Koziński: Donald Tusk radykalny. Ostre metafory jako metoda odbudowania sondaży PO. Skuteczna? [OPINIA]
Donald Tusk przemawiał jakby był na wiecu Komitetu Obrony Demokracji. Poniekąd to zrozumiałe - musi najpierw przekonać przekonanych. Ale na realną walkę z PiS to zdecydowanie za mało.
To było najostrzejsze przemówienie Donalda Tuska w jego politycznej karierze. Starał się rozładowywać je typowymi dla siebie żartami, ale to były tylko krótkie przerywniki. Generalnie był bardzo na serio. Nie brał jeńców. Atakował PiS tak mocno, że chwilami można było się zastanawiać, czy nie należy tego nazwać próbą odhumanizowania politycznych przeciwników.
Ale jego przemówieniu jednego odmówić nie można: wyraźnie widać, że Tusk ma pomysł. Na siebie, na Platformę, na to, jak walczyć w wyborach. Co chce osiągnąć?
Zasada 3D
Tusk w czasie swego - zwięzłego, ale bardzo dynamicznego - wystąpienia sposób rządzenia PiS określił regułą 3D: dług, daniny, drożyzna. Trzymając się tej terminologii, jego pomysł na Platformę też można opisać regułą 3D. Tworzą je słowa: determinacja, duopol, dramaturgia. One wszystkie układają się w plan na Platformę byłego premiera.
Determinacja. Tusk na wstępie swego wystąpienia wyraźnie zwrócił uwagę na zjawisko, które według niego jest kluczowe w ostatnich sukcesach PiS: brak wiary w pokonanie partii Kaczyńskiego po stronie opozycji. Ten wątek powracał w jego wystąpieniu wiele razy. Nowy lider PO mówił wprost, że w jego oczach z Platformy uszła energia, że partia przestała widzieć sens swego istnienia. Naśmiewał się z PiS, nazywając Kaczyńskiego "parodią dyktatora", wskazując, że opozycja przegrywa nie z powodu siły rywali, tylko z powodu własnych słabości.
Jego słowa w oczywisty sposób Borys Budka mógł odebrać jako krytykę jego pracy w roli szefa PO, ale akurat na nie musiał być przygotowany. A Tusk musiał je wygłosić. Z dwóch powodów. Po pierwsze, musiał wyjaśnić, dlaczego w tak ekstraordynaryjnym trybie przejmuje stery w partii. Po drugie, bo musiał wysłać impuls do członków PO i jej żelaznego elektoratu: jeszcze nie wszystko stracone, jeszcze walczymy.
Po ostatniej zapaści sondażowej Platformy wcale to nie było takie oczywiste. Były premier uznał, że musi wykazać skrajną determinację, by obudzić po raz kolejny nadzieję w to, że jeszcze jest szansa. Stąd tak wyrazisty charakter jego wystąpienia.
Duopol. Kolejny leitmotiv przemówienia Tuska, powracający w kolejnych częściach jego przemówienia: ostre, radykalnie jednoznaczne uderzenie w PiS. Były premier drwił z Kaczyńskiego ("jak ktoś butów nie umie zawiązać"), ale przede wszystkim przez kilka minut mówił o PiS jako o złu. W pewnym momencie te słowa - PiS i zło - stały się dla niego synonimami. Czuć w tym silny element odhumanizowania politycznych rywali.
Politycznie łatwo to wyjaśnić. Tusk chce wyraźnie wrócić do tego, co dało mu największe polityczne sukcesy: polaryzacji, która swego czasu doprowadziła do utworzenia w polskiej polityce duopolu. Po 2005 r. były tylko PO i PiS, inne partie przestały się liczyć. Dopiero po wyborach 2019 r. zaczęły większą rolę odgrywać inne partyjne szyldy, przede wszystkim objawił się ruch Szymona Hołowni, który zaczął zabierać tlen PO. Widać, że Tusk chce odzyskać to, co stracił na rzecz Polski 2050. Stąd pomył na powrót do ostrej polaryzacji, która ma odbudować stary duopol, a innych, mniejszych zepchnąć na nieistotne politycznie miejsca.
Dramaturgia. Trzeci element strategii Tuska. Jego przemówienie było zbudowane zgodnie ze wszystkimi wytycznymi politycznych mów. To nie był Tusk, który w 2019 r. wygłosił w Auditorium Maximum mowę pełną nawiązań filozoficznych, pokazującą, jak były premier umiejętnie surfuje na kolejnych falach mód intelektualnych. Tym razem mówił krótko, ostro i na temat - a tym tempem i wyrazistością budował dramaturgię.
I taka pewnie też będzie jego strategia w roli szefa PO. Pierwsze przemówienie Tuska w roli przewodniczącego sugeruje, że chce on zastosować tę samą metodą - choć pewnie poddaną modyfikacjom - która dała mu zwycięstwo wyborcze w 2007 r. Nie jest ona może bardzo wyszukana, ale może być skuteczna. Chodzi o wykorzystanie duopolu w praktyce. Bo polaryzacja polityczna to tylko narzędzie, za pomocą którego Tusk będzie budował dramaturgię. Ciągłe ataki na PiS, przeprowadzane wszelkimi możliwymi metodami, z każdej dostępnej płaszczyzny, we wszystkich dostępnych obszarach, mają się przełożyć na spektakl kampanijny PO w najbliższych wyborach. A przynajmniej teraz wygląda, że taki jest plan.
O ile procent walczy Tusk
Co ten plan pozwoli osiągnąć? Wydaje się, że Tusk przyjął wersję minimalistyczną. Przekonywał przekonanych. To dlatego przyjął tak ostry sposób mówienia, dlatego utrzymał je w konwencji wieców Komitetu Obrony Demokracji. Mówił w ten sposób, bo wbrew pozorom PO nawet tych wyborców nie mogła być pewna.
Widać było wyraźnie (choćby po konsekwentnie słabnących sondażach), że nawet żelazny elektorat Platformy zaczyna powoli wątpić w jej sprawczość i że coraz łaskawiej zerka w stronę Hołowni (najczęściej) lub Lewicy (w mniejszej skali). Tak naprawdę takiej sytuacji Tusk nie akceptuje. Stąd ta determinacja w jego słowach - uznał, że musi wysłać mocny sygnał do tych wątpiących. Radykalnym językiem anty-PiS-owskim uznał, że jasno wskazuje wspólny mianownik łączący opozycję - a siebie wskazał jako lidera takiego ruchu.
W 2007 r. i w 2011 r. ten sposób działania dał efekt. Jak będzie teraz? Wiadomo, że elektorat czekający przede wszystkim na hasła anty-PiS-u jest dość silny. Jeśli Tusk stanie się jego niekwestionowanym przywódcą (a trudno przypuszczać, by stało się inaczej), to poparcie dla Platformy od razu wróci na pułap powyżej 20 proc.
Dużo. Tyle w zupełności wystarczy, by utrzymać Platformę na pozycji lidera opozycji, największej partii po stronie przeciwników PiS-u. Ale czy to wystarczy, by PiS stracił władzę? Tu jest największy znak zapytania. Bo Tusk swoim wystąpieniem pokazał jeszcze jedno: że się nie zmienił. Jak w 2007 r. był liderem jednoznacznego anty-PiS-u, tak jest nim w roku 2021. Jedyne co się zmienia to język - teraz opisuje PiS dużo ostrzejszymi, bardziej radykalnymi, nieprzejednanymi słowami. Ale pomysł polityczny jest ten sam.
Tylko polityka jest inna. I na wyborców prosty anty-PiS-u już nie działa tak skutecznie. I w przestrzeni politycznej pojawiły się nowe tematy, które przynajmniej częściowo przebudowują scenę polityczną - choćby kwestie związane z Polakami jako narodem i jego suwerennością (na tym tle PiS konkuruje z Konfederacją) czy sprawy społeczne, budowanie państwa dobrobytu (tutaj PiS rywalizuje z Lewicą, próbuje w to się włączyć Szymon Hołownia, vide jego propozycja płacy gwarantowanej).
W tych miejscach Platforma nie ma nic do powiedzenia. Jedyne kwestie poza anty-PiS-u, które je zajmują, to zmiany klimatyczne - innych tematów u Tuska nie było. To na pewno wystarczy, by po raz kolejny skupić wokół PO jej wierny elektorat, odzyskać poparcie na poziomie 20 proc. A czy wystarczy na coś więcej? Wydaje się, że nie. Chyba że Tusk po raz kolejny czymś zaskoczy.
Zobacz też: "Zejdziemy poniżej 10 proc.". Senator PO Bogdan Zdrojewski bije na alarm