Kowboj na krążowniku. Tragiczna historia zestrzelenia irańskiego samolotu A300 przez USS "Vincennes"
3 lipca 1988 r. amerykański krążownik USS "Vincennes" zestrzelił irański samolot pasażerski A300, zabijając 290 osób. Władze USA utrzymywały, że doszło do nieszczęśliwego wypadku i nawet wypłaciły rodzinom ofiar zadośćuczynienia. Jednocześnie jednak kapitan okrętu i i członkowie załogi zostali... odznaczeni za akcję bojową. Tragiczną historię sprzed 28 lat przypomina "Historia Do Rzeczy".
Egida jest najsłynniejszą tarczą w dziejach. To dzięki niej Zeus pokonał swojego krwiożerczego ojca Kronosa. Po tysiącach lat od pierwszego spisania mitu, nazwa ta została zaadaptowana przez US Navy. System Walki Aegis stał się tarczą broniącą amerykańskie okręty. Jego oczy i uszy to radar w kształcie czterech ośmiokątnych platform przytwierdzonych do wysokich nadbudówek. Wiązki wysyłane są permanentnie we wszystkich kierunkach naraz, a moc obliczeniowa sprzężonych komputerów powoduje, że z odległości 100 km można śledzić kilkaset obiektów, a zwalczać jednocześnie 18. Aegis sam dobiera najlepszy sposób obrony (rakiety przeciwlotnicze, torpedy, pociski przeciwokrętowe, artyleria), czekając jedynie na zgodę operatora.
Aegis miał służyć do obrony floty przed zmasowanym sowieckim atakiem w czasie starcia na pełnym morzu lub podczas desantu. 3 lipca 1988 r. odpalone z krążownika USS "Vincennes" rakiety trafiły jednak w irański samolot pasażerski A300. Tragedia odbiła się szerokim echem na całym świecie. Mówiło się nawet o wybuchu nowej wojny.
Wojna w zatoce
Skąd w Zatoce Perskiej wzięła się US Navy? Otóż od 1980 r. toczył się tu konflikt Iraku z Iranem. Szybko przybrał on postać bezsensownej i krwawej wojny na wyczerpanie. Obie strony zaopatrywane były przez państwa zarówno komunistyczne, jak i demokratyczne. W 1984 r. Irak zaczął atakować irańskie tankowce, chcąc doprowadzić do gospodarczego upadku przeciwnika. Iran nie pozostał dłużny, a ponieważ Irakijczykom pomagał wówczas Kuwejt, irańskie rakiety trafiły również w tankowce tego państwa.
Amerykanie poczuli, że handel ropą jest zagrożony i do osłony kuwejckich tankowców wysłali własne fregaty i niszczyciele (operacja "Earnest Will"). Irańczycy zaczęli minować zatokę. 14 kwietnia 1988 r. na jedną z min nadziała się fregata USS "S.B. Roberts", co doprowadziło do uszkodzenia okrętu. Cztery dni później Amerykanie, mając dość poczynań Iranu, zaatakowali jego flotę i zmilitaryzowane platformy wiertnicze, posyłając na dno niemal połowę irańskich jednostek (operacja "Praying Mantis").
Do permanentnej kontroli przestrzeni morskiej i powietrznej po zwycięskiej operacji nad zatoką potrzebny był samolot AWACS, jednak z jakichś przyczyn Amerykanie wysłali tam krążownik wyposażony w system Aegis. Był nim właśnie USS "Vincennes". Jego załogę przepełniał duch bojowy, ale i niepokój. Rok wcześniej, 17 maja 1987 r., najprawdopodobniej w wyniku pomyłki, inna amerykańska fregata USS "Stark" została zaatakowana pociskami Exocet przez iracki Mirage F1. Zginęło kilkudziesięciu marynarzy, a remont okrętu kosztował 142 mln dol. Irak wypłacił odszkodowanie, ale kapitana "Starka" zdjęto z dowodzenia za to, że nie bronił okrętu. "Wolę żałować, że coś zrobiłem, niż że czegoś nie zrobiłem" - to powiedzenie nabrało na USS "Vincennes" nowego znaczenia.
W Iranie wciąż znajdowało się mnóstwo amerykańskiej broni, włącznie ze znakomitymi ciężkimi myśliwcami F-14, które sprzedano temu krajowi, gdy rządził tam sprzymierzony z USA szach Reza Pahlawi. Liczenie na to, że antyamerykańscy szyiccy fanatycy Chomeiniego, którzy przejęli władzę w 1979 r., będą reprezentować niską kulturę techniczną i nie będą potrafili korzystać z samolotów, było dość ryzykowne.
Krążownikiem dowodził kpt. William C. Rogers. Był to człowiek o mentalności kowboja. "Spotkałem kpt. Rogersa, gdy uczęszczał na kurs przy Grupie Szkolenia Taktycznego na Pacyfiku. Asystowałem instruktorom podczas organizowanych przez nich gier wojennych. Kapitan Rogers był trudnym uczniem. Nie interesowały go oceny instruktorów i miał niepokojący zwyczaj pogwałcania Zasady Podejmowania Działań przy Użyciu Siły (Rules of Engagement) podczas gier wojennych" – napisano w raporcie US Navy.
2 czerwca na wodach Zatoki Perskiej irańska fregata "Alborz", tym razem zgodnie z prawem morskim, kontrolowała jeden z kontenerowców na okoliczność przewożenia wojennej kontrabandy. Rogers uznał to jednak za wrogi krok i pomknął ku Irańczykom, prowokując awanturę. Niedaleko znajdowała się fregata USS "Sides". Jej dowódca i załoga widząc swawolę USS "Vincennes", od razu ochrzcili okręt mianem "Robocruisser" (od premiery "RoboCopa" minął rok). Walka Goliata z Dawidami
3 lipca 1988 r. nad ranem "Vincennes"wykrył operujące w pobliżu łodzie patrolowe. O godz. 9.45 Rogers rozkazał dać całą naprzód w ich kierunku, a przodem wysłał helikopter pokładowy. Pilotujący go por. Collier podleciał do roju łodzi bliżej, niż nakazywały to amerykańskie zasady użycia siły. Irańczycy zaczęli strzelać, nie trafili jednak w maszynę. Rogers poprosił dowództwo o otwarcie ognia - sprzeciwu nie było. Obserwując sytuację na radarze, kapitan fregaty "Sides" zanotował: "To był bardzo zły ruch. Po co używać krążownika z Aegisem do niszczenia małych łodzi? Rogers szturmował je bez planu i jak biblijny Goliat wchodził w zasięg biblijnego pastuszka". Krążownik, choć silny, nie służył do atakowania roju małych i bardzo szybkich łodzi patrolowych. Od tego są fregaty i lotnictwo.
W pościgu za łodziami Rogers wpłynął na wody terytorialne Iranu. O godz. 10.39 "Vincennes" zaczął walić z artylerii do łodzi, te odpowiedziały ogniem, który jednak nie wyrządził krążownikowi żadnej szkody, rozbryzgując jedynie wodę na kilkaset metrów przed kadłubem. Po kilku minutach dwie łodzie zostały zatopione, a jedna uszkodzona. Walka trwała jednak dalej.
W tym samym czasie na lotnisku w Bandar Abbas airbus irańskich linii lotniczych A300 czekał na zgodę na start (lot Iran Air 655). Trasa lotu wiodła w poprzek cieśniny Ormuz na drugi brzeg do Dubaju, odległego o raptem o 30 minut lotu. Samolot pilotowany przez Mohsena Rezaiana wystartował z półgodzinnym opóźnieniem akurat w momencie, gdy w cieśninie Ormuz trwało starcie między łodziami a "Vincennes". Korytarz, którym leciał A300, znajdował się dokładnie nad amerykańskim krążownikiem. W czasie wznoszenia piloci airbusa komunikowali się z lokalną kontrolą lotów. Cywilnej częstotliwości alarmowej (121,5 MHz) nie słuchali. Wojskowej też.
Kapitan Rogers wiedział, że odlegle o ponad 20 km Bandar Abbas jest lotniskiem zarówno cywilnym, jak i wojskowym, oraz że stacjonują tam F-14. W czasie, gdy airbus startował, jedna z tych maszyn podchodziła do lądowania na lotnisku wojskowym. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów znajdowały się też irański samolot obserwacyjny Orion P-3 (też amerykańskiej produkcji) i EA-6B. Te trzy błahe czynniki zadziałały wkrótce niczym iskra.
Tragedia
Wydarzenia nabrały tempa. O godz. 10.47 A300 został wykryty przez radary na "Vincennes". Po paru sekundach wykryła go też fregata "Sides". Kapitan Carlson przytoczył potem dialog ze swoim oficerem działań taktycznych:
- Kapitanie, mamy dobry, wyraźny namiar.
- Wysyła jakieś emisje radarowe?
- Nie, sir, ma zimny nos. Nic na niego nie mamy.
- Cel nie stanowi zagrożenia.
Oficer działań taktycznych spojrzał zagadkowo na kapitana.
- Wznosi się, jest powolny, wygląda, jakby nie miał radaru, jest w polu rażenia naszych rakiet i nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś za pomocą F-14 atakował statek nawodny - odparł spokojnie Carlson.
Z perspektywy „Vincennes” sytuacja wyglądała jednak inaczej. Bosman A. Anderson zgodnie z procedurą sprawdził emisję IFF (Identification Friend or Foe). Urządzenie to zamontowane na samolotach wojskowych pozwala określić, czy dany obiekt jest swój czy obcy. W lotnictwie cywilnym jego odpowiednikiem jest transponder. Airbus nie miał żadnej usterki, jego urządzenie nadawało sygnał typowy dla samolotów pasażerskich. Tak też zameldował Anderson.
W tym momencie jednak jeden z oficerów polecił: "Sprawdź jeszcze raz, bo na lotnisku stacjonują F-14". Anderson uruchomił procedurę jeszcze raz. Przed ponownym wysłaniem zapytania powinno się jednak zresetować system. Anderson tego nie zrobił! "Vincennes" odebrał wtedy inny IFF, należący do irańskiego F-14 znajdującego się na pasie w Bandar Abbas. Drugi meldunek wywołał w centrum dowodzenia jeszcze więcej napięcia: "Samolot wojskowy!".
Załoga zaczęła działać jak zaprogramowana. Setki godzin spędzono wcześniej na odpieraniu różnego rodzaju zagrożeń, w tym samotnie atakującego samolotu. Teraz wszystko stało się jasne: irański F-14 próbuje pomóc swoim łodziom. Dokładnie w tej samej chwili inni operatorzy wpatrzeni byli w konsole obrazujące cele wychwycone przez radar. Aegis każdemu z nich nadawał czterocyfrowy numer. Tak samo działały systemy na innych okrętach US Navy i aby zgrać działania wszystkich jednostek, flota wyposażona była w sieć przesyłu danych Link 11. Najpierw zatem na ekranie w centrum dowodzenia "Vincennes" airbus pojawił się jako cel 4474, na "Sides" zaś jako 4131. System szybko wykrył rozbieżność, zdejmując numer "Vinceness" i nadając w obu centrach numer 4131. Numer 4474 nie wypadł jednak wcale z zasobu danych. Aegis przydzielił go odległemu o wiele kilometrów amerykańskiemu EA-6B operującemu z lotniskowca "Forrestal".
Wystarczyło teraz, aby pod wpływem stresu (trwała walka z łodziami) któryś z operatorów odczytał dane z celu 4474 zamiast 4131, aby doprowadzić do tragedii. Jeśli bowiem cel będzie się zniżał i przyspieszał w kierunku "Vincennes", wówczas oznaczałoby to, że atakuje. Jeśli się wspina, to oznacza, że jest względnie spokojny. Traf chciał, że EA-6B właśnie akurat się obniżał i przyspieszał, z tą różnicą, że oczywiście nie zamierzał nikogo atakować. Wszystko to wydarzyło się w przeciągu kilku minut.
Pozostawało jeszcze radio. Od godz. 10.49 zarówno "Sides", jak i "Vincennes" próbowały wielokrotnie w przeciągu kilku minut wywołać airbusa nie tylko na częstotliwości ogólnej wojskowej, ale także awaryjnej cywilnej. Na próżno. Według przepisów Rezaian powinien nasłuchiwać częstotliwości 121,5 MHz. Rozmawiał jednak tylko z wieżą lotniska. Radiooperatorzy z "Vincennes" i "Sides" nie znali zaś częstotliwości irańskiej wieży. W końcowej fazie wznoszenia mniej zależny już od poleceń z wieży irański pilot odebrał amerykańskie wywołanie. Stwierdził jednak, że Amerykanie wywołują irańskiego obserwacyjnego oriona. Leciał więc spokojnie dalej wprost na krążownik.
Bosman Anderson wziął książkę z wykazem potencjalnych lotów nad Zatoką Perską. W centrum dowodzenia, w przeciwieństwie do mostka, jest jednak ciemno. Jedyna poświata rozchodzi się od ekranów komputerów i konsol radarów. Nie zaprojektowano wszak tego miejsca do działań w czasie pokoju. W pierwszej kolejności Anderson nie zauważył więc lotu, potem stwierdził, że - owszem - powinien tędy lecieć airbus, ale 30 minut temu! Nikt nie wiedział o opóźnieniu samolotu. Przypomnijmy, że "Vincennes" w czasie śledzenia celu strzelał cały czas do irańskich łodzi. W pewnym momencie jedno z dział się zacięło. Okręt wykonał gwałtowny zwrot, aby natychmiast użyć działa rufowego. Wszystkie papiery i kubki z kawą, jakie znajdowały się na pulpitach, zleciały na podłogę.
O godz. 10.51 sugestia por. Williama Montforta: "To chyba samolot cywilny" utonęła w hałasie i komendach artyleryjskich. Do kpt. Rogersa dotarł zaś inny sygnał, odczytany na szybko z celu numer 4474. "Cel zniża się i przyspiesza!".
O godz. 10.53 poszło ostateczne ostrzeżenie przez radio: "Jeśli nie zmienisz kursu, zostaniesz zestrzelony". Było to działanie zgodne z komunikatem wydanym rok wcześniej przez US Navy, pomną losów fregaty "Stark", wszystkim samolotom biorącym udział w wojnie iracko-irańskiej. Cisza.
System Aegis wybrał już jednak odpowiedź. Za zgodą kapitana i operatora dwa pociski SM-2 Standard wysunęły się z pionowego kartusza umieszczonego w kadłubie, a automatyczny podajnik umieścił je na wyrzutni pokładowej. Wyrzutnia wykonała ćwierć obrotu. Porucznik Clay Zocher 23 razy starał się odpalić rakiety. Wciskał jednak złą kombinację przycisków. Stojący obok stary bosman o godz. 10.54 zrobił to za niego. Po paru sekundach dwa pociski dotarły do oddalonego o 14 km celu. Rezaian najprawdopodobniej nawet ich nie spostrzegł. 290 osób na pokładzie zginęło na miejscu w kuli ognia.
Medal dla Rogersa
Władze USA utrzymywały, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, wypłacając rodzinom ofiar zadośćuczynienia. Chomeini nie przyjął wyjaśnienia do wiadomości, oskarżając USA o celowe i barbarzyńskie strącenie samolotu w celu zastraszenia Iranu. W podobnym duchu wypowiadały się państwa komunistyczne. Porównywano katastrofę do zestrzelenia przez sowieckie myśliwce koreańskiego boeinga 747 w 1983 r. ZSRS nie zamierzał wtedy jednak ani przepraszać, ani wypłacać jakichkolwiek odszkodowań.
Kapitan Rogers i członkowie załogi zostali odznaczeni za akcję bojową. Nie był to jednak koniec przygód USS "Vincennes". 22 września 1988 r., w czasie rejsu powrotnego do kraju, na Morzu Południowochińskim jak na ironię krążownik uratował 26 wietnamskich "boat people", czyli uciekinierów z komunistycznego "raju".
###Jakub Ostromęcki, "Historia Do Rzeczy"