- Mam to szczęście, że kości moich rodziców nie poniewierają się na polach - cieszy się w rozmowie z Wirtualną Polską Zofia Szwal. Sama szukała ciał mamy i taty. - W mojej Orzeszynie ja też znajdowałam ludzkie kości. Czaszki - dodaje, opisując jak własnymi rękami wygrzebywała z ziemi szczątki pomordowanych. Dziś ma 83 lata, ale wciąż pamięta "krwawą niedzielę" 11 lipca 1943 r., gdy Ukraińcy z UPA wymordowali całą polską wieś, w tym 16 osób z jej rodziny. Gdy po 23 latach wróciła na rodzinną ziemię, Ukraińcy dziwili się, jak to się mogło stać, że żyje. - Przecież akcja była dokładnie przygotowana, a ja ocalałam na świadka. Ja przecież tam żyłam i widziałam, choć jeszcze nie rozumiałam. To tak jakby Bóg mnie ocalił, żebym opowiedziała tę historię - mówi.