Wybory prezydenckie. Feluś: "Rafał Trzaskowski może namieszać. Jeśli poradzi sobie z własną partią" [OPINIA]
Dobrze wypadł Rafał Trzaskowski na pierwszej konferencji prasowej, na której wystąpił jako polityk, który chce odbić pałac prezydencki z rąk Andrzeja Dudy. Bo gadane to kandydat Trzaskowski ma, trzeba mu przyznać. Jeśli jeszcze poradzi sobie z przeciwnikami politycznymi, to może sporo namieszać w kampanii. Oczywiście, pisząc o przeciwnikach, mam na myśli jego partyjnych towarzyszy.
Platforma Obywatelska uwielbia sama sobie robić pod górę. Widać to było choćby kilka miesięcy temu, gdy partia decydowała, kto stanie do boju o prezydenturę. Pod płaszczykiem prawyborów szedł regularny bój frakcji, które chciały przepchnąć swojego człowieka.
Jedni się trzymali Schetyny, inni oglądali na Tuska. Ostatecznie padło na Małgorzatę Kidawę-Błońską. Po kilku miesiącach kampanii to ona padła, w mało zresztą przyjemnych dla niej okolicznościach. "Przyjaciele" z partii oficjalnie powtarzali jak nakręceni, że ich kandydatem jest pani Kidawa-Błońska, a nieoficjalnie robili wszystko, by jej wybić z głowy kandydowanie. Jak już to zrobili, to znów ruszyli z peanami na jej cześć. Zachwytom nie było końca. Aż się rodzi pytanie: to po co wyście ją wypchnęli za burtę skoro jest tak dobra?!
Zobacz też: Wybory 2020. Jacek Żakowski: Rafał Trzaskowski jest miękki
Wybory prezydenckie. Rafał Trzaskowski vs Radek Sikorski
Równolegle z wypychaniem Małgorzaty Kidawy-Błońskiej partia szukała jej następcy w roli kandydata. I znowu zawrzało. Rafał Trzaskowski powiedział "tak". Ale od czego Platforma ma Radosława Sikorskiego? Ten od razu wystartował z prostym komunikatem w stylu: "Ja! Ja! Mnie wybierzcie. Jestem najlepszy!".
Stanęło na Trzaskowskim, a Sikorski stanął w drugim rzędzie na konferencji, podczas której ogłoszono, kto będzie kandydatem największej partii opozycyjnej. Dostał głos, ale sposób, w jaki wykorzystał swój czas przed mikrofonem udowodnił, że czuje się głęboko urażony, że to nie on będzie walczył z Dudą. Z rękami założonymi z tyłu rzucił, że "Rafał wygra to i będzie dobrym prezydentem", ale postawa i chłód płynący z jego ust jakoś mnie nie przekonały, że to było szczere.
I taka jest właśnie PO w tym momencie. Chociaż staje przed dużą szansą, żeby na nowo i mocno wejść do gry, to jednak nie potrafi pokazać, że przynajmniej próbuje udawać zgraną paczkę.
Wybory prezydenckie. "Wybory wygrywa się w Końskich"
A lekko Trzaskowski nie będzie miał. Rywale w starciu z Dudą będą kąsać. Bo i Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia na pewno nie złożą broni, zwłaszcza, że w sondażach na finiszu kampanii przed niedoszłymi wyborami pocztowymi to oni wydawali się być politykami, którzy mają szansę wejść do drugiej tury.
Na Rafała Trzaskowskiego rzucą się też media rządowe. Ale to akurat paradoksalnie może mu nie zaszkodzić - bo przekonywanie przekonanych i tak nie ma sensu. Wierny widz "Wiadomości TVP", który dzień po dniu będzie oglądał Trzaskowskiego "zanurzonego" w ściekach z uszkodzonej oczyszczalni Czajka, i bez tego pewnie postawi krzyżyk przy nazwisku Duda. Natomiast po drugiej stronie barykady może dojść w związku z tym do większej mobilizacji - w myśl zasady "biją naszego, trzeba go bronić".
W tej obronie, którą będzie głosowanie, pomoże również fakt, że najpewniej będzie można zagłosować normalnie, w lokalu wyborczym. To powinno poprawić frekwencję w tych "nowych" wyborach prezydenckich - a im ona wyższa, tym większe będą szanse Trzaskowskiego przynajmniej na drugą turę.
Sam kandydat też oczywiście musi nad sobą popracować, bo jego "warszawskość" wcale mu nie pomaga. Powinien wziąć do serca zdanie, które kiedyś wygłosił Grzegorz Schetyna: "wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie". Co prawda powiedział to do Ryszarda Petru, ale ta prawda jest uniwersalna i ma zastosowanie do każdego kandydata.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl