Koziński: Gest Lichockiej kompromituje PiS. Bo partia władzy może mniej [OPINIA]
Wystarczył środkowy palec Joanny Lichockiej, aby PiS znalazł się w politycznej defensywie. Bo w polityce nic nie jest dane raz na zawsze. Największe poparcie można stracić – dosłownie – jednym gestem.
To, co zrobiła Małgorzata Kidawa-Błońska w Pucku, właściwie zagwarantowało PiS-owi ustawienie całego politycznego tygodnia pod siebie. Wystarczyło dalej nic nie robić. Można było po prostu siedzieć i patrzeć, jak Platforma krwawi, bo ich kandydatka w wyborach prezydenckich dała się połączyć z grupą hejterów gwiżdżącą i obrażającą prezydenta.
Ale to chyba byłoby za łatwe, więc Joanna Lichocka postanowiła pomóc PO wyjść z opresji. W czwartek w Sejmie zachowała się w stylu memów internetowych pod hasłem: „Co, ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo”. Nie wiadomo, kto jej piwo trzymał, ale swoim gestem przyćmiła Kidawę-Błońską w sposób pełny, absolutny. W efekcie wszystkie problemy, które miała Platforma, przeszły na PiS.
Mowa ciała
Joanna Lichocka twierdzi, że nic złego nie zrobiła, że tylko energicznie pocierała sobie skórę pod okiem. Ale wystarczy zobaczyć filmiki z sytuacji w Sejmie, aby zobaczyć, że to drapanie się było sfingowane, a jej intencje jasne i czytelne.
Dyskutować można o czymś innym – czy pokazując opozycji środkowy palec zachowała się emocjonalnie, czy racjonalnie. Bo przy głosowaniu w sprawie dotacji dla mediów publicznych emocji nie brakowało. Opozycja uderzyła w populistyczny zaśpiew i podbiła stawkę przesuwając te pieniądze na onkologię. PiS w Sejmie musiał to odkręcać – ale też miał świadomość, że wydźwięk całej sytuacji najbardziej fortunny dla obozu władzy nie był.
Zobacz też: Robert Biedroń ostro o geście Joanny Lichockiej. "Kaczyński zobaczył swoje odbicie"
Stąd napięcie, stąd emocje. Gdy więc po wygranym przez PiS głosowaniu Lichocka pokazała, co pokazała, można to próbować wytłumaczyć emocją chwili. Ale też nie można wykluczyć, że w ten sposób chciała sprowokować posłów opozycji do jakiejś radykalnej akcji, która pomogłaby odwrócić uwagę od kłopotliwego dla obozu władzy głosowania.
Bez względu jednak na intencje, wszystko poszło jak w starym powiedzeniu: kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Lichocka wpadła po samą szyję – i długo jej zejdzie, zanim się z niego wydobędzie. Skoro nawet Joachim Brudziński publicznie ją pouczył, że jeśli chce walczyć z agresją w przestrzeni publicznej, to nie może sama po nią sięgać, to wyraźnie widać, że posunęła się ona zdecydowanie zbyt daleko.
Nadgorliwa opozycja
Tak naprawdę PiS przed ostatecznym sklejeniem ze środkowym palcem Lichockiej ratuje tylko jedno: nadgorliwość opozycji. To, że zachowanie posłanki było żenujące, nie budzi żadnych wątpliwości. Ale jej polityczni rywale temat zdecydowanie przegrzewają. Tak bardzo, że za chwilę nawet zwolennicy obozu władzy, których zachowanie Lichockiej oburzyło, zaczną jej bronić.
Zaczną z prostej przyczyny – bo widzą, że dziś arbitrami elegancji próbują być ludzie, którzy jeszcze niedawno klaskali najbardziej prymitywnym prowokacjom ze strony Janusza Palikota czy Stefana Niesiołowskiego. Opozycja strzelając z jak najgrubszych dział w Lichocką sama marnuje swoją szansę.
Nie trzeba mieć pamięci hipopotama, żeby wiedzieć, że w tej sprawie zachowuje się zgodnie z maksymą: ubrał diabeł komżę i ogonem na mszę dzwoni. Poza tym ostrymi atakami sprowadza sprawę do prostego podziału na PiS i resztę. Zamiast dać po prostu wybrzmieć faktom, które jednoznacznie kompromitują Lichocką (i PiS przy okazji), sami je zakrzykują. I tracą okazję, którą otworzyła przed nimi rzeczywistość.
PiS może coraz mniej
Ale w tej sprawie uderza coś jeszcze innego: jak polityka potrafi być nieprzewidywalna. Wydawać by się mogło, że PiS kontroluje sytuację. Owszem, zdarzają się im gorsze chwile, problemy, wpadki – ale generalnie przewaga nad podzieloną, skłóconą opozycją jest na tyle duża, że wystarczy dbać o to, żeby się nie zmniejszała. Ale jeśli obóz władzy zacznie sobie nagle seriami strzelać w stopę, to ona szybko stopnieje. Jedna wpadka Lichockiej oczywiście tej przewagi nie zniweluje. Ale to wyraźny sygnał, że w polityce nic nie jest dane raz na zawsze. Wystarczy kilka niewłaściwych ruchów, gestów i wektory poparcia odwrócą się na stałe.
Tym bardziej, że PiS może coraz mniej. O ile w pierwszej kadencji agresja w działaniu tej partii była do pewnego stopnia zrozumiała – sami przez osiem lat w opozycji byli ciągle obrażani, zamykani kordonem sanitarnym, więc zwyczajnie chcieli się odegrać. Po ludzku zrozumiałe – dlatego też wyborcy przymykali oczy na arogancję obozu władzy.
Ale PiS rządzi już piąty rok. To, co uchodziło mu na sucho trzy-cztery lata temu, teraz nie będzie. Jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński mógł wyjść na mównicę i zacząć wyzywać opozycję od „kanalii” – bo wyborcy rozumieli wtedy jego emocje. Teraz wytłumaczyć by je było dużo trudniej. Także pod tym względem reakcja na gest Lichockiej jest dla PiS ważnym zimnym prysznicem. Jeśli tego typu arogancja zacznie się powtarzać, koszty polityczne tego będą wyższe niż Nowogrodzka jest gotowa ponieść.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.