Jakub Majmurek: "W Białymstoku lewica znalazła korzystną dla siebie oś sporu" (Opinia)
Decyzja o zwołaniu wiecu przeciw w przemocy w Białymstoku tydzień po brutalnych atakach na pierwszy Marsz Równości w tym mieście, okazała się dla lewicy strzałem w dziesiątkę. Zanim koalicja Biedronia, Czarzastego i Zandberga zdążyła się na dobre ukonstytuować, udało się jej narzucić polskiej debacie publicznej korzystny dla siebie temat sporu.
Nie tylko LGBT+
O co toczy się ten spór? Na najbardziej oczywistym poziomie o prawa osób LGBT+ w Polsce. Nie tylko jednak o to. Skala przemocy, do jakiej doszło w Białymstoku zmusza do pytań o to, jak wygląda dziś w Polsce wolność zgromadzeń i manifestowania w przestrzeni publicznej różnych przekonań i tożsamości. Zwłaszcza przez grupy stygmatyzowane przez silnych aktorów życia społecznego – na czele z hierarchami Kościoła rzymskokatolickiego i czołowymi politykami Prawa i Sprawiedliwości.
Opozycja – nie tylko ta lewicowa – przekonuje, że w Polsce mamy problem z motywowaną nienawistną ideologią przemocą, za rozpętanie której odpowiada rządząca partia i jej media. Wydarzenia ostatniego tygodnia dostarczają argumentów, uwiarygadniających taką narrację.
Najpierw okazało się, że w nielegalnej blokadzie marszu – jak zgłosił odpowiednim organom prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski – brali udział wojewódzcy i miejscy radni PiS. Na materiałach TVN24 widać jak na czele blokady, obok karanego za przestępstwa z użyciem przemocy szefa pseudokibiców Jagiellonii Białystok Tomasza P., pseudonim Dragon, stoją wojewódzki radny PiS Sebastian Łukaszewicz, oraz p.o. szefa gabinetu marszałka województwa Robert Jabłoński.
Zobacz także: „Rodzina Adamsów” wśród opozycji. Leszek Miller ma żal
W środę do kiosków trafiły numery "Gazety Polskiej” z naklejką "strefa wolna od LGBT”. Dystrybucji tego numeru "GP”, jako propagującego dyskryminację, odmówiły niektóre sieci handlowe. Sąd okręgowy w Warszawie, stosując zabezpieczenie pozwu w sprawie o ochronę dóbr osobistych, nakazał wydawcy wstrzymanie dystrybucji naklejek. "Gazeta Polska” to jedna z najbliższych rządowi publikacji. Tracący czytelników tygodnik wspierają regularnie pieniądze z reklam spółek skarbu państwa.
W czwartek na bulwarach odrzańskich we Wrocławiu pobity został lewicowy dziennikarz Przemysław Witkowski – za to, że w prywatnej rozmowie zwrócił uwagę na homofobiczne napisy na murach. Wszystko to falsyfikuje rządową narrację, że w Polsce nie ma żadnego problemu z prawami osób LGBT+, a zjawisko przestępstw z nienawiści w zasadzie nie występuje.
Kto jest mniejszością?
Ostatni tydzień pokazał też siłę solidarności, na jaką mogą liczyć środowiska LGBT+ w Polsce. W całym kraju odbyły się solidarnościowe pikiety w centrach miast. I to nie tylko w tych największych – jak Warszawa, Wrocław, czy Kraków – ale także w Bielsku-Białej, Kielcach i Rzeszowie.
"Lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe zawsze będą mniejszością. Ale sojusznicy środowisk LGBT mniejszością być nie powinni. I naszym zadaniem, zadaniem marszów, jest sprawienie, że będziemy większością. Głośnie i zdecydowanie domagającą się równych praw dla naszych przyjaciół” – mówił podczas rzeszowskiego wiecu lokalny działacz Razem Paweł Preneta.
Te słowa są kluczem dla dynamiki politycznej ostatnich dni i najbliższych tygodni. Wbrew narracji PiS, przedstawiającej środowiska LGBT+ jako awanturującą się pozbawioną, znaczenia mniejszość, kwestia praw osób należących do tej grupy przestaje być mniejszościowa. W tym roku, choć dopiero lipiec, w całej Polsce odbyło się już kilkanaście marszów równości. W tym miastach średniej wielkości, takich jak Koszalin, Częstochowa, czy Kielce, które nigdy nie uchodziły za szczególne bastiony progresywizmu. Dużo się w Polsce zmieniło, odkąd w 2005 roku Lech Kaczyński zakazał warszawskiej Parady Równości. Większość Polaków jest otwarta na związki partnerskie. To skrajnie homofobiczne grupy sprzymierzone z rządem są mniejszością – opozycja powinna powtarzać ten komunikat bez przerwy.
Pryncypia i strategia
Niedzielny wiec w Białymstoku był nie tylko okazją, by go powtórzyć, ale także, by upolitycznić to, co w Polsce działo się wokół kwestii LGBT+ w ostatnim tygodniu. W interesie lewicy jest przekonać Polaków oburzonych bandziorami, rzucającymi w marsz równości brukiem, że podobne sytuacje będą się powtarzać, jeśli nie dojdzie do politycznych i prawnych zmian w kraju.
Do sukcesu wiecu w Białymstoku potrzebowała dwóch rzeczy: minimalnie przyzwoitej frekwencji i mocnych przemówień liderów. Pierwszy warunek udało się spełnić, choć liczebność uczestników nie powalała. Z drugim poszło znacznie lepiej. Robert Biedroń mówił odwołując się do nadziei i emocji. Włodzimierz Czarzasty celnie przypomniał Marsze Niepodległości i legitymizowanie przez rządzący obóz ich skrajnie prawicowych organizatorów. Można się domyślić, że osoby, które tydzień temu atakowały Marsz Równości w Białymstoku to absolwenci szkoły Marszu Niepodległości.
Najmocniejsze było przemówienie Adriana Zandberga. Lider Razem bardzo szeroko zarysował spór, jaki dziś dzieli Polskę: "albo ustąpimy bandytom, którzy biją ludzi i damy im nami rządzić albo przeciwstawimy im naszą solidarność”. Tak postawiony problem pozwala pozyskać także te osoby, które niekoniecznie popierają wszystkie postulaty osób LGBT+.
Temat będzie żył – za tydzień kolejny Marsz Równości w Płocku. Lewica musi towarzyszyć takim wydarzeniom – jest to kwestia zarówno pryncypiów, jak i strategii. Dynamika sporu wokół LGBT+ pozwala lewicy odróżnić się nie tylko od sprzymierzonego ze sprawcami przemocy obozu rządzącego, ale także od kunktatorsko zachowujących się PSL i Koalicji Obywatelskiej. Liderów obu partii zabrakło w niedzielę w Białymstoku – co może zrazić zwłaszcza część elektoratu KO, bardziej progresywnego w kwestiach obyczajowych, niż kierownictwo partii.
To ostatnie twierdzi, że polaryzacja wokół kwestii LGBT+ służy wyłącznie PiS, bo społeczeństwo w swojej masie jest konserwatywne. Tylko nawet konserwatystów może zrazić przemoc, jaka towarzyszy językowi rządu. PiS jest dziś jak uczeń czarnoksiężnika, wyzwolił siły, nad którymi nigdy nie zapanuje. Granat rozpryskowy z napisem "ideologia LGBT+”, jakim Kaczyńskim chciał zniszczyć opozycję, może jeszcze narobić szkód w PiS-owskich okopach.
Jakub Majmurek dla WP Opinie