Marcin Makowski: Z tego protestu nikt nie wychodzi jako wygrany
Po 40 długich dniach protest rodzin osób niepełnosprawnych znalazł swój finał. Przynajmniej jeśli chodzi o sposób jego prowadzenia. Nie znalazł niestety satysfakcjonującej obie strony konkluzji. Co prawda rząd cieszy się, że kryzys przeczekał, protestujący - że zwrócili uwagę na problem. Tylko czy to wystarczy?
- Zawieszenie protestu to był nasz głos rozsądku. Obawialiśmy się o życie i zdrowie nas i naszych dzieci - mówiła jedna z jego liderek, Iwona Hartwich. Słowa te padły już po wyjściu z budynku Parlamentu podczas konferencji prasowej. Rodzicom i ich dzieciom towarzyszyli posłowie opozycji - Michał Szczerba, Monika Rosa, Joanna Scheuring-Wielgus. Gdzieś w tle pojawił się Andrzej Hadacz, ks. Wojciech Lemański oraz była pierwsza dama Anna Komorowska.
Role się poodwracały. Obecna opozycja zajęła miejsca ówczesnej, czyli Prawa i Sprawiedliwości. I tutaj właśnie coś nie daje mi spokoju, bo w sposób zakończenia protestu wkradła się fałszywa nuta. Choć miał być apolityczny, jego finał takim nie był. A w momencie, w którym w roli adwokatów zaczynają występować politycy, możemy być niemal pewni, że bardziej niż los niepełnosprawnych, leży im na sercu budowanie własnego wizerunku. Wrzucanie wzruszających filmików na Twittera i chwytających za serce zdjęć, oczywiście ze sobą w roli miłosiernych Samarytan. Szczególnie Iwona Hartwich, która spędziła 17 dni w Sejmie cztery lata temu przyjmując kanapki od zatroskanych parlamentarzystów obiecujących złote góry, powinna o tym pamiętać. Politycy mogą być taktycznymi sojusznikami, ale gdy tylko dochodzą do władzy, błyskawicznie zmienia im się optyka.
Zobacz także: Czarnecki o protestujących w Sejmie. "Nie powinny wywlekać tego poza granice kraju"
Tym bardziej dziwią mnie otwarte podziękowania dla posłów opozycji, słowa o tym, że Straż Marszałkowska niemal czyhała na życie protestujących, których heroicznie broniła członkini Nowoczesnej. Moim zdaniem nie medialne przeciąganie liny i eskalacja emocji, ale szczerość intencji matek i ojców którzy spędzili ponad miesiąc ze swoimi dziećmi śpiąc na podłodze, świadczyła o ich moralnej sile. Od początku było wiadomo, że ta formuła ma swój kres i choćby ze względów rehabilitacyjnych, niepełnosprawni nie będą w stanie wytrzymać dłużej. Ale przecież nie o zmęczenie materiału tutaj chodziło, ale świadectwo.
Nawet pomimo wątpliwości, o których wspomniałem, ten cel udało się osiągnąć. Niepełnosprawni wyszli w Polsce z cienia. Każdy rząd, a szczególnie ten, który na sztandarach wypisuje hasła wrażliwości społecznej, będzie miał od dzisiaj świadomość, że musi się zatroszczyć o los tej grupy, która nie może funkcjonować bez systemowego wsparcia. I choć Zjednoczona Prawica pod względem liczb faktycznie zrobiła w tym zakresie najwięcej, zawiodła empatia władzy. Haniebnych słów niektórych polityków nie da się cofnąć i wymazać z pamięci, co do pracy marszałka Marka Kuchcińskiego również można mieć wiele zastrzeżeń, szczególnie jeśli chodzi o ograniczanie mediom dostępu do protestujących. Dlaczego rząd nie ma dzisiaj powodów do zadowolenia. Choć protest został zakończony w "okupacyjnej formule" - nie kończą się problemy tych ludzi, ich walka i prawo do godnego życia.
Jeśli z tych 40 dni wypływa jakaś konkluzja i czegoś nas one nauczyły, to przede wszystkim dwóch rzeczy. Po pierwsze, niezwykle trudno wzbudzić społeczne zainteresowanie problemami, które dla większości wydają się odległe i abstrakcyjne. Dlatego czasami grupy słabsze społecznie uciekają się do kroków radykalnych. Niestety, jak pokazał obecny protest, bardzo łatwo w takim przypadku o pójście o jeden most za daleko i rozmycie słusznych postulatów w codzienności partyjnych wojenek. Tego protestujący muszą w przyszłości unikać jak ognia. Po drugie - te 40 dni to poważny sygnał ostrzegawczy dla obozu rządzącego, którego poszczególni członkowie nie zdali egzaminu z etyki i zdrowego rozsądku. Nie wystarczy mówić o "społecznej wrażliwości", przychodzić na miejsce z "mapą drogową rozwiązań". Czasami potrzebna jest jeszcze ludzka empatia i upór w dążeniu do kompromisu. Nawet jeśli druga strona tego nie ułatwia. W końcu od władzy wymaga się więcej.
Mam nadzieję, że gdy emocje już opadną, nie okaże się, że cały ten wysiłek rodziców osób niepełnosprawnych i ich dzieci poszedł na marne. Że dla jednych był to kolejny sposób na uderzenie w PiS, a dla innych kolejna roszczeniowa grupa, która sypała piasek w tryby Dobrej Zmiany. Niepełnosprawność nie ma barw partyjnych. I to zadanie dla nas - społeczeństwa - aby zawsze o tym pamiętać i wymagać skutecznego działania od wszystkich partii, które akurat trzymają stery państwa.
Marcin Makowski dla WP Opinie