Gostkiewicz: "Arabski winny. To namiastka wyroku, jaki chciał usłyszeć prezes PiS" [OPINIA]
Według narracji PiS w wyroku na Tomasza Arabskiego wszystko jest nie tak. Nie za samą katastrofę, a za niedopełnienie obowiązków służbowych. Nie po wielkim śledztwie Macierewicza, ale z oskarżenia bliskich ofiar. No i na ławie oskarżonych zasiadł jeden człowiek i nie był to Donald Tusk.
Dziewięć lat po katastrofie w Smoleńsku, cztery lata od przejęcia pełni władzy przez PiS pod hasłami rozliczenia winnych śmierci prezydenta RP i 95 pozostałych ofiar katastrofy oraz reformy wymiaru sprawiedliwości – tenże wymiar sprawiedliwości skazuje dwójkę urzędników Kancelarii Premiera: jej szefa z czasów katastrofy Tomasza Arabskiego oraz urzędniczkę Monikę B.
Płotki. Skazane na "nic". Nie są winni katastrofy.
Jak podkreślił sędzia Hubert Gąsior: Arabski "nie dopełnił obowiązków koordynatora odpowiedzialnego za organizowanie lotów polskich, wojskowych statków powietrznych o statusie HEAD" w dniach 16 marca – 10 kwietnia 2010.
Czyli szef KPRM dostał wyrok za to, że w ogóle dopuścił do tego, że lot prezydenta Kaczyńskiego (o wykorzystanie samolotu wnosiła Kancelaria Prezydenta) do Smoleńska się odbył. Zresztą dopuścił również do lotu Tuska trzy dni wcześniej, a też nie powinien, bo na lotnisku w Smoleńsku lądowanie samolotów o statusie HEAD nie było dopuszczalne.
Jak mówił sędzia, Arabski "spowodował rzeczywiste niebezpieczeństwo powstania szkody dla interesu publicznego i interesu prywatnego poprzez stworzenie zagrożenia dla bezpiecznego wykorzystania wojskowego transportu lotniczego przez prezydenta RP i osoby korzystające z tego transportu". Ale nie spowodował samej katastrofy.
To wszystko sprawia, że wyrok - oczywiście nie dla samych zainteresowanych, ale w wymiarze politycznym - jest czysto symboliczny. Sam Arabski jako figura polityczna nie znaczy dziś nic. Nawet nie można grzmieć o tym wyroku zbyt długo w sprzyjających mediach i na partyjnych konwektylach. Reakcja PiS na wyrok jest raczej stonowana. "Uznanie winy Arabskiego naszym zdaniem jest słuszne. Według nas jest to jednak wyrok zaledwie symboliczny wobec rozmiaru szkód, jakie poczyniło jego działanie" - skwitowała rzeczniczka PiS Anita Czerwińska.
Za "symboliczny" wyrok uznał również wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Ale tu kłania się drugie znaczenie słowa "symboliczny". Nie chodzi o to, że niski, łagodny, taki, jakby go w ogóle nie było. "Symboliczny", bo oto polityk PO poniósł odpowiedzialność za tragedię, która dotknęła obóz PiS.
Skazany były szef KPRM – chcąc nie chcąc – reprezentuje wszystkich tych, których PiS z prezesem na czele obwinia politycznie i moralnie o tragedię – czyli cały obóz PO z Donaldem Tuskiem na czele. "Tusk w sensie moralnym odpowiada za Smoleńsk w stu procentach" – mówił w 2016 r. w wywiadzie dla "Do Rzeczy" Jarosław Kaczyński, dodając, że jego największy rywal ponosi w jego opinii winę za wiele innych rzeczy ("nikt nie rozwalił Polski tak jak on") i ma nadzieję, że Tusk "poniesie odpowiedzialność za to, co zrobił".
Tylko jakoś przez dziewięć lat, w tym cztery własnych niepodzielnych rządów Polską, jakoś nie udało mu się znaleźć na swojego największego wroga żadnego "haka".