Powstańcy Wielkopolscy w wojnie polsko-bolszewickiej. Ukraińcy nazywali ich "rogatymi diabłami"
• Wielkopolanie samodzielnie zorganizowali armię, która wyzwoliła region
• Armia Wielkopolska liczyła 100 tys. żołnierzy
• Oddziały z Wielkopolski walczyły o wyzwolenie Lwowa i wschodniej Małopolski
• Za walkę w wojnie polsko-bolszewickiej 14 Wielkopolska Dywizja Piechoty otrzymała Virtuti Militari
• Ukraińcy walczący z Polakami nazywali Wielkopolan "rogatymi diabłami"
• Armia Wielkopolska była elitą Wojska Polskiego dzięki świetnej organizacji i doświadczeniu zdobytemu w armii niemieckiej w I wojnie światowej
Wielkopolanie nie dość, że własnymi siłami potrafili wywalczyć sobie niepodległość, to pomogli Polakom z innych części kraju. Był to ogromny wysiłek wielkopolskiego społeczeństwa, które wystawiło elitarną, stutysięczną Armię Wielkopolską. Zwycięscy żołnierze z Wielkopolski byli świetnie wyszkoleni, wyposażeni i pewni siebie. Na froncie przeciwko Ukraińcom nazywano ich "Rogatymi Diabłami". Byli dla nich po prostu straszni...
"Wspaniałe to było wojsko! Chłopy rosłe, dobrze odżywione, z pruskim drylem, mundury, broń i ekwipunek nowiusieńkie, wysokie rogate czapy i te nowe, jeszcze żółte buty! Uzbrojone po zęby, aż nam gały wychodziły patrząc na tę siłę, butę i pewność siebie! Teraz zobaczyliśmy, jakie to my jesteśmy dziady. Wszystko u nas odżyło" - wspominał porucznik R. Czartoryski. Wielkopolscy żołnierze zrobili ogromne wrażenie na swoich kolegach, którzy już od listopada 1918 r. walczyli z Ukraińcami o Lwów i Małopolskę Wschodnią. Była to pierwsza wojna odrodzonej Polski. Warunki w jakich przyszło walczyć, były dla obu stron katastrofalne. Przyjazd "Poznańczyków" był dla polskich żołnierzy pozytywnym szokiem i zastrzykiem nowej motywacji do walki z wrogiem. Tam, dokąd przybywały oddziały z Wielkopolski, od razu wkraczał nowy duch, duch zwycięstwa.
Weterani spod Verdun
Widok walczących żołnierzy wielkopolskich, napawał ogromnym zdumieniem Polaków z innych części kraju. "Dzielni starzy żołnierze, niejednokrotnie "spod Verdun", strzelali nieraz w ruchu, stojąc lub z kolana, uważając tego rodzaju wojnę [polsko-ukraińską] za zabawkę w porównaniu z walkami wielkiej wojny na Zachodzie. Gdy na ulicach Gródka spotykałem żołnierzy Wielkopolskich, byłem pod wrażeniem ich wspaniałej postawy, ekwipunku i dyscypliny. Wyglądaliśmy przy nich zupełnie jak >>pospolite ruszenie<<" - tak opisywał Stanisław Kopański akcję Grupy Wielkopolskiej płk. Daniela Konarzewskiego pod Lwowem. Oddział Konarzewskiego był jedną z pierwszych "ekspedycji" wysłanych z Wielkopolski na pomoc Polakom w innych częściach zagrożonej ojczyzny. Było to możliwe dzięki zorganizowaniu elitarnej Armii Wielkopolskiej.
Pomimo realnego wciąż zagrożenia ze strony zachodniego sąsiada, oddziały wojskowe z Wielkopolski zaczęto używać na innych odcinkach. Już od pierwszych dni walk o Lwów, Poznań z uwagą śledził wydarzenia w tym mieście. W lutym generał Józef Dowbor-Muśnicki ogłosił ochotniczy zaciąg do oddziału, który miał przyjść z pomocą dla Lwowa. Na początku marca oddział w sile 204 żołnierzy pod dowództwem ppor. Jana Ciaciucha wyjechał z poznańskiego dworca. Mieszkańcy Lwowa witali go okrzykami: Niech żyje Poznań! Niech żyje Wielkopolska! W czerwcu kompania przeprowadziła brawurowy szturm na miejscowość Poczapy i zadała Ukraińcom straty - 100 zabitych. Płk Czesław Mączyński, legendarny Komendant Obrony Lwowa, widząc rezultat szturmu miał powiedzieć: "znać, że tu byli Poznańczycy". Bardzo dobrą opinię wystawił żołnierzom kompanii, generał Wacław Iwaszkiewicz - dowódca wojsk polskich w Małopolsce Wschodniej: "kompania ta była wzorem i przykładem dla innych oddziałów swoją walecznością, dyscypliną i spełnieniem swego trudnego
zadania". 6 sierpnia oddział wrócił do domu. Odnotował wysokie straty na poziomie 25 proc.
Porucznik Stanisław Rybka-Myrius, uczestnik powstania wielkopolskiego fot. NAC
Kiedy kompania por. Ciaciucha przecierała szlaki na froncie w Małopolsce Wschodniej, Poznań szykował kolejny oddział do walk z Ukraińcami. Mowa tutaj o wzmiankowanej wcześniej Grupie Wielkopolskiej płk. Daniela Konarzewskiego w sile ok. 4 tys. żołnierzy, która była uzbrojona w ciężką artylerię i samoloty. Grupa wyruszyła kilka dni po odjeździe kompanii Ciaciucha i niemal od razu weszła do walki. Historyk tego konfliktu Leszek Kania napisał, że dla regularnego wojska ukraińskiego był to przeciwnik zbyt wymagający, a dla uzbrojonego chłopstwa wręcz straszny. Kiedy tylko na przedpolu pojawiały się charakterystyczne rogatywki Wielkopolan, partyzanckie oddziały złożone z chłopów ukraińskich pierzchały w popłochu. Dlatego też Wielkopolan nazywano powszechnie "rogatymi diabłami". Grupę wycofano w czerwcu, ponieważ obawiano się niemieckiego ataku na Wielkopolskę. Podczas walk oddział odniósł szereg zwycięstw przy dużych stratach własnych - na poziomie 20 proc.
Wielkopolanin - "inny rodzaj Polaka"
Gdzie tkwiła tajemnica, jedynego w swoim rodzaju, esprit de corps poznańskich żołnierzy? W oczach Polaków z innych części kraju, jak i obcokrajowców, Wielkopolanie byli "innym rodzajem Polaka". "Poznańczycy uważają się za coś wyższego od reszty Polaków, zarówno pod względem zdolności wojennych, jak i ogólnej tężyzny życiowej. Istotnie, są oni zupełnie odmiennego pokroju. Pułki poznańskie uważane są za najlepsze w całej armii. W tej części świata urok Niemiec i armii niemieckiej, trwający do dziś dnia, najmniej wątpliwą jest rzeczą. Wojna światowa nie zmniejszyła go ani trochę; niemieckie wyszkolenie wojskowe stało się tu synonimem doskonałości. Dobrą opinię, jaką cieszą się pułki poznańskie, zawdzięczać należy temu, iż są one bardziej niemieckie od reszty wojsk polskich" - napisał brytyjski dyplomata Edgar Vincent d'Abernon.
Piloci z 2 Eskadry Wielkopolskiej na froncie pod Jarocinem fot. Wikimedia Commons
Wielkopolska bardzo się różniła od innych części zjednoczonej ojczyzny. Stała dużo wyżej pod względem gospodarczym niż pozostałe rejony Polski. Wytworzyła się tutaj silna tradycja ruchu spółdzielczego, organizacji samopomocowych i zawodowych. Wielkopolska wnosiła zmysł dobrej organizacji, gospodarności i sumiennej pracy. Na szczególną pracowitość Wielkopolan zwracał uwagę sam Piłsudski: "Moi Panowie, przychodzicie do Polski z wielkim dorobkiem ciężkiej walki, zdobytym uczciwie w drobiazgowej, sumiennej, obowiązkowej pracy. To jest wielki dorobek! Gdy myślę o zadaniach stojących przed Polską, chciałbym wnieść od was do Polski całą waszą namiętność pracy, która by Polskę przeniknęła, dać umiejętność zorganizowanej pracy sumiennej, umiejętności pracy uczciwej. Wszystkie te cechy miały wpływ na to, jaka będzie Armia Wielkopolska".
W początkowym okresie powstania wielkopolskiego, wojsko było improwizowane i całkowicie ochotnicze. 16 stycznia Dowódcą Głównym Sił Zbrojnych w Byłym Zaborze Pruskim został generał Józef Dowbor-Muśnicki. Rozpoczął formować, na bazie powstańczych oddziałów, regularną Armię Wielkopolską. Wzorowano ją na najlepszej armii ówczesnego świata - armii niemieckiej. Do dyspozycji było ok. 150-200 tys. szeregowych i oficerów z Wielkopolski, którzy byli weteranami I wojny światowej, walczącymi wcześniej w szeregach armii niemieckiej. Wprowadzono obowiązkowy pobór do wojska. Armia Wielkopolska w przeciągu kilku miesięcy wzrosła kilkukrotnie. Pod koniec czerwca w jej szeregach było już prawie 100 tys. żołnierzy. Armia została doskonale zorganizowana, wyposażona i wyszkolona. Społeczeństwo Wielkopolski wykonało ogromną pracę, żeby dopieścić każdy jej szczegół. Nie do pomyślenia było, żeby Armię Wielkopolską zaimprowizować, w myśl słynnego polskiego porzekadła, że jakoś to będzie.
Przeciw czerwonym
Po zwycięstwie z Ukraińcami, przyszedł czas na starcie z największym wrogiem Polski - Rosją Sowiecką. Wielkopolskie formacje już od sierpnia 1919 r. stanęły w szranki z bolszewikami. Złotymi zgłoskami zapisały się walki 14 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty pod dowództwem, awansowanego na generała, Daniela Konarzewskiego. Podobnie jak na froncie pod Lwowem, żołnierze z Wielkopolski robili piorunujące wrażenie. "Na rynku [w Mińsku Litewskim] stoją bataliony Wielkopolan - wspominał kapitan Stanisław Rostworowski. Karabiny w kozły ustawione. Żołnierz wspaniale ubrany i wyekwipowany przy taborach. Konie jak na pokaz. Porządek wzorowy. Od tych szeregów bije moc i pewność zwycięstwa. Pomimo ostrych marszów i ciężkiej bitwy zmęczenia nie znać - tacy gonić wroga potrafią".
Powstańcy Wielkopolscy fot. Wikimedia Commons
Wkrótce pod bagnetami Poznańczyków padły Mińsk i Bobrujsk. Dywizja spisywała się świetnie. Była niepobita aż do lipca 1920 r., kiedy to Wojsko Polskie rozpoczęło odwrót na całej długości frontu z bolszewikami. Wielkopolanie nie załamali się pod naporem nieprzyjaciela, jak pozostałe dywizje, ale w porządku wykonywali odwrót. W ciągu 37 dni przemaszerowali w ciągłych walkach z przeważającym wrogiem odległość ok. 600 kilometrów, stając w Dęblinie pod Warszawą.
Podczas Bitwy Warszawskiej dywizja znalazła się w składzie Frontu Środkowego, którego zadaniem było wykonanie uderzenia znad Wieprza w bolszewicką Grupę Mozyrską. Wielkopolanie świetnie wywiązali się z tego zadania, zmiatając z powierzchni ziemi napotkane oddziały bolszewickie. Po wielkim zwycięstwie pod Warszawą, dywizja prowadziła działania pościgowe. Epopeję zakończyła w grudniu 1920 r., kiedy to jej pododdziały wróciły do Poznania. Dywizja została odznaczona przez Naczelnego Wodza Orderem Virtuti Militari. Piłsudski ocenił ją bardzo wysoko: "Poza Dywizją 1. Legionową, przede wszystkim jedynie 14. Dywizja Wielkopolska była zawsze tą jednostką wojskową, na którą mogłem zawsze liczyć bez wahania, powierzając jej najtrudniejsze zadania i wiedząc nieodwołalnie, że każdy rozkaz spełni".
"Rogate diabły" z Wielkopolski były elitą Wojska Polskiego. Mogły się poszczycić się wieloma zwycięstwami podczas kilkuletniej kampanii. Zakończę słowami Bohdana Mincera: "było to najlepsze wojsko, jakie Polska wówczas miała".
Mateusz Staroń dla Wirtualnej Polski