Po burzy w Sejmie. Bartłomiej Biskup: "Dla opozycji liczą się tylko wybory prezydenckie" [OPINIA]
Opozycja jest po to, aby krytykować rządzących. Lecz w ostatnich dniach, koncentrując się na kampanii prezydenckiej, krytyka przełożyła się na wszystkie działania antykryzysowe - których przynajmniej część do tej pory podlegała politycznemu konsensowi i zgodzie ponad podziałami partyjnymi.
W każdym kryzysie, czy to epidemicznym, czy politycznym, decydujące znaczenie mają działania i postawa rządzących. I to rządzący są zawsze ze swoich działań rozliczani. W innej zgoła sytuacji znajduje się opozycja.
Można powiedzieć, że jest w sytuacji o niebo lepszej. Może zgłaszać propozycje i krytykować, nie mając realnej odpowiedzialności. Często jest zresztą tak, że opozycja korzysta z sytuacji kryzysowych, odbierając rządzącym poparcie społeczne, a czasami nawet władzę. Takie rozumienie działania w kryzysie bywa jednak złudne.
Często działania opozycji są postrzegane przez społeczeństwo na równi lub nawet gorzej niż działania krytykowanych przez te ugrupowania rządzących.
Liczą się tylko wybory prezydenckie
Ostatnie dni na polskiej scenie politycznej upływają pod znakiem kampanii prezydenckiej. Piszę tę "oczywistą oczywistość", aby podkreślić negatywny wpływ kampanii wyborczej na działania polityków, szczególnie w aspekcie kryzysu pandemicznego. Wydaje się dzisiaj, że wszystko jest tej kampanii podporządkowane, ale ona sama przykrywa wszelką racjonalność.
Opozycja oczywiście jest po to, aby krytykować rządzących - lecz w ostatnich dniach, koncentrując się na kampanii prezydenckiej, krytyka ta przełożyła się również na wszystkie działania antykryzysowe, których przynajmniej część do tej pory podlegała politycznemu konsensowi i zgodzie ponad podziałami partyjnymi.
Kampania wyborcza spowodowała, że politycy opozycji krytykują już każde działanie antykryzysowe rządu, nie bacząc na to, że większość z nich jest pozytywnie oceniana przez wielu ekonomistów i ekspertów - w tym również zagranicznych. A przecież, według partii opozycyjnych, to właśnie podmioty zagraniczne były do tej pory najbardziej obiektywne w ocenach.
W tych taktycznych bojach przoduje Koalicja Obywatelska, która, zachęcona powrotem notowań dla swojego kandydata na prezydenta do czasów sprzed pandemii, widzi szansę na dobry wynik w wyborach prezydenckich - a również na zatrzymanie spadków poparcia, jakie w ostatnich miesiącach były jej udziałem.
Wybory prezydenckie. Negatywy bez pozytywów
Politykom KO wiatru w żagle dodaje sprawa ministra Łukasza Szumowskiego. Działacze tej partii sprawili, że część osób zapomniała już kompletnie o jego pozytywnych działaniach w walce z kryzysem epidemicznym i skupia się na sprawie maseczek i dotacji.
Pomimo otwartości komunikacyjnej ministra Szumowskiego i cierpliwego wyjaśniania kolejnych kwestii oraz odpowiadania wielokrotnie i publicznie na pytania posłów opozycji, to wśród polityków opozycji, bo nie tylko KO, dominuje skrajny przekaz o ministrze zdrowia. Czy zgodny ze stanem faktycznym? Jak to bywa ze skrajnościami, prawdopodobnie nie - lecz przecież niedługo wybory prezydenckie, więc każdy news lub pseudo-news się liczy.
Kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski już właściwie osiągnął cele zakładane w kampanii, czyli odbudował notowania swojej partii politycznej i ma wszelkie szanse, żeby wejść do drugiej tury. W przeciwieństwie do swojej macierzystej partii, która buduje przekazy skrajnie negatywne, ostatnio stara się on być "dobrym policjantem".
O ile początek jego kampanii opierał się głównie na krytyce PiS i Andrzeja Dudy, to obecnie wykonuje pewne pojednawcze gesty wobec elektoratów innych kandydatów, mając zapewne z tyłu głowy walkę o głosy w drugiej turze wyborów. Zawsze jednak pozostaje pytanie o wiarygodność takich zmian w pozycjonowaniu. Czy wyborcy zapomną, że zawsze był bardzo krytyczny wobec PiS, programów socjalnych (takich jak "500 plus") oraz z niezrozumiałych powodów (chyba wyłącznie partyjnych) nie chciał nadania w Warszawie ulicy imienia Lecha Kaczyńskiego - i przyjmą jego nagłą zmianę postawy wobec programów PIS popularnych społecznie i samego Lecha Kaczyńskiego za dobrą monetę?
To jest właśnie ryzyko kampanii i problem częstej zmiany zdania. Jeśli ona jest zbyt częsta i generowana w szybkim tempie, to nie wzbudza raczej zaufania wyborców. Przekonała się o tym Platforma Obywatelska w kilku ostatnich kampaniach, w tym w kampanii Bronisława Komorowskiego i przed pośpiesznie przez niego rozpisanym referendum.
Wybory prezydenckie. Powrót polaryzacji
W każdym razie Trzaskowski chce być, wzorem niektórych swoich poprzedników (Wałęsy czy Tuska), liderem nowej zmiany, czemu służą ostatnie wystąpienia i odniesienia do wydarzeń historycznych oraz miejsc, w których są wygłaszane. Czasami ci liderzy zyskiwali społeczny posłuch, chociaż w ostatnich czasach coraz rzadziej.
Przeszkodą może być tu duże społeczne poparcie dla dorobku rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz zainteresowanie Polaków przede wszystkim codziennym życiem w pandemii. Często politycy zapominają, że to, co dla nich jest ważne i za co zbierają pochwały od elit i ekspertów, niekoniecznie musi być w danym momencie istotne dla każdego obywatela.
Tym polaryzacyjnym przekazom nieco skonsternowane przyglądają się inne partie polityczne oraz inni kandydaci na prezydenta, którzy ostatnio przestali zyskiwać wyborcze punkty (jak Hołownia czy Kosiniak-Kamysz). Widać, że cały czas święci triumfy dobrze znana od 15 lat na polskiej scenie politycznej polaryzacja i nie przyszedł jeszcze czas na przekazy bardziej umiarkowane.
W działaniach opozycji widzimy więc i takie, które przysparzają jej politycznego poparcia - ale też takie, które stwarzają duże ryzyko. Jak to wszystko ocenią Polacy? Przekonamy się już niebawem.
Bartłomiej Biskup dla WP Opinie