Makowski: "Chcieli postawić polski rząd pod ścianą. Dlaczego ten o tym nie wiedział?" [OPINIA]
To miała być rutynowa wizyta delegacji izraelskiej w Polsce. Ze względu na głośne protesty wokół odszkodowań za mienie pożydowskie, Izrael w ostatniej chwili zmienił jednak plany rozmów. MSZ nie poinformował o tym jednak rządu - według źródeł WP, Jarosław Kaczyński obwinia ministra Jacka Czaputowicza.
Tematyka restytucji mienia pożydowskiego w Polsce, amerykańskiej ustawy JUST Act 447 oraz tocząca się wokół tego zagadnienia krajowa polityka, wkracza w nowy poziom eskalacji. Wszystko za sprawą decyzji rządu Izraela, o czym poinformowałem w niedzielę 12 maja na Twitterze, który w ostatniej chwili zmienił agendę planowanej wcześniej rutynowej wizyty w Warszawie. MSZ miał mieć tą wiedzę wcześniej, ale nie przekazał jej do kręgów rządowych, co miało wywołać frustrację Jarosława Kaczyńskiego, a w konsekwencji odwołanie wizyty na godziny przed jej rozpocząciem. Jak doszło do tego kryzysu, kto za niego politycznie odpowiada?
Izrael zmienia agendę
Izraelska delegacja miała się spotkać z polskimi politykami w poniedziałek 13 maja w kilku resortach, od Ministerstwa Cyfryzacji, przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, po KPRM i Pałac Prezydencki. Według informacji Wirtualnej Polski, oficjalnie ze względu na wcześniej ustaloną merytoryczną tematykę rozmów i niski szczebel delegacji, MSZ nie informowało szeroko rządu o ich agendzie, którą uznano za techniczną.
I tutaj właśnie zaczyna się polityczna gra Izraela, którą można określić jako prowokacyjną i wykraczającą poza standardy dyplomatyczne - na godziny przed wylotem do Warszawy zmieniono jej skład osobowy. Zaadaptowano do niego polityków zajmujących się tematyką restytucji mienia pożydowskiego oraz amerykańską ustawą JUST Act 447, z dyrektorem generalnym Ministerstw ds. Równości Społecznej Avi Cohen-Skali na czele.
Ponieważ dowiedziałem się wieczorem w niedzielę od moich informatorów pracujących w hebrajsko-języcznych mediach, że właśnie w takiej formie komunikowany jest w Izraelu główny cel wizyty w Polsce, postanowiłem o tym otwarcie napisać.
Restytucyjna prowokacja?
Według mojej najlepszej wiedzy, miały to być komunikaty obliczone na użytek wewnątrzkrajowego obiegu informacji, w sytuacji w której jak sądzono, jest już za późno, aby strona polska odwołała wizytę. Chciano w ten sposób uzyskać efekt postawienia rządu Prawa i Sprawiedliwości przed faktem dokonanym, które w Izraelu można byłoby przedstawić jako twardą reakcję rządu Benjamina Netanjahu na protesty Polonii przeciw JUST Act 447, które odbiły się echem w Jerozolimie oraz Waszyngtonie.
Jednym słowem - wiadomość o tym, że delegacja izraelska nie informując strony polskiej zmienia tematykę i charakter rozmów, miała wyjść w ostatniej chwili, tak, aby polscy urzędnicy musieli się odnieść oficjalnie w Warszawie do kwestii restytucyjnych.
Niestety, choć moje informacje zaczęły równocześnie potwierdzać właściwie wszystkie izraelskie media, od kanału 13 telewizji, po dziennik i portal Haaretz, w środowisku "Gazety Polskiej" zostałem uznany za osobę, która przekazała "fake newsa". Według Tomasza Sakiewicza, żadna delegacja izraelska nie leci do Polski, a nawet jeśli leci, to tematem rozmów nie mają być kwestie restytucji mienia pożydowskiego.
Jak reagował polski MSZ?
Problem polegał jednak na tym, że delegacja lecieć miała i najprawdopodobniej do Polski i tak się uda, nawet bez wizyt umówionych w ministerstwach i faktycznie, choć o JUST Act 447 nikt miał nie rozmawiać, to Izrael postanowił tej decyzji nie uszanować. W nocy z niedzieli na poniedziałek poinformował o tym w nieco dziwnym komunikacie polski resort spraw zagranicznych. "MSZ dementuje, że 13 bm. złoży wizytę w Warszawie izraelska delegacja. W związku z dokonaną zmianą składu delegacji, która mogła sugerować, że rozmowy miałyby koncentrować się na kwestiach restytucji, strona polska podjęła decyzję o odwołaniu wizyty" - mogliśmy przeczytać w komunikacie twitterowym.
- Nie rozumiem tego, czyli MSZ wiedząc o wizycie, nie poinformowało o tym szczegółowo rządu, a następnie zdementowało wizytę strony izraelskiej w Warszawie, którą w następnym zdaniu odwołało? Jak można coś zdementować, a następnie odwołać? Ktoś w naszym MSZ nie zrozumiał wagi tej sprawie dla polityki krajowej, zawiodła komunikacja. To musi się spotkać z reakcją personalną, gdzieś przecież są winni - słyszę z ust jednego z doświadczonych dyplomatów dobrze obeznanego w polityce i kręgach rządowych.
Według innych źródeł Wirtualnej Polski, choć sprawa była prowokacją izraelską, prezes PiS Jarosław Kaczyński wyraził swoje oburzenie brakiem wcześniej informacji o samej wizycie. - Prezes jest poirytowany na Jacka Czaputowicza, który wcześniej nie dał znać, że coś takiego się szykuje. Powinna tutaj również działać z wyprzedzeniem ambasada w Tel Awiwie i osoby odpowiedzialne za kontakty z Izraelem w Polsce ze strony MSZ. Nie może być tak, że dziennikarze informują o takich rzeczach jako pierwsi - mówi mi jeden z polityków prawicy. "Izrael zachował się jak dyplomatyczny łobuz. Nie pierwszy raz. Ale MSZ od tego jest aby takie rzeczy przewidywać, a nie 'intensyfikować stosunki' z łobuzami" - przekonuje inne źródło dyplomatyczne.
Od innych rozmówców z ministerstwa spraw zagranicznych związanych z kontaktami z Izraelem słyszę jednak, że o rozszerzeniu składu delegacji izraelskiej i zmianie agendy resort wiedział od ambasady RP w Tel Awiwie już na początku ubiegłego tydognia. Dlaczego nic nie zrobiono z tą wiedzą?
Polityczna gra wokół JUST Act 447
Faktem jest, że gdy napisałem o całej sprawie na Twitterze, otrzymałem wiele telefonów od urzędników, którzy chcieli się dowiedzieć coś więcej na temat izraelskiej delegacji oraz tematyce restytucyjnej, która była dla nich zaskoczeniem. Ostatecznie jednak bluff ze strony Jerozolimy się nie udał, choć izraelski opozycyjny polityk Yair Lapid nie omieszkał jej skomentować w swoim stylu.
"Polski rząd odwołał wizytę delegacji izraelskiej, aby uniknąć rozmowy o restytucji. Po ustawie o Holokauście teraz słuszny zwrot majątku rodzinom zamordowanych Żydów nie jest możliwy. Polski rząd wykorzystuje i nadużywa pamięci o Holokauście. Moralnym obowiązkiem Izraela jest sprawić, żeby jego głos został w tej kwestii usłyszany. Rząd musi zająć stanowisko i powiedzieć dość" - napisał na Twitterze.
Osobne pytanie brzmi dlaczego sam Izrael, do tej pory niezwykle ostrożny (w przeciwieństwie do środowisk żydowskich w USA) w kwestii oficjalnego stanowiska wobec JUST Act 447, nagle postanowił postawić sprawę na ostrzu noża? Na pewno w tej grze, w której aktorami obok Polski i Izraela są również Stany Zjednoczone i Rosja, musimy zachować niezwykłą czujność i ostrożność. Wydarzenia z niedzieli to przestroga na przyszłość i sygnał, że musi istnieć system informacyjnego wczesnego ostrzegania.
Marcin Makowski dla WP Opinie