Kataryna: "Donald Tusk przepisał majątek na żonę. Hipokryzja ponad podziałami" [OPINIA]
Elektorat opozycji ma pretensje do dziennikarzy, którzy przyjrzeli się majątkowi Donalda Tuska i odkryli, że z Mateuszem Morawieckim łączy go nie tylko sympatyczna współpraca sprzed lat, ale także kreatywne podejście do jawności swojego majątku.
Lider opozycji – zupełnie jak premier – przepisał swój majątek na żonę i mimo gigantycznych zarobków, oficjalnie nie posiada nawet własnego mieszkania. Zapewne wszystko przeprowadził legalnie, tak samo jak legalnie swój majątek przepisał na żonę Morawiecki, nie ma tu zatem żadnej sensacji z kryminalnym potencjałem, ale problem jest.
Elektorat Platformy ma świadomość tego, jak szkodliwe może być ujawnienie, że w tak newralgicznym punkcie jak stosunek do finansowej przejrzystości polityków, ich "europejski" idol okazał się tak samo polsko-przaśny jak obciachowy z samego założenia PiS-owski premier.
Bo można zaklinać, że "te sytuacje są nieporównywalne", ale prawda jest bolesna – Tusk ma o swoim elektoracie dokładnie takie samo zdanie jak Morawiecki o swoim. Obaj są przekonani, że elektorat nie będzie umiał zrozumieć, że dorobili się gigantycznego majątku uczciwie, oba elektoraty trzeba zatem okłamywać, chowając zarobione pieniądze do żoninych kieszeni. Przy czym, rzecz jasna, wszystko jest od początku udawane – politycy udają skromnych, elektorat udaje, że im w to wierzy. Dopóki nie przyjdą dziennikarze i nie zepsują atmosfery.
Zobacz też: Donald Tusk z powrotem w Brukseli? Prezydent Sopotu: zupełna abstrakcja
Zabawne i bardzo pouczające są reakcje zwolenników PO na tekst, w którym dziennikarze – tylko i aż - potraktowali Tuska jak jakiegoś PiS-owca i rozliczyli go z majątku, nie zarzucając mu przy tym przecież złamania prawa, a jedynie pokazując, że w polityce sięga po te same sposoby rżnięcia głupa przed własnym elektoratem, co znienawidzony przez nich PiS-owski premier.
"Zachowanie Tuska jest dla mnie zaskakujące"
Kolejny raz trudno nam się pogodzić, że w różnych sprawach politycy się różnią, ale do własnych pieniędzy mają stosunek podobny. Lubią mieć dużo, ale nie lubią, gdy to bardzo widać. O ile jestem w stanie zrozumieć w tym przypadku Morawieckiego – ukrywanie wielomilionowego majątku pozwala bardziej przekonująco udawać sojusznika "zwykłego" Polaka – o tyle zachowanie Tuska jest dla mnie zaskakujące, bo w jego elektoracie duże pieniądze nie są powodem do wstydu, a wybaczenie ogromnego majątku przychodzi mi dużo łatwiej.
Jeśli więc Donald Tusk przepisał majątek na żonę ze względów wizerunkowych, to musi mieć bardzo złe zdanie o swoich wyborcach i to na nim powinna się skupić ich złość. Sami się przecież uważają za innych i lepszych od elektoratu PiS. Na jego szczęście, elektorat PO – zupełnie jak elektorat PiS – o wszystko obwini zbyt dociekliwych dziennikarzy, którzy po prostu opisali rzeczywistość, zamiast kalkulować, która partia na tym skorzysta.
Donald Tusk jest wytrawnym politykiem i świetnie sobie radzi z mediami. Tym bardziej dziwi brak wyczucia w tej kwestii, zwłaszcza, że w artykule pojawia się sugestia, że przepisanie majątku na żonę może być zabezpieczeniem przed ewentualną groźbą konfiskaty rozszerzonej. I to ma już jakiś sens, zważywszy na to, że od lat jest celem polowania, a prokuratura Ziobry, jaka jest – każdy widzi.
Gdyby poszedł w taką narrację, zrobiłby przysługę swojemu najwierniejszemu elektoratowi i partyjnym kolegom – dużo łatwiej byłoby go usprawiedliwiać zapobiegliwością przed zakusami zamordystycznego reżimu, niż przyznawać (choćby przed samym sobą), że nasz "europejski" Donald jest w kwestiach własnych pieniędzy tak samo zakłamany, jak oni wszyscy.