Jakub Majmurek: Klaudia Jachira nie będzie Wunderwaffe opozycji (Opinia)
Stołeczne listy PO-KO zamknie znana blogerka i satyryczka Klaudia Jachira - ostatnie miejsce daje jej szansę na mandat. Taka decyzja to spore zaskoczenie. Niestety, nie pozytywne. Jej wciągnięcie na listy to prezent dla politycznej konkurencji PO-KO: Jachira wydaje się bowiem potwierdzać kilka poważnych zarzutów, jakie w ciągu ostatnich czterech lat wysuwano wobec największej opozycyjnej partii.
Jak krytyczni nie bylibyśmy wobec Grzegorza Schetyny, jedno trzeba mu oddać: zawsze pozostawał politykiem przewidywanym i niewykraczającym poza pewne granice dobrze pojętego zdrowego rozsądku. Lidera PO można było porównać do obszaru o umiarkowanym klimacie sprzed efektu cieplarnianego: do miejsca, gdzie co prawda przez jakieś pół roku jest ciemno, chłodno i pada, ale życia nie wywracają nikomu do góry nogami pogodowe ekstrema w typie arktycznych mrozów, równikowych upałów czy tropikalnych nawałnic. Jak jednak widać, perspektywa drugiej kadencji PiS sprawia, że najbardziej do tej pory przewidywalni politycy zaczynają zachowywać się zaskakująco.
Zaskoczeniem jest bowiem wciągnięcie przez Schetynę na warszawską listę PO-KO Klaudii Jachiry – aktorki i blogerki z Wrocławia, znanej głównie z umieszczanych w internecie satyrycznych filmików. Ma ona startować z ostatniego miejsca w stolicy – które dla rozpoznawalnych postaci często bywa biorące.
Wybór Jachiry trudno przy tym uznać za pozytywne zaskoczenie. To nie jest odważny, niekonwencjonalny ruch, zmieniający parametry kampanii i stwarzający problem dla PiS, Lewicy i PSL. Jachira nie jest Janiną Ochojską czy Tomaszem Frankowskim. Jej wciągnięcie na listy to prezent dla politycznej konkurencji PO-KO: Jachira wydaje się bowiem potwierdzać kilka poważnych zarzutów, jakie w ciągu ostatnich czterech lat wysuwano wobec największej opozycyjnej partii.
Zobacz także: PO kontra PiS. Kłótnia o stanowisko Lecha Kaczyńskiego
Co właściwie blogerka wniesie do Sejmu?
Po pierwsze, Jachira może posłużyć za doskonałą ilustrację zarzutu, że PO-KO nie chodzi o nic poza bezmyślnym anty-PiS. Sama komiczka twierdzi, że jej satyra to jej program i prowadzona od kilku lat kampania wyborcza. Program Jachiry sprowadza się jednak głównie do tego, że nie lubi PiS-u i jego prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Jachira nie jest satyryczką w typie Johna Olivera – który wyraźną niechęć do Trumpa i często grube żarty z obecnego prezydenta łączy z bardzo merytoryczną krytyką jego polityki. Satyra Jachiry, nawet gdy próbuje wchodzić w bardziej szczegółową dyskusję nad skomplikowanymi okołopolitycznymi kwestiami – np. przyczynami drożyzny – demonstruje w najlepszym wypadku potworne uproszczenia, w najgorszym daleko posuniętą ignorancję. W spocie o drożyźnie za rosnące ceny żywności obwinia np. rozbite limuzyny Beaty Szydło czy aferę SKOKu.
Rozbijanie się oficjeli z PiS na drogach i autostradach czy politykę rządzącej partii wobec SKOK-ów trzeba krytykować. Dobrze jednak nie robić tego w samo-ośmieszający się sposób. Naprawdę, trudno uzasadnić, jaką wartość dodaną dla polskiego życia parlamentarnego miałoby wnieść wejście Jachiry do parlamentu. Przeciwnicy PiS zasługują, by ewentualny kolejny rząd tej partii kontrowały w Sejmie bardziej merytoryczne głosy, agresywne wobec stronnictwa Kaczyńskiego w bardziej inteligentny sposób.
Balcerowiczu, wróć!
Liderzy PO-KO lubią powtarzać, że Jachira to "głos młodego pokolenia". Jeśli jednak wsłuchać się w jej poglądy na wiele kwestii – na czele z gospodarką – blogerka nie brzmi jak głos z przyszłości, ale jak z głębokich lat 90. Z czasów, gdy na listach przebojów królowała Nirvana, marszałkiem Sejmu był Józef Zych, a największym ekonomicznym autorytetem Leszek Balcerowicz.
"Balcerowicz, wróć!" – nawołuje Jachira w jednym ze swoich wideo. I to w zasadzie starczy jako podsumowanie jej ekonomicznych poglądów. Przy tym nawet profesor Balcerowicz nie podpisałby się pod jej pomysłami na gospodarkę, jakie przedstawiła w jednym z wideo na Facebooku. Satyryczka postuluje między innymi dobrowolny ZUS, prywatyzację teatrów i wytwórni filmowych, obniżkę podatków, likwidację kopalń i zniesienie 500+. Potraktowany dosłownie program byłby receptą nie na rozwój gospodarczy, ale na Mad Maxa nad Wisłą.
Choć pomysły Jachiry nie mają szans, by stać się głównym nurtem PO-KO, to są wspaniałym prezent dla PiS. Jachira idealnie będzie się nadawała do tego, by przekonywać wyborców, że wygrana opozycji to likwidacja wszystkich programów socjalnych, jakie pojawiły się w ostatnich czterech latach. A jeśli opozycja ma w ogóle powalczyć z PiS, to przede wszystkim nie może dać się zepchnąć do narożnika z napisem "wrogowie socjalu i 500+".
Siekierka na kijek
No dobrze, ktoś mógłby powiedzieć, Jachira może i kuleje merytorycznie, ale może działa wyborczo? Może wyborcy PO-KO po prostu chcą takich treści? Część zapewne chce. Jachira wskoczyła jednak na stołeczne listy PO-KO w tym samym momencie, gdy zniknęła z nich radna Agata Diduszko-Zyglewska, mająca reprezentować lewą nogę PO-KO.
Zamianę Diduszko-Zyglewskiej na Jachirę trudno skomentować inaczej, niż powiedzeniem o stryjku, który zamienił siekierkę na kijek. I to nie tylko w odniesieniu do merytoryki obu kandydatek. Ze swoim przekazem skupionym na prawach kobiet i świeckim państwie Diduszko-Zyglewska mogłaby przyciągnąć do list PO-KO część progresywnego elektoratu, jaki w innym wypadku głosowałby na lewicę. Trudno wskazać, jaką grupę nowych wyborców miałaby przyciągnąć Jachira – elektorat tożsamościowo antypisowski czy silnie wolnorynkowy jest już dość dobrze reprezentowany na listach największego bloku opozycji.
Jeśli przed rejestracją list PO-KO nie zmieni zdania, zamiana "Jachira za Diduszko" potwierdzi, że główny blok opozycji traktuje elektorat progresywny skrajnie instrumentalnie i niepoważnie. To wrażenie wzmacnia jeszcze fakt, że w warszawskim Śródmieściu do Senatu wystawiono bardzo konserwatywnego Kazimierza Michała Ujazdowskiego – ministra kultury w rządzie Kaczyńskiego i współpracownika fundamentalistów katolickich z Ordo Iuirs.
Polityka to nie youtube
Rozumiem nawet impuls, który każe PO-KO szukać nowych twarzy. Polska polityka potrzebuje otwarcia na osoby spoza układu reprodukującego się w Sejmie od czasu Okrągłego Stołu. Ale takie otwarcie musi być przemyślane. Nie wystarczy wziąć osobę o dużych zasięgach na youtubie wśród tożsamościowego elektoratu.
Wie to PiS, który swoich środowiskowych sieciowych celebrytów sprawnie używa w kampanii, ale nie wciąga automatycznie na potencjalnie biorące miejsca na listach wyborczych. PO-KO może się wkrótce przekonać, że polityka ciągle rządzi się trochę innymi regułami, niż budowanie zasięgów w sieci. Jachira niekoniecznie okaże się kluczem dla pozyskania opozycyjnych wyborców, zdemoralizowanych perspektywą drugiej kadencji PiS i zniechęconych indolencją starych kadr Platformy i Nowoczesnej.