Putin kłamie w sprawie Polski. Dla nas to raczej szansa niż zagrożenie (Opinia)
Fałsz historyczny Kremla jest szyty tak grubymi nićmi, że z zaakceptowaniem go będą mieli problem nawet najbardziej pożyteczni idioci. Tylko czy Polska będzie umiała wykorzystać okazję, którą teraz stworzył nam Putin?
Zasada oblężonej twierdzy to od dawna sprawdzona strategia postępowania rosyjskich władz. Bo Moskwa nigdy publicznie nie prowadzi polityki zagranicznej. Ona wypływa na wierzch tylko w jednym przypadku: gdy pojawiają się jakieś problemy wewnętrzne. Czy tak jest również w tym przypadku? Szybko się przekonamy.
Rosja mówi o sojuszu Piłsudski-Hitler
Jego gospodarz Dmitrij Kisielow ma opinię dziennikarza mającego świetne relacje z Kremlem. Każdy odcinek swego niezwykle popularnego programu układa według tego samego schematu: wszędzie wojna, tylko w Rosji sielsko, anielsko. Nawet jeśli Rosja w jakimś momencie zachowuje się agresywnie, to tylko po to, by "dać stanowczy odpór” tym, którzy czyhają na jej dobro.
Tę koncepcję programu Kisielow realizuje z żelazną konsekwencją w każdym odcinku. Świetnie ona się wpisuje w generalną narrację Kremla o tym, że cały świat tylko czeka na moment, aż on okaże jakąkolwiek słabość - dlatego tak ważne jest skupienie się wokół władz, zaufanie im. Tylko w ten sposób uda się zachować Rosję, jej potęgę.
Z internetowego podglądu niedzielnej audycji wynika, że bieżące napięcia z Polską nie są najważniejszym tematem - to dopiero szósty materiał wydania. W nim Kisielow dał widzom przygotowanie historyczne, pokazał materiał o tym, jak Hitler blisko współpracował z Piłsudskim.
Oczywiście, to był sojusz wymierzony w Rosję (wtedy ZSRR). A gdy teraz Putin pokazuje dokumenty niezbicie dowodzące, że Moskwa w 1939 r. tylko broniła swoich granic, jest natychmiast brutalnie atakowana - argumentuje Kisielow w programie.
Widać, że jest starannie przygotowany. Sugeruje to jedno: Kreml rozpoczął długą operację przeciw Polsce. Jej finału pewnie należy się spodziewać w maju, a nawet w sierpniu przyszłego roku.
Propagandowe antidotum
Przyszły rok będzie stał pod znakiem zatargów między Polską i Rosją wokół rocznic. Najpierw w maju równa 75. rocznica zakończenia II wojny światowej, potem w sierpniu 100. rocznica porażki bolszewików pod Warszawą. Każda z tych dat jest dla Kremla kłopotliwa. A najlepszą obroną jest, według rosyjskich decydentów, atak - o czym właśnie przekonuje się Polska.
Podobnie będzie w przypadku hucznych obchodów 15 sierpnia 1920 r. w Polsce zwycięstwa w bitwie warszawskiej. Tu Rosja też będzie musiała znaleźć jakieś propagandowe antidotum na tę rocznicę. Choć pewnie obecna rozgrywka jest także przygotowaniem do tej chwili - zacznie się powtarzanie, że wtedy bolszewików pokonali "faszyści”, a więc zachowanie Moskwy w 1939 r. było tym słuszniejsze.
I powód drugi: bieżący. Rosja nie ma ostatnio dobrej passy. Popularność Putina, która znalazła się w pełnym zenicie w chwili zajęcia Krymu w 2014 r., od tamtej pory zsuwa się po równi pochyłej. Brak wyraźnych sukcesów w polityce zagranicznej, problemy wewnętrzne (Putin rok temu podniósł wiek emerytalny i stawki podatku VAT), stagnacja gospodarcza. To wszystko sprawia, że Kreml tym bardziej potrzebuje wroga - kogoś, na kogo można skierować uwagę Rosjan jako tego, który sypie piach w szprychy.
Polska świetnie się do tego nadaje - bo dla Rosjan jest ona naturalnym wrogiem "od zawsze”. Świetnie opisał to prof. Andrzej Nowak w książce "Metamorfozy Imperium Rosyjskiego 1721-1921. Geopolityka, ody i narody”, pokazując, jak wtedy fetowano w Rosji rozbiór Polski - jako wielki triumf na odwiecznym rywalem.
Polska do obecnej sytuacji powinna podejść spokojnie. Fałsz historyczny po stronie Putina jest szyty tak grubymi nićmi, że z zaakceptowaniem go będą mieli problem nawet najbardziej pożyteczni idioci.
Warto na ten kryzys spojrzeć jako na szansę. Dzięki szarży Kremla opowieść o polskiej historii może znaleźć się przez chwilę w centrum światowego zainteresowania. Warto wykorzystać ten moment, żeby opowiedzieć o niej innym.
Tylko czy jesteśmy do tego przygotowani? Samo oświadczenie premiera, choć utrzymane we właściwym tonie, z ciekawymi historycznymi przykładami i szybko przetłumaczone na angielski, to zdecydowanie za mało.