Bitwa pod Kiesią - zapomniane zwycięstwo husarii
Bitwa stoczona w 1601 r. w Inflantach udowodniła, że zachodnioeuropejska wojskowość zdecydowanie ustępuje polskiej. Pod Kiesią 700 zaskoczonych przez Szwedów rycerzy Rzeczypospolitej zmasakrowało trzytysięczne wojsko przeciwnika - pisze dr Radosław Sikora w artykule dla WP.
W roku 1592 zmarł Jan III Waza, król Szwedów. Jako że Królestwo Szwedzkie było monarchią dziedziczną, po śmierci ojca na tronie zasiadł jego syn Zygmunt III Waza. Koronacja miała miejsce w Uppsali, w 1594 roku. Zygmunt III Waza w owym czasie był już (od 1587 roku) obranym przez stany Rzeczypospolitej królem Polski i wielkim księciem Litwy. Jednak unia personalna nie na długo połączyła oba królestwa. W wyniku intryg stryja Karola, księcia Sudermanii, szwedzki parlament (riksdag), w roku 1599 pozbawił Zygmunta III tronu. Było to działanie nielegalne, gdyż w dziedzicznym królestwie parlament nie posiadał takich uprawnień. Nic więc dziwnego, że musiało się to spotkać z reakcją polskiego króla.
Widząc oziębłość swych polskich i litewskich poddanych, którzy prawa do korony szwedzkiej w dużej mierze traktowali jako prywatną sprawę swojego monarchy, Zygmunt III postanowił sprowokować oba państwa do wojny. W 1600 roku uczynił to, czego od kilkunastu już lat oczekiwali Polacy i Litwini. Przekazał szwedzką Estonię Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ten krok faktycznie doprowadził do wojny, przy czym pierwsze do ofensywy przystąpiło Królestwo Szwedzkie, uderzając na polsko-litewskie Inflanty. Bitwa pod Kiesią (dzisiaj łotewskie Cēsis; na przełomie XVI i XVII w. funkcjonowało także pod niemiecką nazwą Wenden), do której doszło 7 stycznia 1601 roku, była jednym z pierwszych poważniejszych starć tej wojny. Udowodniła olbrzymią przewagę jakościową żołnierzy litewsko-polskich nad szwedzkimi. W niej to właśnie około 700 zaskoczonych przez Szwedów rycerzy Rzeczypospolitej zmasakrowało około trzytysięczne wojsko przeciwnika.
Relacja Reinholda Heidensteina
Pruski kronikarz Reinhold Heidenstein, który był jednocześnie sekretarzem króla polskiego Stefana Batorego, a później Zygmunta III Wazy, sporządził najbardziej szczegółowy opis bitwy. Uzupełniony o inne źródła, stał się dla historyków podstawą do rekonstrukcji przebiegu zdarzeń. Heidenstein zaczął swą narrację następująco:
"Dembiński spiesznie do Wenden [Kiesi], głównego miasta Inflant pociągnął, chcąc mu przyjść na pomoc i Szwedów stamtąd odpędzić. [...] Ognie obozowe wyraźnie świadczyły, że nieprzyjaciel nadciągał, ale Dembiński żadnemu z tych doniesień nie uwierzył i wojsko między mury cofnął."
I faktycznie wojewoda parnawski Maciej Dembiński, który sprawował ogólne dowództwo nad siłami litewsko-polskimi, został zaskoczony przybyciem przeciwnika. Szwedami, którzy przyciągnęli aż kilkanaście dział, dowodził Hans Bengtsson. Heidenstein kontynuował:
Zamek w Kiesi (Cēsis) fot. Radosław Sikora
"Ludwik Wejher [na czele swoich husarzy] pierwszy z miasta wypadł, z nim Łukasz Ligowski namiestnik chorągwi [prawdopodobnie husarskiej] Dorohostajskiego, którą marszałek własnym kosztem wystawił i do Wendy posłał. Zatrzymali oni nieprzyjaciela i cofnęli go trochę od miasta. Pod Wejherem dwa konie ubito, wsiadł na trzeciego i walkę odnowił. Ligowski także konia stracił, ale sam kulą ugodzony, niedługo potem w Rydze umarł z tej rany. Litwinów dwóch tylko zginęło, Szwedów 20. Ale Szwedzi spostrzegli się prędko, że niewielu było naszych i silniej nacierać poczęli; strzelano z armat, bitwa szła bez ładu, z miasta posiłki ciągle naszym nadchodziły. [...] Kiedy takim sposobem porządek przywrócony został, Wojna [z husarzami] wpadł na lewe skrzydło szwedzkie, a Tyszkiewicz [z husarzami] na armatę i piechotę, Rudomina [z husarzami] i inni na środkowe szyki. Szwedzi niedługo tył podali, nasi pędzili ich aż do [skutej lodem] rzeki Gawii; kto od żelaza nie zginął, w rzece śmierć znalazł, bo była bystra i głęboka [a lód
się na niej załamał]."
Niestety Heidenstein nie ustrzegł się błędów podając straty obu stron. Historycy wykazali mu szereg nieścisłości. Wskazywał, że z 7 tys. Szwedów przeżyło 300, co jest przesadą. Szacuje się, że w bitwie walczyły 3 tys. Szwedów, a zginęło ich 2 tys. Podaje też, że po stronie polsko-litewskiej zginęło 10 osób, a 60 kolejnych zostało rannych. W Rzeczywistości zabitych i rannych było w sumie 64.
Husarze
Z powyższego opisu bitwy wnioskować można, że decydującą rolę odegrała w niej husaria. Potwierdza to rejestr 13 sztandarów zdobytych na wojskach szwedzkich. Z całą pewnością 10 z nich zdobyli husarze. Kolejne dwa przypadły żołnierzom porucznika Łukasza Ligowskiego, którzy prawdopodobnie również byli husarzami. I choć w Kiesi oprócz nich znajdowała się także lekka jazda (tak zwana kozacka) oraz piechota (Hornowskiego oraz Zawadzkiego), to bez dwóch zdań zwycięstwo nad Szwedami należy przypisać obecności husarii. Jak w owych czasach wyglądała?
W roku 1604 charakterystykę wojska polskiego, w tym i rzecz jasna husarii, sporządził Claudio Rangoni (polecamy również artykuł opisujący uzbrojenie i taktykę husarii ). Ten zapomniany, a bardzo ciekawy opis, jest najbliższy chronologicznie bitwie pod Kiesią. Dlatego warto przytoczyć jego fragmenty:
"Husarze po największej części są szlachtą polską. Na grzbiecie noszą zbroję nie z jednej sztuki, jak są zrobione zbroje włoskie, ale z większej liczby sztuk złożoną, aby móc się łatwiej poruszać. Na głowie mają szyszak, który chociaż nie zakrywa twarzy, ma przecież pewną blachę żelazną na trzy palce szeroką, [...] z tyłu zaś jest u szyszaka daszek nad karkiem z łusek żelaznych. Mają nadto kopię, miecz długi i drugi krótki, który w swym języku nazywają pałaszem, tudzież dwa arkebuzy. Ręce okrywają karaceną lub zbroją, która się zgina w łokciu dla dogodności, pięści zaś rękawicą żelazną, używają bowiem toporka, berdysza [raczej czekanu] i buzdyganu, które nie mają gardy. Noszą na barkach skóry lamparcie, które ich czynią okazałymi, a nieprzyjaciołom strasznymi. Pod sobą mają po większej części konie tureckie. Broń w ogóle jest ozdabiana złotem i srebrem, stąd dla tej ozdobności żołnierze polscy mogliby się nazywać argiraspidi [srebrne tarcze], na wzór żołnierzy Aleksandra Wielkiego."
Tacy to husarze, po części w zbrojach, po części bez nich (ale osłaniający się wówczas tarczami), okryci skórami, przypinający sobie i swym rumakom ptasie skrzydła, z główną swą bronią, czyli kopiami, pobili Szwedów pod Kiesią. I nie tylko tam, ale w wielu kolejnych bitwach, które stoczono w Inflantach na początku XVII w. rycerstwo polskie udowodniło wówczas, że zachodnioeuropejska wojskowość zdecydowanie ustępuje rodzimej.
dr Radosław Sikora dla Wirtualnej Polski