Artur Ceyrowski: Przyjdzie Kaczyński i nas zje, czyli wszystkie strachy Szczerka
- Wygrana Kaczyńskiego wymarzonym prezentem dla Putina? W czasie rządów PiS grozi nam nachalna katolicyzacja życia publicznego? Wolne żarty. Polskie media (a szerzej: elity) są już tak oderwane od rzeczywistości, że jedyne, co zauważają, to swoje wyobrażenia i lęki - pisze Artur Ceyrowski w tekście dla Wirtualnej Polski. Publicysta tygodnika "ABC" polemizuje z głośnym felietonem Ziemowita Szczerka dla WP - "Putinowi nie mogło trafić się nic lepszego niż wygrana Kaczyńskiego i PiS".
- Wygrana Kaczyńskiego wymarzonym prezentem dla Putina? W czasie rządów PiS grozi nam nachalna katolicyzacja życia publicznego? Wolne żarty. Polskie media (a szerzej: elity) są już tak oderwane od rzeczywistości, że jedyne, co zauważają, to swoje wyobrażenia i lęki - pisze Artur Ceyrowski w tekście dla Wirtualnej Polski. Publicysta tygodnika "ABC" polemizuje z głośnym felietonem Ziemowita Szczerka dla WP ("Putinowi nie mogło trafić się nic lepszego niż wygrana Kaczyńskiego i PiS").
Ziemowit Szczerek, niezwykle utalentowany, znany i lubiany pisarz młodego pokolenia, laureat Paszportu „Polityki”, autor m. in znakomitego reportażu "Przyjdzie Mordor i nas zje", popełnił felieton dla Wirtualnej Polski, w którym to – jakże oryginalnie – straszy PiS-em i Jarosławem Kaczyńskim.
Tekst Szczerka jest, niestety, typowym przykładem odrealnienia współczesnych publicystów (czy szerzej: elit), którzy widzą polską rzeczywistość zniekształconą przez cały konglomerat swoich wyobrażeń i lęków. Bardzo często wnioskują indukcyjnie i dostrzegając pewien mało istotny szczegół dochodzą do ogólnych wniosków o zasięgu globalnym. To oczywiście, w przeważającej większości, świetnie wykształceni ludzie. Zdają sobie sprawę, że z faktu, iż jeden wróbel jest szary nie wynika i nigdy wynikać nie będzie, że cała populacja wróbli również jest szara. Mimo to brną w swoje fantasmagorie i nieustannie multiplikują narracje strachu.
Kaczyński lub któryś z jego ludzi wspomni coś o Kościele? "Olaboga, czeka nas państwo wyznaniowe!" – podnoszą lament. Ktoś zauważy, że Niemcom i Rosji nie jest na rękę świadoma polityka wschodnia prowadzona przez Polskę? "Prowokują do wojny!" – krzyczą. Ich lęk przed tym, co - w ich mniemaniu - uosabia Kaczyński, jest tak silny, że każdy, najmniejszy nawet, detal zachowania prezesa Prawa i Sprawiedliwości (lub kogoś z jego otoczenia) urasta do rangi ogromnego, przytłaczającego czynnika historiotwórczego. Dlatego przestali już nawet odmawiać Kaczyńskiemu inteligencji. Niemal zgodnie przyznają, że to przeciwnik z najwyższej półki, świetnie wykształcony erudyta, wizjoner i na skalę polską – polityczny geniusz. Pech Kaczyńskiego, zdaniem obozu zlęknionych wykształciuchów, polega na czym innym. Przede wszystkim na nadmiernym idealizmie i braku zrozumienia wielkich, historycznych procesów zachodzących w Europie i na świecie. Oni – tj. obóz prawdy i rozumu – widzą wszystko, jak na dłoni, natomiast Kaczyński –
cytując Szczerka – „absolutnie nie rozumie obecnego świata i czasów, w jakich przyszło mu żyć (i, niestety, działać)”.
Co nam grozi w obecnej – pisowskiej – rzeczywistości? Przede wszystkim „nachalna katolicyzacja życia publicznego”, choć – na szczęście – bez „groteskowej ojcorydzykowej inkwizycji”. Czyli, mówiąc krótko, politycy rządzący Polską będą się od teraz w swoich decyzjach kierowali wartościami, które dla przeważającej większości naszych rodaków stanowią, jeśli nie podstawę moralności, to na pewno bardzo ważny punkt odniesienia. I teraz ci wstrętni pisowcy mogą, o zgrozo, czerpać swoje wzorce i ideały wprost z Dekalogu i, jakże źle brzmi dzisiaj to słowo w mediach, Pisma Świętego. Mogą, ci rządzący Polską szaleńcy, powoływać się w swych decyzjach na wiarę i Słowo Boże. Trudno jest Szczerkowi wyobrazić sobie coś gorszego, bo swoją litanię rzekomych zagrożeń wynikających z władzy Prawa i Sprawiedliwości zaczyna właśnie od lęku przed krzyżem.
Szczerek dołącza do chóru ludzi przerażonych wizją polityków kierujących się w swoim życiu słowami Jezusa Chrystusa. Antyreligijna, laicka zajadłość tak bardzo zaciemniła ich pole widzenia, że w samym wyzwaniu do kierowania się w życiu wartościami ważnymi dla chrześcijan widzą pierwszy krok do samozagłady ich świata. Nie zmienia tego w żadnym stopniu to, że najważniejsze przykazanie, którym kierują się wyznawcy Jezusa, to przecież przykazanie miłości. Biegunowo odmienne od tego, co próbują w religii dostrzec pozbawieni umiejętności jasnego patrzenia na rzeczywistość. To zaś, że ludzie wywodzący pojęcia prawdy, dobra i piękna z nauki Chrystusa potrafią zbłądzić, nie jest oczywiście – wbrew temu, co chcieliby nam wmówić przeciwnicy Kościoła – ciosem trafiającym w naukę Jezusa. To tylko znak małości człowieka. Charakterystyczna przypadłość całego gatunku.
Kolejny lęk Szczerka to osłabienie pozycji Polski w UE i NATO. Tu, co ciekawe, autor felietonu w ogóle nie tłumaczy, na czym polegać miałoby osłabienie naszej (rzekomo silnej) pozycji w strukturach europejskich i w NATO. Co najmniej od czasów Petroniusza wiadomo, że nic wielkich nie boli tak, jak szyderstwo z rzekomych talentów. Dlatego Szczerek wzorem antycznego arbitra elegancji pisze o Kaczyńskim niczym jego literacki pierwowzór do Nerona: - Przyjmujemy bowiem strategię histerycznego wrzaskuna dającego się prowokować równie łatwo, co pijany dresiarz na dyskotece, od którego każdy, kto nie szuka niepotrzebnej zwady, odsuwa się jak najdalej.
To tyle, jeśli idzie o dowodzenie naszej rzekomej słabości w UE i w NATO. Nic się, drogi czytelniku, nie wyjaśniło? Nieważne. Szczerek był zabawny. Zebrał dwieście czterdzieści osiem tysięcy lajków i czuje się bohaterem. I nie ma znaczenia, że nie walczył przecież z postacią i jej poglądami, tylko – co najwyżej – z jej medialnym odbiorem. Z jej zniekształconym obrazem, który musisz koniecznie przyjmować za pewnik. Masz wierzyć, że jest tak, jak mówi telewizja – w końcu po to ją wymyślono.
Z tekstu Szczerka wynika, że Polska nie powinna za bardzo się wychylać w swoje polityce. Nie oszukujmy się, mówi między wierszami pisarz, na lidera regionu i tak nikt nas przecież nie wybierze. Nikt nie chce, żebyśmy byli gospodarzem klasy. Przy odrobinie szczęścia możemy, co najwyżej, być wykonawcą cudzych idei i pomysłów. Nigdy nie będziemy drogowskazem dla innych. Co ciekawe, tak skonstruowana była dyplomacja przez osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej. Co jeszcze ciekawsze, dzięki tak rozumianej polityce zagranicznej przestaliśmy praktycznie rozmawiać z Ukrainą, Białorusią, Litwą, Łotwą, Estonią i z innymi partnerami po naszej wschodniej stronie.
Przestaliśmy, bo nie było pomysłu na to, jak i o czym rozmawiać. Zwłaszcza zaś nie wiedzieliśmy tego, jak robić to niezależnie od Brukseli, która dba głównie o to, by nie drażnić Rosji. Lęk przed prowadzeniem odpowiedniej polityki wschodniej jest bardzo charakterystyczny dla całej ekipy Platformy Obywatelskiej. W najmocniejszym stopniu tę politykę kreuje przekonanie, że nieumiejętna i zbyt nachalna forma narracji akcentującej problemy mniejszości polskiej może pogorszyć bilateralne relacje. Dlatego nie podnoszono problemów mniejszości polskiej za granicą, bo obawiano się, że skorzystać może na tym Rosja, która umiejętnie podsyci antypolskie resentymenty na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Nie pojawił się żaden pomysł na wyjście z impasu.
Tymczasem sytuacja naszych mniejszości po ośmiu latach rządów Platformy jest tragiczna. W większości państw za naszą wschodnią granicą polskie media nie istnieją lub są bardzo słabe. Nauczanie języka polskiego jest olbrzymim problemem. Nie istnieją żądne systemy pomocowe, nie ściąga się repatriantów i nie inwestuje się pieniędzy w to, żeby pomagać im na miejscu. Rząd ochoczo deklarował, że przyjmie uchodźców z Syrii i Erytrei i jednocześnie przez lata nie robił nic, by spłacić moralne zobowiązanie zaciągnięte przez nasze państwo wobec repatriantów. Nie pomagał tym, którzy trafili za wschodnią granicę nie z własnej woli, ale są po prostu ofiarami stalinowskich zsyłek. Nie było politycznej woli, żeby tym ludziom pomóc. Dziś łatwo jest Szczerkowi szydzić z „wrzaskuna”, którym możemy się stać, ale czemu jego głos nie brzmiał równie donośnie, kiedy zamiast hipotetycznego „wrzaskuna” mieliśmy prawdziwą „tchórzofretkę”, która przez osiem lat nie robiła absolutnie nic?
Kolejna obserwacja Szczerka to rzekome podobieństwo PiS-u do… Rosji Putina. Tu i tu mamy, zdaniem pisarza, rodowód zamordystyczny i antydemokratyczny. I oczywiście nie mógłby Szczerek, jako piewca postnowoczesności, zapomnieć o największych przewinach Kaczyńskiego: „PiS tchnie homofobią, jest partią propagującą buracki, krzepki i trzymający społeczeństwo za pysk tradycjonalizm (…) w bezpośrednim otoczeniu prezesa pojawiały się głosy zachwytu nad konstrukcją patriotyzmu panującego w obecnej Rosji – a jest on przecież histeryczny, wykluczający, tępy, typu „maszeruj albo zgiń”.
Wszystko to, co pisze Szczerek jest jeszcze wymieszane z żartami z Orbana, Fico, Korwin-Mikkego i z całej wschodniej, słowiańskiej dezynwoltury, z której pisarz ostro kpi w każdej swojej książce. Koniec końców okazuje się, że Kaczyński jest Rosji na rękę, bo jego ludzie to partia histeryków, którzy będą się dawali prowokować przy każdej możliwej okazji. I to wszystko, co masz myśleć, czytelniku. Masz się bać. Bo to strach jest najsilniejszym motorem napędowym większości Twoich wyborów. To strach determinuje Twoją przyszłość. I ten strach Szczerek et consortes będą w Tobie umiejętnie podsycać.
Nie ma znaczenia to, że skompromitowana Angela Merkel, w wyniku buntu wyborców i groźby koalicyjnego partnera CSU, który zapowiedział wycofanie ministrów z rządu, zaczyna odchodzić od własnej polityki imigracyjnej, którą my ochoczo wdrażaliśmy. Nie ma znaczenia to, że Charles Crawford, były ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce, napisał dla „The Daily Telegraph”, że PiS jest partią, której kluczowym elementem programu jest „silna Polska, na którą składają się rozbudowane i uczciwe instytucje publiczne”.
Znaczenie ma tylko i wyłącznie zdanie Szczerka. Kluczowy jest strach przed tym, co PiS może zepsuć. Ten strach jest odbiciem własnych lęków ekipy wykształciuchów. Koniec końców nie liczy się przecież fakt zupełnego odrealnienia elit poprzedniej ekipy. Nie ma znaczenia zupełna ignorancja władzy dla potrzeb przeciętnego człowieka. Nie liczy się arogancja tych, którzy mówią ci, że jesteśmy „zieloną wyspą”. Nie ma znaczenia to, że były minister spraw zagranicznych pisze, że jedzenie ośmiorniczek i drogich kolacji jest częścią jego obowiązków służbowych. Nie mają znaczenia dziesiątki afer. Nie jest istotny zupełny brak funkcji kontrolnej mediów publicznych.
Jedyne co ma znaczenie to suma wszystkich strachów Szczerka. Dlatego bój się, drogi czytelniku. Bo przyjdzie Kaczyński i nas zje.
Artur Ceyrowski dla Wirtualnej Polski
Artur Ceyrowski - filozof z wykształcenia, nauczyciel z zawodu. Były długoletni pracownik Wirtualnej Polski. Publikuje m.in. w „Tygodniku ABC” i w „Czasie Stefczyka”. Aktualnie współpracuje m. in. z wydawnictwem Fratria.