Trwa ładowanie...

Warzecha: "Tusk o Kaczyńskim, czyli powrót wielkiego manipulatora" (Opinia)

Donald Tusk w swoich wystąpieniach chce jawić się jako mądry patron, unoszący się gdzieś ponad żałosnymi partykularyzmami. Kto daje się nabrać na jego sztuczki mógł odnieść wrażenie, że oto ma przed sobą statecznego, zatroskanego męża stanu. Tymczasem Tusk w formie to mistrz manipulacji.

Warzecha: "Tusk o Kaczyńskim, czyli powrót wielkiego manipulatora" (Opinia)Źródło: PAP, fot: Danil Shamkin
d2ividm
d2ividm

Opozycja nie powinna mówić o sobie nawzajem źle, startu w wyborach prezydenckich nie potwierdzam (na razie), a Jarosław Kaczyński jest ogarnięty obsesją pieniędzy – to główne punkty wywiadu, którego Donald Tusk udzielił Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej z TVN24.

Były przewodniczący PO kolejny raz udowodnił, że na poziomie retorycznym jest sprawnym politykiem, a wbijać szpilę potrafi jak mało kto. Największym mistrzostwem jest zaś wzbudzanie napięć i podsycanie wzajemnej niechęci po obu stronach barykady politycznej w taki sposób, żeby nie dało się szefa Rady Europejskiej wprost o to oskarżyć.

I pochylił się Tusk nad tłamszoną ojczyzną

"Nie będę tu udawał bezstronnego czy neutralnego" – deklarował Tusk na początku rozmowy, w innym miejscu powtarzając te słowa i dodając, że przyjęcia takiej postawy wymaga ludzka przyzwoitość.

Kto daje się nabrać na te sztuczki – a takich odbiorców może być wielu, wszak pamięć wyborców nie jest zbyt długa, a Tusk wyjechał z Polski pięć lat temu – mógł odnieść wrażenie, że oto ma przed sobą statecznego, zatroskanego męża stanu. Takiego, który nigdy nie splamił się żadną nieprawością, w jego partii zawsze wszyscy byli kryształowi, a dziś zmartwiony pochyla się z bólem nad ojczyzną, udręczoną pod kaczystowskim butem.

d2ividm

Nie chce wprawdzie mówić wprost, że rządzą nią szubrawcy, bo nie pozwala mu wrodzona delikatność, ale sugeruje to przynajmniej między wierszami, podkreślając zarazem, że najbliższe wybory to walka dobra ze złem, Wschodu z Zachodem, wizji Polski poza Europą i Polski w Europie.

W gruncie rzeczy to lustrzane odbicie tego, co opowiada swoim wyborcom PiS, tyle że subtelniej podane, kto zaś pamięta metody Tuska subtelnej manipulacji z lat 2007-2014, ten rozpozna je również w tym wywiadzie.

Pod tym względem mistrzowski jest fragment, dotyczący nagrań w sprawie spółki "Srebrna" i Geralda Birgfellnera. Nagrania są dla Kaczyńskiego problemem, ponieważ podważają jego wizerunek ascety i Tusk postanowił na tym zagrać. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że ten występ nie udałby mu się w pełni bez wydatnej współpracy Kolendy-Zaleskiej. Jak to oboje rozegrali?

Tusk najpierw powiada, że zna Kaczyńskiego od lat – odbiorca ma więc wierzyć, że to, co mówi przewodniczący RE, nie jest jego spekulacją, ale wynika z miarodajnego osobistego doświadczenia. Tusk to zresztą podkreśla, mówiąc wprost: "Ja to wiem".

d2ividm

Następnie stwierdza, że prezes PiS miał i ma obsesję pieniędzy. Dodaje wprawdzie, że te pieniądze były w przekonaniu Kaczyńskiego potrzebne do tego, żeby nowo powstałe po 1989 roku partie mogły wyrównać szanse z postkomunistycznym układem – co wydaje się dość racjonalnym argumentem, ale ta część wywodu szybko zostaje przykryta pytaniem Kolendy-Zaleskiej.

Uśmiech wystarcza za odpowiedź

Dziennikarka sugeruje w nim, że upada wizerunek Kaczyńskiego jako osoby, która deklarowała, że do polityki idzie się nie dla pieniędzy i zawsze starała się wyglądać na skromną. Tusk na to nie odpowiada, zbywając stwierdzenie znaczącym uśmiechem, najwyraźniej nie chcąc się jednak posunąć do bezczelności.

Przecież dziennikarka z jego własnej wypowiedzi wyciągnęła niedopuszczalny wniosek. Zasugerowała, że Kaczyński chce się na polityce dorobić, podczas gdy Tusk stwierdził jedynie, że prezes PiS chciał, aby to jego partia miała pieniądze, by móc rywalizować na równi z ugrupowaniami wyrosłymi z postkomunizmu. Owszem, można się spierać, czy tak powinien wyglądać system polityczny, ale pieniądze dla partii, żeby dać jej szansę na wygraną, to jednak coś całkiem innego niż pieniądze do własnej kieszeni.

d2ividm

Co z tej wymiany zdań zostaje w mediach? Oczywiście pozbawione kontekstu stwierdzenie, że "Kaczyński ma obsesję pieniędzy". Szczegóły nieważne. Ważne, że do polityka, któremu do niedawna nawet przeciwnicy nie zarzucali czerpania osobistych korzyści z polityki, przyklei się łatka kombinatora, który sam chce zarobić. Takiego samego jak inni.

Choć może nawet nie takiego samego? Może znacznie gorszego niż poprzednicy? Przecież Tusk bardzo zbulwersowany mówi o degeneracji obecnej władzy, tak jakby nie było porażających rozmów o stanie państwa za PO u "Sowy i Przyjaciół", jakby nie było "Zbycha" (Zbigniewa Chlebowskiego) i "Mira" (Mirosława Drzewieckiego) oraz posłanki Cielebąk, czyli Beaty Sawickiej, z ekscytacją opowiadającej agentowi CBA, że „lody będą kręcone” – niegdysiejszych, a dziś już zapomnianych bohaterów afer w czasach Tuska, za które on sam ponosił polityczną odpowiedzialność. Cóż – co było, a nie jest…

Wszak na pytanie, czy nie odczuwa dyskomfortu, gdy na listach Koalicji Europejskiej znajdują się postkomuniści, Tusk odpowiada zdecydowanie, że nie i rzuca: „Musimy przekraczać historyczne podziały”.

d2ividm

Tusk jawi się jako mądry patron, unoszący się gdzieś ponad żałosnymi partykularyzmami. Krytykuje łagodnie, po ojcowsku Biedronia za jego tłit o dinozaurach, startujących do Parlamentu Europejskiego, ale też napomina niczym sędziwy mędrzec pozostałych członków opozycji, żeby mówili o sobie albo dobrze, albo wcale.

Uspokaja tych, którzy mogliby się tego obawiać, że nowej partii zakładać nie zamierza, ale nie określa swojej roli w nadchodzących wyborach. Jak to Tusk – chce sobie zostawić otwarte wszystkie możliwości. Można sobie wyobrazić, jak taka postawa musi być irytująca dla Grzegorza Schetyny, który urabia sobie ręce po łokcie, pacyfikując i skłaniając do dołączenia do własnego projektu kolejne opozycyjne formacje, podczas gdy Tusk spogląda na to wszystko z wyżyn brukselskiego Olimpu i powiada: może obejmę patronat, może nie, na razie się nie kłóćcie.

Wisienką na torcie jest odpowiedź Tuska na pytanie o start w wyborach prezydenckich. To znaczy – nie tyle odpowiedź, co umiejętne niedopowiedzenia. Najpierw mamy inne wybory, potem pomyślimy… "Czyli pan nie zaprzecza zdecydowanie?" – dopytuje dziennikarka. "Na pewno nie potwierdzam" – bawi się sytuacją Tusk.

d2ividm

Tusk z dodatkową warstwą teflonu

Gdy latem 2014 roku Tusk, ku zaskoczeniu wielu, oznajmił, że zostawia Polskę dla Brukseli, dość powszechna była diagnoza, że robi to, uciekając od narastających problemów oraz dlatego, że jego legendarny teflon zaczął się ścierać. Słuchając dzisiaj coraz liczniejszych wystąpień byłego lidera PO, można zauważyć, że arsenał środków się nie zmienił.

To ten sam Tusk co w czasie swoich rządów w Polsce – tak samo sprytnie, choć właściwie dość prosto manipulujący, tak samo pozostający samemu poza zasięgiem najostrzejszego sporu, ale zarazem umiejętnie przeciągający kijem po kratach, tak aby podrażnić przeciwnika.

Czas spędzony w strukturach UE pozwolił położyć nową teflonową warstwę i choć powrót Tuska nie jest bynajmniej przesądzony, politycy PiS ze swoją przaśną momentami propagandą powinni się obawiać.

d2ividm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ividm