Czeka nas ostra wojna o Warszawę. Trzaskowski i Jaki mają wielki arsenał do wzajemnych ataków
Tuż po ogłoszeniu kandydatury Rafała Trzaskowskiego Patryk Jaki i jego zwolennicy zalali internet dziesiątkami grafik i komentarzy. Stanisław Karczewski milczał przez cały dzień. To oznacza, że albo poddał walkę o nominację, albo PiS powinno poddać jego. Jeśli więc Rafał Trzaskowski będzie musiał mierzyć się z politykiem z Opola, czeka nas brutalna kampania. I wydaje się, że do stawania w szranki z tak bezwzględnym przeciwnikiem, jakim jest Patryk Jaki, najlepiej z obozu PO nadaje się właśnie Trzaskowski.
Rafał Trzaskowski, nominowany przez PO do startu w wyborach na prezydenta Warszawy, będzie zapewne mierzył się z Patrykiem Jakim. To ostry zawodnik, który nie będzie wstrzymywał ręki przy ciosach. Ale Trzaskowski nie będzie pozostawał dłużny i nie tylko będzie się bronił, ale też sam spróbuje zaatakować konkurenta z PiS. Pokazał to już kilka chwil po nominacji, kiedy sprawnie sparował jeden z ciosów szefa komisji reprywatyzacyjnej.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trzaskowski pokazał, że potrafi robić ciekawe kampanie wyborcze. W poprzednim cyklu wyborczym to był problem PO, który walnie przyczynił się do przegranej Bronisława Komorowskiego. Trzaskowski w 2015 roku został rzucony na skrajnie niekorzystny dla PiS odcinek, czyli Kraków: nie dość, że bastion Zbigniewa Ziobry, to jeszcze on sam jest warszawiakiem (choć z krakowskimi korzeniami). Dlatego zaangażował m.in. Michała Rusinka, by uwiarygodnić się w oczach krakusów. A przede wszystkim w ich uszach, bo pobierał o literata nauki krakowskiej gwary.
To zresztą też będzie jeden z zarzutów wobec polityka PO: w tej kadencji jest posłem z Krakowa. Ale podnoszenie przez PiS tego tematu to broń obosieczna, bo Trzaskowski chociaż urodził się w stolicy, czym jego konkurent Patryk Jaki nie może się pochwalić. Zresztą on też nie jest posłem z Warszawy - w 2015 roku, podobnie jak w poprzednich wyborach, startował z rodzinnego Opola.
Kampania pod znakiem reprywatyzacji
Jednak główną osią sporu będzie reprywatyzacja, ze wszystkich sił nagłaśniana przez PiS i kontrolowane przez partię media. Winę za nieprawidłowości przypisuje się Hannie Gronkiewicz-Waltz. Dlatego ewentualne rządy Trzaskowskiego PiS będzie próbowało przedstawić jako kontynuację rządów ustępującej prezydent, pada nawet określenie "4. kadencja HGW". Stawianie takich zarzutów ułatwia zaangażowanie Trzaskowskiego w kampanię reelekcyjną Gronkiewicz-Waltz w 2010 roku.
Ale to też może być atut. Dzięki pracy w sztabie Gronkiewicz-Waltz lepiej poznał środowiska samorządowe w stolicy. Już teraz zapowiada poważny i merytoryczny dialog z miejskimi aktywistami. Poza tym dla części wyborców 12 lat rządów PO w Warszawie to okres pozytywnych zmian, więc "sklejenie" Trzaskowskiego z Gronkiewicz-Waltz tylko mu pomoże.
Tylko dwaj się liczą
Łatwo też przewidzieć jakie zarzuty będą kierować politycy PO wobec Patryka Jakiego. Wiadomo już, że nie będą mu wytykać stania pod blokiem, ale nieraz wspomną ostry język i wypowiedzi, z których polityk Solidarnej Polski musiał się później tłumaczyć. Poza tym politycy PO już teraz wypominają przewodniczącemu komisji weryfikacyjnej, że wstrzymał się, gdy głosowano nad tzw. małą ustawą reprywatyzacyjną, która m.in. uniemożliwiała przejmowanie nieruchomości przez kuratorów.
Obie strony mają więc w arsenale potężną broń, choć każde jej użycie wiąże się z dużą groźbą kontrataku. To zła wiadomość nie tylko dla sztabów, które będą musiały bardzo rozważnie wyprowadzać ciosy, ale też dla pozostałych kandydatów. Przy tak spolaryzowanej scenie politycznej liczyć się będą dwaj główni kandydaci. Czeka nas ostry pojedynek, bo Warszawa to trampolina do najwyższych urzędów w państwie.