Wybory prezydenckie. Kacprzak: "Morawiecki nie mówił w Sejmie do opozycji. Adresat był inny" [OPINIA]
Premier Mateusz Morawiecki, odbierając kwiaty, mógł wysłuchać braw, zobaczyć owację na stojąco i podziękować za udzielone mu wotum zaufania. Zachowując zasady politycznej gry, do końca budował emocje tak, jakby wynik mógł go w jakikolwiek sposób zaskoczyć - pisze Marek Kacprzak.
Wybory prezydenckie. Wniosek o wotum zaufania miał sens
Mając za sobą większość, niespodzianki być nie mogło i nikt jej się nie spodziewał. Co nie oznacza, że całe to misternie tworzone wydarzenie było bez znaczenia. Całe przedsięwzięcie było całkiem na serio i chodziło w nim o coś całkiem innego niż tylko o propagandową zagrywkę, jak chciałaby tego opozycja.
Jaki ma sens składanie wniosku przez premiera o wotum zaufania, gdy ma się w Sejmie większość? Dokładnie taki sam, gdy wniosek o wotum nieufności dla jakiegoś ministra składa opozycja, która z góry wie, że głosowanie przegra, bo większości nie ma. Składanie takich wniosków i ich publiczne uzasadnianie to polityczne prawo, które może przynieść spore zyski, jeśli umie się sejmowy czas, który się w ten sposób dostaje, dobrze wykorzystać. Ważne tylko, by wiedzieć, co się chce osiągnąć.
Wybory prezydenckie 2020. Duda i Morawiecki powiedzieli "sprawdzam"
Warto było się wsłuchać w słowa premiera, który zapewniał, że to prezydent zaproponował, aby przeciąć ten festiwal awantur i powiedzieć "sprawdzam". Co prawda premier głośno nie powiedział, kogo ma na myśli, za to często swój przekaz kierował do opozycji. Nic zatem dziwnego, że wielu obserwatorów debaty połączyło to w jedno. Wielu polityków opozycji wzięło to nawet do siebie osobiście. Zapominając, że premier z prezydentem opozycji sprawdzać nie musieli. Gdyby to było ich celem, to zamiast podziękowań za udzielone mu wotum, premier mówiłby o porażce. Spoza Zjednoczonej Prawicy nikt nie podniósł ręki, by głosując pokazać, że mu ufa. Nie o te ręce premierowi i prezydentowi jednak chodziło, a właśnie o ręce polityków koalicji rządzącej.
Zobacz także: Marcin Horała o 10 maja. "Szkoda, że głosowanie udało się storpedować"
Za dużo już w ostatnich dniach było rozprężenia, wątpliwości, walki pod i nad dywanem, knucia, buntów i jawnego sprzeciwiania się woli prezesa. Kilka tygodni przed wyborami należało się określić. Premier z prezydentem wysłali jasny sygnał "sprawdzam", w myśl którego, albo "jesteś z nami, albo przeciwko nam". Co oznacza też, że prezydent zagwarantował sobie właśnie alibi w razie przegranej. Nie będzie to już tylko jego przegrana, ale przegrana całego obozu. Andrzej Duda zbyt dobrze pamięta, jak wielu polityków PO nie czuło się współwinnymi porażki Bronisława Komorowskiego. Debatą i głosowaniem nad wotum dla premiera, jego zwolennicy podpisali się pod przyszłym wynikiem wyborczym obecnego prezydenta. Bez względu na to, jaki on będzie.
Wybory prezydenckie. Znowu wszystko jasne
Premier Morawiecki wyciąga rękę w kierunku prezydenta Dudy, który mocno stracił zaufanie i wiarę w wyborczy sukces również we własnym obozie, którego przedstawiciele od dawna wypuszczali do mediów przecieki o jego możliwej wymianie na innego kandydata, o jego słabnącej pozycji, o tym, że Jarosław Kaczyński jest niezadowolony z tego co i jak jako prezydent robi. Premier staje obok prezydenta i wykorzystując czas, jaki dostał w Sejmie na swoją obronę, zaatakował opozycję.
Okazję wykorzystał dobrze, kierując przekaz do najbardziej oddanych wyborców PiS. Dzięki temu, nieco skołowany elektorat znów mógł zobaczyć, że to jednak PiS rządzi i to PiS decyduje o tym, jaki wynik mają głosowania w Sejmie. Wielodniowe powtarzanie haseł, że to opozycja zablokowała wybory, niedawne obrazki zjeżdżających się limuzyn na pilne narady do siedziby PiS, wychodzący z rządu Jarosław Gowin, faktycznie mogły niektórym zburzyć obraz tego, kto jest w większości, a kto jest mniejszością i nie ma mocy sprawczej.
Teraz znów jest wszystko jasne. Premier ma stabilną większość, wspiera prezydenta, który daje gwarancję, że żadne jątrzenie opozycji nie spowolni, ani tym bardziej nie zatrzyma już więcej rządu w realizacji wszystkich swoich obietnic. Premier mówił o rozwoju, prezydent o tym, że chce być tego rozwoju patronem. Tłumacząc na nasze. Jeśli suweren przedłuży Andrzejowi Dudzie pobyt w Pałacu Prezydenckim o kolejne pięć lat, to on przypilnuje premiera, żeby pieniądze na CPK wydawał dalej, by później z pokorą wziąć udział w uroczystym nadaniu portowi jego imienia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl