Wiejas: "Minister Ardanowski nie zdążył wyprodukować polskiej viagry. Efekt i tak jest piorunujący" (Opinia)
Bóbr – mała retencja – ratowanie zasobów wodnych. Ta nieskomplikowana zależność umykała jeszcze kilkanaście dni temu ministrowi rolnictwa Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu. Chciał bobry zabijać, bo ich ogony to ponoć cud-afrodyzjak. Teraz Ardanowski chce wzmocnić "efekt bobra".
Wystąpienie Jana Krzysztofa Ardanowskiego przeszło już do historii. W czasie konferencji pod wzniosłą nazwą: "Rola izb rolniczych w kształtowaniu i realizacji polityki rolnej państwa", minister podzielił się w Sejmie swoimi przemyśleniami nad czynieniem sobie ziemi poddanej.
Ogłosił kilkanaście dni temu: "Teraz nie wiadomo, co z tym bobrem zrobić, nawet jakby się go upolowało. Jak ludzie sobie przypomną, że płetwa bobra ma ponoć właściwości afrodyzjaków, to się może okazać, że i problem bobrów się niedługo skończy".
Minister, ogłaszając swój program "polskiej viagry", zdawał się nie pamiętać wtedy, że bobry, tworzą tzw. małą retencję i przyczyniają się tym samym do zachowania prawidłowego, bo naturalnego odtwarzania zasobów wody w Polsce.
Zobacz także: Taśmy Falenty. Miller zdradza, co może być na taśmie z Kwaśniewskim
Wspominał również, że bobry powinny trafić na talerze Polaków. Mieliśmy krowę+, świnie +, to teraz byłby bóbr +.
Na szczęście komiczno-dramatyczne wystąpienie Ardanowskiego doczekało się szybkiej kontry ze strony rządu.
- Nie przewidujemy żadnych zmian w zakresie odstrzału bobrów, nie można w tej chwili strzelać do bobrów i tak też pozostanie - poinformował nowy rzecznik rządu Piotr Mueller.
Ktoś wreszcie dostrzegł, że szkodnikiem jest nie bóbr, ale minister rolnictwa. Chwała, temu "ktosiowi", że powstrzymał najbardziej krwiożerczego od 1989 roku ministra rolnictwa.
Nie wnikam, czy to Jarosław Kaczyński spojrzał na swojego futrzaka (kota oczywiście) i zrozumiał, jak morderczy jest Ardanowski, czy premier Mateusz Morawiecki uznał, że Ardanowski zdecydowanie przegiął.
Efekt jest taki, że w Wirtualnej Polsce minister rolnictwa ogłosił, że nie tylko bobrów nie będzie zabijał. On im pomoże.
Ogłosił program dofinansowania oczek wodnych i stawów.
Dlatego nie będę się już pastwił nad nieszczęsnym ministrem, który jeszcze nie wyprodukował "bobrzej viagry", a już jest gotów do działania. Wspomnę tylko o jednym – Jan Krzysztof Ardanowksi może cierpieć na rozdwojenie jaźni.
Już wyjaśniam, dlaczego. Z jednej strony chciał do bobrów strzelać, a teraz ogłasza:
"Osuszało się każdy teren, bez refleksji czy trzeba to robić, czy nie trzeba. Dlatego teraz naprawiamy ten błąd i ruszamy z programem dofinansowania oczek wodnych, stawów. Dajemy środki, które umożliwią rolnikom, spółka wodnym, samorządom uzyskać dofinansowanie na gospodarkę wodną.
Ale często jest w gminach podejście: to nie mój problem. Spotkałem wójta, który ma na swoim terenie 5 jezior, ale skarży się na suszę. Nie kiwnął palcem, by nawodnić teren, zdobyć na to pieniądze. Musi być dobra wola, a nie poleganie ciągle na mitycznym państwie".
Tak trzymać panie ministrze. Dlatego o strzelaniu do dzików bez rozpoznania, ile ich właściwie jest i grzebaniu trucheł padłych zwierząt na terenie podległych panu instytucji, nie będę się już szerzej rozwodził. Pisałem niedawno "Minister chce być macho, niech bobry mu wybaczą".
Panie Ardanowski, niech te słowa spłyną, jak woda do małej retencji.
Będzie OK. Tego się trzymajmy.