Jacek Żakowski do Andrzeja Dudy: Prezydencie, idź!
- Kilka lat temu sam bym pewnie podpisał petycję, by Prezydent nie szedł na Marsz Niepodległości. I byłbym zadowolony, gdyby się tam nie pojawił. Ale dzisiaj sytuacja jest inna. Moim zdaniem w tym roku 11 listopada miejsce Andrzeja Dudy jest na czele Marszu Niepodległości – pisze Jacek Żakowski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta apeluje, by prezydent nie tylko wziął udział w Marszu, ale też, by zaprosił do udziału w nim inne osobistości polskiej polityki. Dlaczego?
- Kilka lat temu sam bym pewnie podpisał petycję, by prezydent nie szedł na Marsz Niepodległości. I byłbym zadowolony, gdyby się tam nie pojawił. Ale dzisiaj sytuacja jest inna. Moim zdaniem w tym roku 11 listopada miejsce Andrzeja Dudy jest na czele Marszu Niepodległości – pisze Jacek Żakowski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta apeluje, by prezydent nie tylko wziął udział w Marszu, ale też, by zaprosił do udziału w nim inne osobistości polskiej polityki. Dlaczego?
"Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości publicznie dawał do zrozumienia, że istnieje możliwość pozytywnej odpowiedzi z Pańskiej strony [na zaproszenie do wzięcia udziału w Marszu - dop. JŻ]. Wierzymy, że jest Pan Prezydentem wszystkich mieszkańców i mieszkanek Polski i nie będzie firmował Pan swoim imieniem i urzędem wydarzenia, które budowane jest na nienawiści do mniejszości i ksenofobicznym przekazie" – apelowali do prezydenta sygnatariusze petycji zamieszczonej na stronie akcjademokracja.pl. Prezydent ich, niestety, posłuchał. A może sam doszedł do podobnego wniosku. Moim zdaniem niesłusznie.
Dwie dekady ślepej i głuchej na procesy społeczne neoliberalnej polityki doprowadziły do podniesienia się antysystemowej fali w całej Europie. Uwiąd i demoralizacja politycznej lewicy, która po wolcie Schroedera i Blaira w 1999 roku wyrzekła się własnej narracji, przyłączyła do liberałów i stała się frakcją ich obozu, sprawił, że wyrazicielem sprzeciwu stała się radykalna prawica, a polityczny wyraz społecznych niepokojów nabrał w wielu krajach brunatnych kolorów. W młodszych i słabszych demokracjach Europy Wschodniej i na jej peryferiach ten proces jest bardziej radykalny dzięki życzliwości okazywanej radykałom przez niechętnych liberalnej władzy polityków i intelektualistów centrowych partii wyznaniowo-tradycjonalistycznych. Obok Węgier, Turcji, Słowacji takim krajem jest również Polska.
Organizowany przez nacjonalistów Marsz Niepodległości nigdy nie osiągnąłby takiej skali, gdyby nie wyrozumiałość, sympatia i solidarność okazywane przez środowiska PiS. Prezes Jarosław Kaczyński nie poparł Marszu i dawał do zrozumienia, że nie identyfikuje się z jego organizatorami. Niejeden raz puszczał jednak oko do tych środowisk i przyłączał się do wzbudzanych przez nie emocji. Ostatnio m.in. mówiąc o "mikrobach", które uchodźcy wloką do Europy. Inni politycy PiS nie ustępowali w radykalizmie najtwardszym narodowcom. Przykładem ponownie wybrany do Sejmu Artur Górski, który o prezydencie Obamie mówił z trybuny sejmowej, że to "czarny Mesjasz nowej lewicy" i w tej samej mowie cytował klubowego kolegę Stanisława Piętę, który miał powiedzieć, że wybór Obamy "to koniec cywilizacji białego człowieka".
W dużej mierze trudny do zaakceptowania nawet dla prezesa Kaczyńskiego kształt Marszu Niepodległości jest więc produktem Prawa i Sprawiedliwości. Może jest to produkt uboczny i stworzony w kooperacji ze środowiskami, od których - przynajmniej werbalnie - PiS się dystansuje i które teraz trafiły pod skrzydła Kukiza, ale współautorstwo jest niewątpliwe. Teraz to współautorstwo staje się większym problemem niż kiedykolwiek wcześniej, bo współautorzy wygrali wybory.
Zwycięstwo PiS nie było wielkim zaskoczeniem, ale wywołało stres i niejednokrotnie bardzo surowe komentarze u naszych zagranicznych partnerów. W Europie PiS jest na cenzurowanym, podobnie jak Orban. Ekscesy tegorocznego Marszu Niepodległości, nawet jeżeli będzie ich mniej niż poprzednio, pójdą na konto nowej władzy i utrudnią jej relacje z partnerami.
Gorsze jest jednak to, że niedawne ekscesy wchodzą teraz do głównego nurtu. Na Twitterze posła ruchu Kukiz'15 toczy się gorąca debata, jak z Polski wyrzucić Michnika. Oczywiście w najbliższej przyszłości nikt naczelnego "Gazety" nie wyśle do Izraela, ale gdyby proces udomawiania szowinizmu w polskiej polityce szedł dalej tak, jak ostatnio, może przyjść czas i na to.
Nie wierzę, żeby politycy głównego nurtu PiS - z Jarosławem Kaczyńskim, Beatą Szydło i Andrzejem Dudą na czele - chcieli takiej Polski. Myślę, że byłaby ona dla nich równie odrażająca, jak dla mnie. Jednak zupełnie czym innym jest puszczanie oka, tolerowanie, a nawet chronienie szowinistycznej politycznej subkultury w ultraprawicowej niszy, a czym innym stosunek do obecności tego rodzaju postaw w realnej polityce. PiS był kiedyś w koalicji z Młodzieżą Wszechpolską Romana Giertycha, ale ani wicepremier, ani jego bliscy współpracownicy nie sięgali wtedy po antysemicki język.
Jest bardzo prawdopodobne, że to zaostrzenie szowinistycznych nastrojów, napędzone dyskusją o uchodźcach, znajdzie wyraz podczas tegorocznego Marszu Niepodległości. I wzmocni takie postawy w polskiej codzienności. Życie w Polsce nie będzie dzięki temu lepsze. I Polska nie będzie się dzięki temu lepiej rozwijała. A jeśli ten proces nie zostanie zahamowany, może niebawem się stać poważnym problemem polskiej polityki. Kukiz'15 albo coś, co z tego ruchu wypączkuje, może się przekształcić w coś w rodzaju węgierskiego, parafaszystowskiego Jobbiku, z którym PiS - jak Orban - będzie musiał toczyć ostrą walkę.
Wiem, że wiele osób się teraz złośliwie uśmiechnie, ale tylko liderzy PiS mogą ten proces powstrzymać. Tegoroczny Marsz Niepodległości i zaproszenie jego organizatorów jest doskonałą okazją, by PiS-owski prezydent, Andrzej Duda, rozpoczął hamowanie brunatnej fali. Może to osiągnąć stając na czele Marszu i narzucając mu swoje standardy. W przemówieniu, które by tam wygłosił, miałby okazję określić standardy patriotyzmu i jego ekspresji dla nowoczesnej, patriotycznej czy - jak mówią sami zainteresowani: "niepodległościowej" - prawicy. To niezwykła szansa jasnego zdefiniowania zatartej na poprzednich Marszach różnicy między nowoczesnym polskim patriotyzmem, którego chce PiS oraz wielu uczestników a brunatną, szowinistyczną, rasistowską i antysemicką faszyzującą falą, która poprzednio wylewała się na ulice Warszawy.
Dlatego, Panie Prezydencie, uważam, że Pańskie miejsce jest w tym roku na Marszu Niepodległości. Proszę, żeby Pan jeszcze raz tę sprawę przeanalizował. I apeluję, żeby Pan jednak poszedł. A także, by zaprosił Pan na Marsz inne osobistości polskiej polityki. Nie po to, żeby potwierdzić złe tradycje Marszu, ale by się im przeciwstawić, wzmacniając i utrwalając to, co z tej tradycji może urosnąć dobrego.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski