Koziński: "Parada Równości była bardzo efektowna. Może to kosztować opozycję wiele punktów w wyborach" (Opinia)
Rafał Trzaskowski – jeśli się nie odetnie od zdarzeń z tegorocznej Parady Równości – na stałe już sklei opozycję z lewicowym światopoglądem. Dla PiS to wymarzona wręcz sytuacja.
Sobotnia Parada Równości będzie miała bardzo wyraźnie konsekwencje polityczne. Bardzo trudno będzie po niej opozycji wyjść ze ślepej uliczki bardzo mocnego lewicowego skrętu światopoglądowego.
Światopogląd ma znaczenie
Tegoroczna Parada Równości w Warszawie wzbudziła zainteresowanie największe od 2005 r., kiedy ówczesny prezydent stolicy Lech Kaczyński zabronił jej organizowania. Wtedy jego decyzja wywołała powszechne oburzenie. Naruszenie elementarnej zasady wolności zgromadzeń było powszechnie oprotestowane.
Wtedy Kaczyński zdobył polityczne punkty – w tym samym roku wygrał wybory prezydenckie, a PiS parlamentarne. Ale tamten zakaz stał się też kamieniem węgielnym narracji ówczesnej opozycji o zamordyzmie PiS. Ta narracja pozwoliła Platformie wygrać wybory w 2007 r. - i zepchnęła partię braci Kaczyńskich do głębokiej defensywy, z której wyjść zdołała ona dopiero w roku 2015.
Burza wokół zdjęć z Magdalenki. Michał Kamiński: Jarosław Kaczyński szkodzi pamięci brata
Ale o ile konsekwencje polityczne zakazu z 2005 r. były dalekosiężne, to już same parady przestały robić na kimkolwiek wrażenie. Od 2006 r. nikomu nawet nie przyszło do głowy ich zakazywać – ale też nikt na przemarsze środowisk LGBT nie zwracał uwagi. Od 2011 roku w Paradzie nie było nic więcej poza rytualnym zlotem środowiskowym. Przykuwała uwagę osób zainteresowanych – i nikogo więcej. Typowe cykliczne spotkanie osób z jednej branży.
Aż do teraz. Tegoroczna Parada Równości po raz pierwszy od 2005 r. zyskała wymiar czysto polityczny. Z dwóch powodów. Pierwszy nazywa się Rafał Trzaskowski.
Obecny włodarz stolicy brał w niej udział w ostatnich latach. W tym roku zgodził się na to, żeby odbyła się pod patronatem Warszawy (Hanna Gronkiewicz-Waltz konsekwentnie na przyznanie patronatu się nie zgadzała), a także wystąpił na jej otwarciu. A jako że Trzaskowski jest jednocześnie pierwszoplanowym politykiem Platformy, to skojarzenie parady z opozycją jest oczywiste.
Na to nakłada się powód drugi: wybory. Wybory europejskie – ku zaskoczeniu wszystkich - wyraźnie wygrał PiS. Jednym z głównych powodów takiego, a nie innego wyniku były kwestie światopoglądowe.
Platforma, wcześniej dbająca o to, żeby zachować wiarygodność wśród wyborców centroprawicowych, w tym roku jednoznacznie skręciła światopoglądowo w lewo. Ostry atak na Kościół, tolerowanie wyraźnie antykatolickich zachowań (profanacja w Płocku czy w Gdańsku w czasie marszu LGBT)
. Sygnałów o zakręcie, który bierze PO, było aż nadto.
Tyle że w efekcie spięta przez Platformę Koalicja Europejska przegrała eurowybory. Choć te wybory były dla PiS najtrudniejsze, wygrało je z opozycją aż o 7 pkt proc.
Dwa scenariusze
Widać, że opozycję ta porażka bardzo zabolała. Słuchając wystąpień liderów PO na sobotniej konwencji, słychać było, że bardzo chcą rewanżu. Można było odnieść wrażenie, że odrobili lekcję z tej przegranej. Grzegorz Schetyna zapowiedział odmłodzenie list, przedstawienie zwartego programu, a także większą aktywność w terenie - tego wszystkiego przed eurowyborami zabrakło.
Ale co Schetyna (potencjalnie) rano ugrał, przepadło wraz ze startem Parady Równości. Tuż przed nią doszło do kolejnego antykatolickiego incydentu – sprofanowano mszę świętą. W trakcie parady na transparentach nie brakowało haseł antykatolickich czy po prostu wulgarnych. Organizatorzy nie próbowali nawet ukryć, że postulatami parady są prawo do małżeństw homoseksualnych i możliwość adopcji dzieci.
Oczywiście, każdy może się zrzeszać pod takimi hasłami, jakie uzna za ważne dla niego. Ale tak jednoznacznie sklejenie tej parady z opozycją nic dobrego dla niej nie wróży.
A to sklejenie jest bardzo mocne. Nie tylko przez Trzaskowskiego. Niedawno w wywiadzie Schetyna nie wykluczał, że weźmie w paradzie udział. W końcu się nie pojawił, ale za to swoją platformę na niej miała Nowoczesna – ta sama Nowoczesna, która w sobotę rano stworzyła razem z PO wspólny klub parlamentarny. Przekaz jednoznaczny.
Polityczne scenariusze są teraz dwa. Może eurowybory były wypadkiem przy pracy – a większość Polaków generalnie chce skrętu w lewo i chętnie zagłosuje na partię o liberalnym światopoglądzie. Wtedy opozycja ma szansę nawiązać jesienią walkę z PiS.
Drugi scenariusz wydaje się jednak bardziej prawdopodobny – że Polacy z mniejszych ośrodków, obserwując takie obrazki jak na paradzie, czują się zagrożeni - i masowo ruszą do urn, by zagłosować na partię, która obiecuje im bronić tradycyjnego systemu wartości.
Ten mechanizm wystąpił w czasie eurowyborów, powtórzy się teraz jesienią. Opozycja – nawet gdyby jej przedstawiciele gremialnie ruszyli w sierpniu na pielgrzymki piesze do Częstochowy – od zbitki z obrazkami z parady już się nie uwolnią, nie przed wyborami.
Dla PiS to sytuacja wręcz wymarzona. Aż dziw bierze, że przywódcy opozycji – politycy jednak bardzo doświadczeni, którzy niejedną kampanię mają w nogach – tak za darmo oddają partii Kaczyńskiego piłkę. W sobotę, w czasie parady wyglądało to tak, jakby nawet nie chcieli podjąć próby walki o wygraną w październiku.