Paweł Kowal: Jaruzelski bał się Rosji, dużo bardziej niż to było konieczne
Generał Jaruzelski to człowiek, którego imperializm na jakimś etapie życia wystraszył. Bał się Rosji, dużo bardziej niż to było konieczne. I boję się pomyśleć, ile razy ten strach wpłynął na jego decyzje - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Paweł Kowal, autor biografii generała "Jaruzelski. Życie paradoksalne". Historyk odnosi się też do "podwójnego życia" generała. - Niektórzy twierdzą, że Jaruzelskich było dwóch. Mówi się o "matrioszce", o tym, że został podmieniony. Prawdziwy miał umrzeć na Syberii lub zginąć w czasie wojny. Następnie KGB miało stworzyć kolejnego Jaruzelskiego i przystosować go do nowej roli. Rewelacje te nigdy jednak nie znalazły potwierdzenia - tłumaczy.
WP: Jakim człowiekiem był generał Jaruzelski?
- Żądnym kariery, trochę bojaźliwym, biernym.
WP: Prywatnie?
- Poznałem go jako wiekowego już pana. Był starszym, miłym człowiekiem, który częstował kawą, mówił komplementy. Był zorientowany z kim rozmawia. Z jego cech charakteru, które dawały się odczuć w czasie spotkania, dużą rolę odgrywało podejście do innych ludzi.
WP: A przywódcą? Miał cechy męża stanu?
- To jest dobre pytanie, jaki to był rodzaj przywództwa? Kiedyś z kolegą wymyśliliśmy taki typ przywództwa, który nazywamy "dobrze być królem". Generał zawsze musiał mieć rację, "uwielbiał być królem"'. Nie nastawiał się na rozrywki materialne, dla niego liczył się prestiż. Towarzyszyła mu otoczka tajemniczości. Lubił być zdystansowanym przywódcą, a kontakt z opinią publiczną, z ludźmi, utrzymywał w dużym stopniu dzięki bardzo sprawnym doradcom.
WP: Był bardziej żołnierzem czy politykiem?
- Był na pewno super polityczną postacią, bardzo skupioną na swojej karierze, na tym, żeby nigdy na żadnej zmianie politycznej nie stracić. Od początku komunizmu, aż do jego ostatniego momentu, starał się tę transformację na różnych zakrętach wzmacniać. To był majstersztyk.
Ale często przedstawiał się jako żołnierz. Jego pierwszą tożsamością - sam siebie tak widział - było bycie żołnierzem. Jego najbliżsi myślą podobnie. Na nagrobku na warszawskich Powązkach widnieje napis: "Generał Wojciech Jaruzelski. 1923-2014. Żołnierz".
WP: Bał się Rosji? Czy podejmowane przez niego decyzje były wywołane strachem przed imperium?
- W tej sprawie, w zasadzie, nie ma wątpliwości. Generał to człowiek, którego imperializm na jakimś etapie życia wystraszył. Do końca życia był przekonany, że imperium jest silniejsze niż człowiek. Bał się Rosji, dużo bardziej niż to było konieczne. I boję się pomyśleć, ile razy ten strach wpłynął na jego decyzje.
WP: Lubił podkreślać, że jest ofiarą historii.
- Jego dzieciństwo było wyjątkowo tragiczne, jak na dzisiejsze standardy. I on był ofiarą historii. Wspomnienia z Syberii, nie tylko generała, ale całego jego pokolenia, są przerażające. Głód, zimno, pchły - z tym wszystkim musieli borykać się Polacy deportowani na Sybir. Myślę, że on tam się nauczył właśnie, że Rosja jest wielka, potężna i należy się do niej bardzo ostrożnie odnosić.
Natomiast jego smutne życie młodzieńcze nie jest wystarczającym powodem, by nazywać Jaruzelskiego bohaterem. My oceniamy go przez pryzmat tego, jakim był politykiem i jaki wpływ jego życie miało na nasz kraj
WP: Jaki był jego prywatny stosunek do religii? Pochodził z głęboko wierzącej rodziny, zeznawał nawet jako świadek w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Ale przecież przez większość życia deklarował się jako niewierzący.
- Myślę, że to trafnie wyraził kiedyś kardynał Józef Glemp, który powiedział, że "Jaruzelski pomimo tego, że był zapatrzony w idee komunistyczne, to jednocześnie miał pozytywny stosunek do Kościoła". Zdaniem kardynała, generałowi chodziło o stworzenie czegoś na kształt modelu prawosławnego, gdzie Kościół jest silnie złączony z państwem. Ale nie zapominajmy, że Jaruzelski był przeciwnikiem religii. Zwalczał Kościół. Był w tym szczególnie gorliwy. Jestem przekonany, że uważał religię po prostu za warunek konieczny przeprowadzenia zmian w Polsce.
WP: Jednak przed śmiercią wyspowiadał się i przyjął sakramenty.
- W takich sprawach trzeba oddzielać to, co jest publiczne, polityczne od jego osobistych wyborów czy czystego sumienia. Historyk nie jest od tego, żeby się zajmować sumieniem.
WP: Jak sam oceniał komunizm?
- Myślę, że różnie w różnych okresach. Był jakiś okres w jego życiu, gdy był zdeklarowanym komunistą i taki, gdy miał pewne wątpliwości.
WP: Pytanie, które pojawia się przynajmniej raz w roku: co by się stało, gdyby nie wprowadził stanu wojennego?
- Mógłby nie wprowadzić stanu wojennego, w takim sensie, że nie groziła mu interwencja rosyjska. On tak twierdził, jednak nie znamy dokumentu, który wskazywałby na takie ryzyko. Jedyny sensowny scenariusz, który się pojawia, to że mógł podjąć jakąś wiarygodną dla Moskwy grę z opozycją. Nie wydaje się to niemożliwe. Natomiast myślę, że jego nie było na to stać. On był po prostu zdecydowany na wprowadzenie tego stanu wojennego.
WP: Jakie błędy popełnił?
- Mógł nie wprowadzać stanu wojennego, tylko pozwolić znaleźć jakiś polityczny sposób na utrzymanie ruchu Solidarności w obszarze lokalnej działalności. Jak już wprowadził stan wojenny, mógł oszczędzić wielu Polakom represji, masowych zwolnień, wielkiej emigracji itd.
WP: A co było jego życiową zasługą?
(Cisza - przyp. red.)
WP: Chyba miał jakieś zasługi?
- Zależy z jakiego punktu widzenia. Ja tak na niego nie patrzę. W jego przekonaniu i przekonaniu jego zwolenników te zasługi dotyczyły samej transformacji, jej pokojowego przebiegu.
WP: Jak oceniają go Polacy?
- Dobrze. Decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego w różnych okresach pozytywnie oceniała nawet połowa Polaków. Na pytanie CBOS, czy generał dobrze służył Polsce, "zdecydowanie tak" i "raczej tak" odpowiedziało 47 proc. ankietowanych.
WP: Co wpływa na pozytywny wizerunek Jaruzelskiego?
- Według opinii badanych przeprowadził Polskę w bezpieczny sposób do totalitaryzmu do demokracji. Respondenci do jego zasług zaliczają też minimalną liczbę ofiar w stanie wojennym czy wielką kulturę osobistą. Są tacy, którzy uznają, że zarówno on jak i cała jego ekipa wspólnie z Solidarnością pracowali na rzecz odzyskania niepodległości.
WP: Historia go doceni, czy wręcz przeciwnie?
- Coraz mniej działa propaganda wytworzona przez Wiesława Górnickiego i jego speców od indoktrynacji, którzy ukazywali go, jako człowieka, który uratował Polskę od radzieckiej inwazji. Z czasem to się praktycznie zmienia. Następuje to jednak bardzo powoli, ponieważ skuteczność propagandy budowanej przez jego ludzi, przede wszystkim przez przez Jerzego Urbana była ogromna. To zresztą decydowało o tym, że Jaruzelski cieszył się wielką popularnością, nawet po odejściu już z polityki.
WP: Jak sobie radził z demonstrantami, którzy w każdą noc z 12 na 13 grudnia pikietowali pod jego oknami?
- Manifestacje były dla niego przykre. Nie mógł jednak uciec od faktu, że ponosi odpowiedzialność polityczną za ofiary stanu wojennego. Najbardziej radykalnym przeciwnikiem Jaruzelskiego okazało się młode pokolenie Polaków, które nie pamięta nawet nocy wprowadzenia na ulice czołgów. W czasie nocy, gdy miały miejsce demonstracje, sytuacja się odwracała i generał stawał się więźniem swojej decyzji z 1981 roku.
WP: Po latach miał wyrzuty sumienia?
- Raczej nie. Myślę, że na pewnym etapie swojego życia sam siebie przekonał do "swojej" interpretacji stanu wojennego. Nie lubił natomiast wracać do czasów stalinizmu, do roku 70.
WP: A czy Wojciech Jaruzelski naprawdę był tym, za kogo się uważał? Istnieją teorie spiskowe według których Jaruzelskich było dwóch.
- Mówi się o "matrioszce", o tym, że został podmieniony. Prawdziwy miał umrzeć na Syberii lub zginąć w czasie wojny. Następnie KGB miało stworzyć kolejnego Jaruzelskiego i przystosować go do nowej roli. W pewnym sensie nawet myśleliśmy o tym, żeby dać tytuł książki "Matrioszka". Myślę, to to byłby dobry tytuł, oddawałby to podwójne życie Jaruzelskiego. To, jak ten stary Jaruzelski musiał się ścierać z tym nowym, dostosowywać się do nowych czasów. Tu był jakiś paradoks. W jednej biografii mieści się wiele sprzeczności. Natomiast, żeby słowa "matrioszka" używać w sensie, że generał był podmieniony, to raczej nie.
WP: W ogóle odrzuciliście tę hipotezę?
- Każda teoria spiskowa ma swoje prawdopodobne elementy. Fakt, że Rosjanie umieszczali "nielegałów" w strukturach polskiego wojska i komunistycznych służb jest powszechnie znany. Nie ma o czym dyskutować. Nie da się też ukryć, że przedwojenny Wojtek, zesłaniec, różni się bardzo od żądnego władzy generała planującego, jak spacyfikować robotników. Rewelacje te nigdy jednak nie znalazły potwierdzenia. Zadaniem historyka jest mówienie o czymś, co można udowodnić. Jeśli nie znajdzie na to dowodu, może pokazać, że stworzono Jaruzelskiemu alternatywną teorię spiskową. I to wszystko.
WP: Czy jest coś, co przemilczeliście pisząc książkę?
- W pewnym momencie zaczęliśmy więcej uwagi poświęcać jego życiu osobistemu. Zaczęliśmy zwracać uwagę na jego dziwne relacje z rodziną, taką "zamkniętość", izolację od świata. Ale potem odeszliśmy od tego. Woleliśmy się zająć polityką.
WP: Jak układały się jego stosunki z rodziną?
- Pod koniec życia miał dobre stosunki z córką Monika Jaruzelską. Była mu bardzo bliską osobą. Częścią jej misji, to zrozumiałe, jest pokazać światu Jaruzelskiego od jak najlepszej strony.
WP: Czy on byłby zadowolony z tego, jak się zakończyło to jego życie?
- Jaruzelski w jednym z filmów wspomniał, że chciałby odejść z tego świata z godnością, z podniesioną głową. Tymczasem pod koniec życia spotkała go bardzo przykra rzecz. Wcześniej przez wile lat udawało mu się ukrywać życie rodzinne. W ostatnich miesiącach przed śmiercią jego perypetie z żoną przedostały się do tabloidów. Odebrano mu to, co było dla niego najcenniejsze. Najcenniejsze było dla niego, żeby ludzie nie przechodzili obok niego obojętnie. Druga ważna dla niego rzecz, to powaga. Odebrano mu tę powagę.
Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska
Najnowsza książka Pawła Kowala, znanego polityka i historyka, i Mariusza Cieślika, cenionego publicysty "Jaruzelski: Życie paradoksalne" (wyd. Znak) to próba odważnej interpretacji losów Wojciecha Jaruzelskiego. Człowieka, który przeżył kilkadziesiąt lat w głębokim rozdarciu, bo dla władzy zaprzeczył swoim korzeniom, wierze, tożsamości. Koszty decyzji, które podejmował, poniosło miliony Polaków. W pełnym paradoksów życiorysie przegląda się najnowsza historia Polski, która dla tak wielu okazała się tragiczna.