Marcin Makowski: „Andrzej Duda stoi tam, gdzie stało ZOMO”? Przemysł pogardy à rebours
Zwracanie odznaczeń, otrzymanych od ”niegodnych rąk”. Zapowiedzi niegłosowania na prezydenta, oskarżenie o zdradę, nazywanie jego środowiska ”gabinetem osobliwości”, kpiny z kompetencji, a nawet uznanie, że Andrzej Duda jest człowiekiem WSI, który dzisiaj ”stoi tam, gdzie stało ZOMO”. Czy to passusy z mediów opozycyjnych niechętnych obozowi rządzącemu? Tweety Tomasza Lisa albo Radka Sikorskiego?
Czytaj także: Ziemowit Szczerek: Zamiana siekierek na topory
Nie, to czołowe pióra ”Gazety Polskiej”, reagujące na wieść o dymisji Antoniego Macierewicza. Panie i panowie na prawicy, stanowisko żadnego ministra nie jest warte otwartej wojny. Ani rozpętywania przemysłu pogardy à rebours.
Co dalej z Antonim Macierewiczem?
Dosłownie do ostatnich godzin przed rekonstrukcją ważyły się losy Antoniego Macierewicza, który przynajmniej do wiosny i publikacji raportu smoleńskiego, miał zachować stanowisko szefa MON. Nieoczekiwana kandydatura na jego miejsce ze strony Mariusza Błaszczaka, oraz dokooptowanie Joachima Brudzińskiego jako nowego ministra spraw wewnętrznych i administracji, otworzyły drogę do zmiany. Rzecznik Klubu Parlamentarnego PiS Beata Mazurek nie pozostawiła wątpliwości na konferencji prasowej po zaprezentowaniu nowego gabinetu Mateusza Morawieckiego, że głównym optującym za dymisją Antoniego Macierewicza był nie kto inny, jak prezydent Andrzej Duda.
Choć przy trwającym od miesięcy impasie na linii SKW-BBN podobna informacja nie mogła być dla nikogo zaskoczeniem, wypowiedzenie jej na głos, przy jednoczesnym dodaniu, że w tej chwili ”nic nie wiadomo o planowanym dla Antoniego Macierewicza stanowiska marszałka sejmu”, sprowokowało część środowisk prawicowych do porzucenia masek. Jakimś aktem desperacji i zwiastunem skali otwartego konfliktu, który w tej chwili zaczyna przybierać na sile, był ”news” portalu niezalezna.pl, mówiący na kilka godzin przed rekonstrukcją, że jednak minister Macierewicz zachował swoje stanowisko. W tym samym czasie właściwie wszystkie media pisały już o jego dymisji, niemal jak o fakcie dokonanym. Prawdziwe uderzenie przyszło jednak chwilę później.
Zobacz też: Eksperci o krytyce prezydenta przez środowiska prawicowe
"Duda zdrajca"
- Na Dudę już nie zagłosuję. Dla mnie sprawa odwołania ministra Antoniego Macierewicza jest oczywista. Prezydent Andrzej Duda dopiął swego wyszantażował tą dymisję a ja obiecałem, że w takiej sytuacji na niego nie zagłosuję. I tej obietnicy dotrzymam - napisał na Facebooku Tomasz Sakiewicz, szef ”Gazety Polskiej”, w Polskim Radiu 24 dodając, że "na Kremlu panuje radość z tej decyzji". – Nie ulega już wątpliwości, że ofiarą rekonstrukcji będzie przede wszystkim urzędująca głowa państwa, bo nieuzasadnionymi, a bardzo często wręcz prymitywnymi atakami na ministra Antoniego Macierewicza, prezydent Duda definitywnie pozbawił się szansy na drugą kadencję, a przez wielu swoich wyborców zostanie zapamiętany jako polityk, który po prostu ich zdradził – powiedziała z kolei dla portalu niezależna.pl Katarzyna Gójska, zastępca naczelnego ”Gazety Polskiej”. Dorota Kania z TV Republika też dodała swoje trzy grosze, twierdząc, że w sytuacji odwołania ministra Macierewicza "wygrała kłamliwa narracja Piątka, Gazety Wyborczej i TVN".
Rozumiem rozczarowanie rekonstrukcją, jestem w stanie zrozumieć niechęć do obozu prezydenckiego, ale skala ataku, który przetoczył się przez media lojalne Antoniemu Macierewiczowi, przypomina słynny już przemysł pogardy, wymierzony przez część obecnej opozycji wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Bo jak inaczej określić zdania Gójskiej w stylu: ”Gdyby nie wspomniany prof. Krzysztof Szczerski, to Kancelaria Prezydenta w całości przypominałaby coś na kształt gabinetu osobliwości, a nie osobistości”, albo ”(…) w kluczowych sprawach, jakimi są wyjaśnienie Smoleńska i oczyszczenie armii RP ze złogów i nominatów Kiszczaka, (Andrzej Duda) stanął po stronie, którą plastycznie można opisać: ’tam, gdzie stało ZOMO’”.
Żaden minister nie jest wart takiej wojny
Prezydent Duda stoi po stronie ZOMO, tylko dlatego, że przyczynił się do odwołania ministra, z którym nie potrafił się dogadać? Czy jakiekolwiek ministerstwo przyznawane jest dożywotnio ”za zasługi”? Antoni Macierewicz wczoraj w TV Republika dał z resztą do zrozumienia, że nie odejdzie bez walki, oskarżając m.in. TVP o ”unikanie tematu Smoleńska jak ognia” i zarzucając ”najważniejszym osobom w państwie udział w kpinie z tragedii Smoleńskiej”. Raz jeszcze powtórzę - rozumiem temperaturę sporu i stawkę, ale jak daleko można się posunąć w obronie swojego stanowiska i wpływów? Nieznany mi bliżej ”bard niepodległościowy” Paweł Piekarczyk posunął się nawet do tego, że gdy nie wysechł jeszcze atrament na dokumentach nominacyjnych nowego gabinetu, już zdążył oddać prezydentowi Krzyż Kawalerski Polonia Restituta, ”który otrzymał z niegodnych rąk”. Rąk człowieka, który ”stanął po stronie ludzi WSI/WSW”, a ze względu na odwołanie Macierewicza, ”Dukaczewski czy klan byłych politruków w BBN mogą otwierać szampana”.
Czy Antonii Macierewicz - pomimo swoich niewątpliwych historycznych osiągnięć i niezłomności - był człowiekiem nie do zastąpienia? Tylko on miał moralny mandat do ”dochodzenia do prawdy"? Czy jest warty wywoływania tak brutalnej wojny na prawicy, która zdaje się nie dostrzegać, że przecież ostatecznie zmiany i tak akceptował Jarosław Kaczyński? A może już dostrzegają, bo w końcu kojarzony z otoczeniem Macierewicza Aleksander Ścios napisał na Twitterze, że "lokator Pałacu i prezes PiS sprzedali prawdę o Smoleńsku i bezpieczeństwo Polaków za michę soczewicy". Tak emocjonalne przywiązanie do jakiegokolwiek urzędnika nie jest postawą propaństwową, tylko partyjną. Chyba nie o to walczyła ”dobra zmiana”.
Marcin Makowski dla WP Opinie