Kocik: "Wara od mojej macicy" [OPINIA]
Dwa dni temu oblekiłam swój samochód plakatami z czerwoną błyskawicą i wyjechałam z domu "w pilnej potrzebie". Bo nie godzę się na to, by w 2020 roku ktoś inny decydował o losach mojej macicy - pisze po dzisiejszych wydarzeniach w Sejmie Joanna Kocik.
W czwartek 52 posłów w polskim Sejmie opowiedziało się za tym, by niezwłocznie przystąpić do II czytania obywatelskiego projektu zaostrzającego prawo aborcyjne. Mam te nazwiska przed oczami. To między innymi Zbigniew Ziobro, Dominika Chorosińska, Michał Woś czy Zbigniew Girzyński. 52 posłów to na szczęście za mało, by od razu procedować projekt. Na razie trafił do komisji.
Nowelizacja prawa, zaprezentowana w środę w Sejmie przez Kaję Godek, zakłada zniesienie możliwości przerwania ciąży ze względu na duże prawdopodobieństwo ciężkich i nieodwracalnych wad płodu.
Wczoraj próbowałam wytłumaczyć, o co w tym chodzi, dwunastolatkowi, który zapytał mnie, dlaczego napisałam na swoim aucie "Strajk Kobiet". Dwunastolatkowie wiedzą już, czym jest aborcja. I na moją odpowiedź, że twórcy projektu chcą zmusić kobiety do rodzenia nieuleczalnie chorych dzieci z ciężkimi wadami serca czy mózgu, dwunastolatek odparł: "To głupie".
Zobacz wideo: Projekt antyaborcyjny trafi do komisji. Kaja Godek: będziemy patrzeć na ręce
Nie chcę w żaden sposób atakować tutaj Kai Godek, bo jestem przekonana, że jest ona jedynie narzędziem o wiele potężniejszych dyrygentów pro-life'owskiej orkiestry, którzy dążą do wprowadzenia patriarchatu nie tylko w Polsce, ale i innych krajach Europy.
Nie chcę też powtarzać znanych i zgranych już haseł jak to, że w Polsce wykonuje się rocznie nieco ponad tysiąc legalnych aborcji (z których większość przeprowadzana jest właśnie ze względu na wady wrodzone płodu). Nie chcę wchodzić w dyskusję o życiu od poczęcia, bo dla mnie jest ono niekwestionowane. Chcę po prostu jasno i wyraźnie powiedzieć: dajcie nam prawo wyboru.
Bycie przeciwko projektowi Ordo Iuris nie jest opowiedzeniem się "za aborcją". Jest opowiedzeniem się za prawem do decyzji. W dodatku w Polsce prawem papierowym (patrz wcześniejsza wzmianka o liczbie legalnych aborcji w Polsce). Dalsze prace nad projektem to dla mnie nic innego jak kolejne pół kroku w kierunku ograniczania wolności. Prztyczek w nos. Powiedzenie: "zabierzemy wam nawet tę odrobinę, którą łaskawie daliśmy". Dlatego mówię nie. Dlatego maluję czerwoną błyskawicę na swojej dłoni.
Panie Ziobro, panie Woś, pani Chorosińska - nie wiem, jak Was przekonać. Jak uświadomić Wam, że mamy 2020 rok. Że nie żyjemy w rządzonej przez Inkwizycję Hiszpanii. Sklonowaliśmy zwierzęta, opracowaliśmy szczepionki, wysłaliśmy teslę w kosmos, a ja, żyjąc w demokratycznym kraju, mam się zastanawiać, czy mogłabym być zmuszona do urodzenia śmiertelnie chorego dziecka?
Drodzy współobywatele, którzy podpisaliście się pod projektem - jest Was 830 tysięcy. To sporo. Być może wśród Was są kobiety, które nie zdecydowałyby się na aborcję w żadnym przypadku - i ja ten pogląd szanuję. Szanuję takie decyzje. Dlatego proszę: uszanujcie też moje prawo do decydowania.
Zbyt miękko? To powiem bardziej dosadnie: wara od mojej macicy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl