ludzie, a nie rządzący, którym trzeba się przymilić.
We wrześniu 2016 roku mówił np. na Górze św. Anny: "O ile PO deptało czy sprzedawało pewne wartości, to mam wrażenie, że teraz niektórzy ludzie z PiS depczą ludzką godność i w ogóle się nie liczą z tym, co człowiek myśli, jakie ma pragnienia, potrzeby i - przede wszystkim - jakie ma prawa".
W tym samy miejscu dodał: "Musimy dzisiaj - wręcz w obronie swojego dobrego imienia i swojej przyszłości - jednoznacznie artykułować stanowisko kościelne, gdy ono nie jest zgodne z tym, co rząd głosi czy do czego dąży. (...) Mam na myśli nie tylko sprawy związane z migracją i uchodźcami, ale m.in. także obronę praworządności na elementarnym poziomie władz samorządowych".
Tym razem, w wywiadzie dla KAI, głos przewodniczącego Komisji Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski zabrzmiał jednak cokolwiek rozpaczliwie. "Na to, co się w Polsce dzieje, Kościół nie może patrzeć spokojnie. Najwyższy czas, abyśmy ocknęli się – jako chrześcijanie i jako Polacy! Nadszedł czas, że Kościół powinien podjąć rolę mediatora wśród okładających się stron. Nie obawiałbym się takiego działania. Jest to niezbędne dla zachowania ładu i pokoju społecznego" – mówi bp Czaja.
Cel chciałby zrealizować poprzez "wyrazisty list pasterski czy wręcz orędzie do narodu". Biskup przywołuje przy tym 30. rocznicę Okrągłego Stołu.
"Powinniśmy też wezwać cały naród i lud wierzący do wytężonej modlitwy o przebaczenie i pojednanie. Potrzebujemy Bożej łaski, gdyż bez niej z tym sobie nie poradzimy. W ślad za Janem Pawłem II odważmy się zawołać: 'Niech zstąpi Duch i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!'" – mówi przewodniczący komisji Episkopatu.
O roli mediatora Kościół może pomarzyć
Mówi również ksiądz biskup, że "Kościół ma być światłem dla wszystkich, ma być sumieniem w demokracji", a kto będzie sumieniem dla Kościoła? Księże biskupie, dopóki polski Kościół nie rozwiąże wszystkich trawiących go problemów, o roli mediatora może pomarzyć.
To prawda, dla wolnej Polski Kościół zrobił wiele. Z tym polemizować mógłby tylko szaleniec. W czasach PRL wróg był jasno określony, a Kościół stanął po właściwej stronie. Po 1989 roku zrobił jednak wszystko by roztrwonić swój autorytet. Jego demontaż rozpoczął się w chwili podpisania konkordatu.
To wtedy Kościół zaczął wciskać się praktycznie w każdą sferę życia publicznego i uzurpować sobie prawo do odegrania roli, której mu nie przypisano. Dopóki polska polityka była w miarę przewidywalna nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. To znaczy, nie przeszkadzało to politykom, bo wiadomo, Kościół lepiej mieć po swojej stronie.
Panoszenie się katechetów, blichtr uwielbiany przez niektórych hierarchów, instrukcje płynące z ambon (kto jest dobry, a na kogo nie należy głosować), coraz bardziej uwierały jednak część Polaków. Tych, którzy dostrzegali, że z tym rozdziałem Kościoła od państwa, jest coś nie tak.
A potem samodzielne rządy objął PiS i ten rozdział stał się całkowitą fikcją. Co rusz oglądaliśmy klęczącego prezydenta, premier (a potem premiera), cały gabinet. Żeby było jasne – nie przeszkadza mi niczyja wiara. Powinna być ona jednak prywatną sprawą każdego człowieka. Tymczasem przesłania płynące z mszy z ich uczestnictwem, zawierzanie Polski takim czy innym świętym, niosły ze sobą jasny przekaz - prawdziwy Polak to katolik. Dosadnie, bo dosadniej się już nie da, potwierdził to w wywiadzie dla KAI metropolita poznański abp Stanisław Gądecki.
Dzieląc Polaków na nadobywateli-chrześcijan i resztę, nie zostawił już żadnego pola do dyskusji.
Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, kto kogo wykorzystał w bardziej instrumentalny sposób – PiS Kościół, czy Kościół PiS. Politycy zyskali poparcie hierarchów (czynne lub bierne), do Kościoła zaś popłynęły szerokim strumieniem pieniądze z podatków Polaków.
Biskup Pieronek ostrzegał przed Kościołem partyjnym
Głosów ostrzegających Kościół przed takim postępowaniem było jak na lekarstwo. Bodaj najczęściej te przestrogi wygłaszał zmarły w grudniu ubiegłego roku biskup Tadeusz Pieronek. Mówił, m.in.: "Mam wielką obawę, że w Polsce duchowieństwo i biskupi jak gdyby zmierzali do tego, żeby pozbawić Kościół katolicki cechy powszechności. Dążą do tworzenia Kościoła partyjnego, to jest wielki dramat".
Jego głos był jednak w mniejszości. Częściej można było usłyszeć słowa pochwalne pod adresem PiS. Wygłaszali je abp Marek Jędraszewski, abp Sławoj Leszek Głódź czy bp Antoni Długosz. O ojcu Tadeusz Rydzyku wspomnę już rytualnie.
Równocześnie Kościół, nie potrafił sobie poradzić od lat z rozwiązaniem sprawy pedofilii wśród księży. Potrzeba było dopiero stanowczych działań papieża Franciszka, aby wewnątrzkościelna dyskusja zaczęła przybierać bardziej realne formy (co z tego wyjdzie, dopiero zobaczymy).
W tej sytuacji trudno zgodzić się z propozycją, którą w wywiadzie dla KAI złożył przewodniczący Komisji Nauki Wiary polskiego Episkopatu.
Padła ona zbyt późno, a Kościół na własne życzenie wyzbył się zdolności mediacyjnych. Dodatkowo byłby beneficjentem takich mediacji - zachowałby wszystko, co wywalczył dzięki PiS, więc zapewne "wszystko byłoby dalej, jak było".
Tymczasem jestem przekonany, że w Polsce już nigdy nie będzie, jak było. Sprawy będą rozwiązane wyłącznie przez polityków i wyborców. Może jeszcze nie w najbliższych wyborach, może w następnych, ale tak będzie. A wyznawana religia wreszcie będzie osobistą sprawą każdego obywatela. I już nikt nigdy nie będzie nazywany ze względu na wiarę Polakiem drugiej kategorii.