Walki o południową granicę Polski w 1938 roku
• Jesienią 1938 roku zaczął się rozpad Republiki Czechosłowackiej
• Ten proces przypieczętowała konferencja w Monachium
• W wyniku monachijskich ustaleń Polska zyskała Śląsk Cieszyński
• Rozpad Czechosłowacji był II RP na rękę, bo Republika wspierała antypolski terroryzm
• Korekta południowych granic poprawiła walory obronne Rzeczypospolitej
Lato 1939 roku dobiegało końca. Kończyło się także dwudziestolecie międzywojenne. Tuż przed świtem, leutnant Hans-Albrecht Herzner wydał swoim 30 ludziom rozkaz otwarcia ognia. Celem była polska stacja kolejowa Mosty koło Jabłonkowa. Budynki dworcowe zostały zajęte, a zdążający do huty w Trzyńcu polscy robotnicy zostali w nich uwięzieni. Kolejnym celem był tunel na nieodległej Przełęczy Jabłonkowskiej. Jednak zanim oddział Herznera przegrupował się do ataku, w korytarzu pojawili się polscy żołnierze z 21. batalionu saperów.
Niemcy nie zdołali zająć Przełęczy Jabłonkowskiej, a Polakom udało się wysadzić w powietrze tunele kolejowe. Zablokowali w ten sposób jedyne połączenie kolejowe pomiędzy Czechami i Słowacją. Gdyby Niemcy opanowali tunele, mogliby błyskawicznie przerzucić potężne siły do wschodniej Słowacji, stamtąd uderzyć na Lwów i wyjść na głębokie tyły polskiej obrony, kończąc wojnę w 3 lub 4 dni. Ten plan nie powiódł się i być może właśnie wtedy – rankiem 26 sierpnia 1939 roku – Niemcy przegrali drugą wojnę światową.
Atak na Przełęcz Jabłonkowską był pasmem niemieckich błędów. Błędy popełnił leutnant Herzner – nie obsadził centrali telefonicznej na stacji, a telefonistka o ataku poinformowała Wojsko Polskie. Błędy popełnili jego zwierzchnicy – nie poinformowali Herznera o tym, że atak na Polskę został przełożony z 26 sierpnia na 1 września. Najważniejszy błąd popełnili jednak politycy niemieccy, którzy doprowadzili do rozpadu Czechosłowacji. Dzięki temu Polska mogła polepszyć swoje pozycje obronne na południowych granicach, zajmując jesienią 1938 roku – między innymi – Przełęcz Jabłonkowską i leżącą na jej przedpolu Czadczyznę.
Monachium, Cieszyn, Czadca
Jesienią 1938 roku zaczęła się rozpadać Republika Czechosłowacka. Jako że większość obywateli Czechosłowacji stanowili Niemcy, Słowacy, Węgrzy i Rusini, to jej armia nie wykazywała woli walki o integralność terytorialną państwa. W tej sytuacji zwołano w końcu września 1938 roku konferencję w Monachium, na której ustalono, że ziemie Czechosłowacji zamieszkałe przez Niemców zostaną włączone w granice Niemiec.
Po konferencji monachijskiej również Polacy zażądali korekty granicy. Rząd w Pradze spełnił polskie żądania i 2 października 1938 roku Wojsko Polskie wkroczyło na zachodnie tereny Śląska Cieszyńskiego. Wydarzenie to przez wiele lat było wykorzystywane przez nazistowską i komunistyczną propagandę, jako przykład współdziałania "sanacyjnej Polski" z "Niemcami hitlerowskimi". Fakty jednak – dokumenty ujawnił kilkanaście lat temu polski badacz i historyk Marek Piotr Deszczyński – są zupełnie inne. We wrześniu 1938 roku Wojsko Polskie szykowało się do uderzenia na Niemcy po to, aby przyjść z pomocą Czechosłowacji. Skoro jednak to państwo nie stanęło do walki przeciw Niemcom, Wojsko Polskie wykorzystano do innych celów.
Zapoczątkowany w 1938 roku rozpad Czechosłowacji wcale nie był dla Polski niekorzystny. Południowy sąsiad był nieprzyjazny Rzeczypospolitej, wspierał działających na jego terenie ukraińskich i komunistycznych terrorystów – dawał im schronienie, udzielał pomocy finansowej. Pomimo wspólnego zagrożenia niemieckiego, Praga odmawiała prośbom Warszawy o podpisanie sojuszu wojskowego. Było niemal pewne, że w razie ataku sowieckiego na Polskę Czechosłowacja stanie po stronie Sowietów. W 1938 roku poprawiła się również sytuacja strategiczna Rzeczypospolitej wobec Niemców. Wojsko Polskie opanowało Przełęcz Jabłonkowską, przecinając komunikację pomiędzy Czechami i Słowacją i uniemożliwiając III Rzeszy – o czym już wspomniano – atak na wschodnią Polskę.
W październiku 1938 roku, podczas rozmów prowadzonych pomiędzy Pragą i Warszawą, Polacy nalegali na kilka drobnych korekt granicznych. Dotyczyły one "słowackiej" części granicy, więc czechosłowacki rząd w Pradze – w którym Słowaków nie było prawie wcale – ochoczo je spełnił. Słowacy jednak okazali się dużo bardziej waleczni od Czechów i gdy Wojsko Polskie przekroczyło dawną granicę, spotkało się z oporem. W listopadzie 1938 roku doszło na pograniczu polsko-słowackim do kilku potyczek i bitew – w których po obu stronach wzięła udział artyleria i lotnictwo. Słowacy protestowali, nazywając Polaków agresorami, jednak to Rzeczpospolita miała do tych ziem większe prawa niż Słowacja...
Dawno, dawno temu...
Polsko-czeski spór graniczny dotyczył - zamieszkałego w większości przez Polaków - Śląska Cieszyńskiego, ale w średniowieczu wchodzącego w skład Królestwa Czech. Z tego powodu rząd w Pradze uważał, że ziemie te powinny należeć do niego. Spór ze Słowakami dotyczył Spisza i Orawy, a jego geneza była nieco bardziej skomplikowana. Otóż Słowacja nie istniała przed 1918 rokiem – była częścią wielonarodowego państwa węgierskiego. W wyniku klęski w pierwszej wojnie światowej Węgry praktycznie rozpadły się – straciły 2/3 terytorium i ludności – a ich ziemie zostały włączone w skład państw sąsiednich zgodnie z zasadą samostanowienia się narodów. Duża część mieszkańców Spisza i Orawy czuła się Polakami, a nie Słowakami.
Samodzielna Słowacja miała w 1918 roku bardzo krótki – raptem kilkudniowy – żywot, i bardzo szybko stała się częścią Czechosłowacji. O sprawach polsko-słowackich decydowali więc Czesi, zachowujący się wobec Rzeczypospolitej agresywnie i podstępnie. Jeszcze w listopadzie 1918 roku podpisano polsko-czeskie porozumienie o granicy. Gdy Polacy – uznając południową granicę za bezpieczną – skierowali stacjonujące tu oddziały na odsiecz do Lwowa, Czesi zgromadzili wojska i 23 stycznia 1919 roku zaatakowali, chcąc zająć cały Śląsk Cieszyński. Mający kilkukrotną przewagę, agresorzy zostali zatrzymani 30 stycznia w bitwie pod Skoczowem, ale Śląsk Cieszyński został podzielony wzdłuż rzeki Olzy, a blisko ćwierć miliona Polaków pozostało poza granicami Rzeczypospolitej.
Podobne były losy Spisza i Orawy. Miały zostać rozstrzygnięte tak, jak rozstrzygało się spory graniczne w cywilizowanym świecie – plebiscytem. Rząd w Pradze obawiał się jednak, że wynik będzie korzystny dla Polski. Latem 1920 roku – korzystając z tego, że Wojsko Polskie toczyło właśnie zmagania z podchodzącą pod Warszawę Armią Czerwoną – Czesi wymusili rezygnację z plebiscytu i taki podział spornych ziem, w którym kilkanaście tysięcy Polaków znalazło się wbrew swej woli w Republice Czechosłowackiej.
Jaka jest najwyższa polska góra?
Nic więc dziwnego, że jesienią 1938 roku Polacy niemal jednogłośnie poparli wyzwolenie Śląska Cieszyńskiego i korektę granic. Jednak – jak wspomniano – chociaż delimitacja granicy została ustalona na szczeblu rządowym, to miejscowa ludność słowacka nie chciała do niej dopuścić. Polacy postanowili zatem przeprowadzić ją pod osłoną wojska. Akcja rozpoczęła się rankiem 26 października, nieopodal miasteczka Czadca, na południe od Przełączy Jabłonkowskiej. Brało w niej udział kilkuset żołnierzy, którzy zostali ostrzelani tuż po przekroczeniu dawnej granicy. Żadnej ze stron nie zależało jednak na eskalacji konfliktu i chociaż w południe obie strony użyły artylerii i lotnictwa rozpoznawczego, to ofiar było zaskakująco niewiele. Po obu stronach było po dwóch zabitych i kilkunastu rannych. Polacy osiągnęli swój cel: opanowali linię kolejową. Walki dobiegły końca.
Podobny przebieg miały wydarzenia na Spiszu – dokładniej w Jaworzynie Spiskiej – na wschód od Zakopanego. Polska kolumna zmotoryzowana – dowodzona przez pułkownika Stanisława Maczka, późniejszego bohatera wojennego – minęła wypełnione wiwatującymi góralami wsie Jaworzyna i Podspady. Jednak nieco dalej – na Przełęczy Żdżarskiej – naprzeciw Polakom wyszedł oficer armii czechosłowackiej, który ostrzegł ich, że dalszy marsz zostanie zatrzymany siłą. Obie strony zwróciły się z zapytaniem do swoich dowódców, co robić dalej. Obaj dowodzący rozkazali kontynuować działania, nawet jeśli miałoby to doprowadzić do walk. I rzeczywiście, rozległy się strzały, jednak po kilkunastu minutach obrońcy dostali rozkaz wycofania się. Polacy ruszyli naprzód i znów dostali się pod ogień żołnierzy czechosłowackich – rozkazy nie dotarły bowiem do wszystkich. Po polskiej stronie poległ major Stefan Rago, kilku żołnierzy było rannych, w tym jeden śmiertelnie. Bez walk odzyskano natomiast dwie wsie na Orawie – obszarze położonym na
zachód od Zakopanego.
Co tak naprawdę zyskali Polacy? Nieco anegdotycznie można odpowiedzieć, że wartościowe tereny turystyczne: nowe granice wytyczono bowiem wzdłuż szlaków turystycznych. W granicach Rzeczypospolitej znalazła się również główna grań Tatr. W ten sposób Rysy – mierzące 2499 metrów – straciły swoją pozycję najwyższego szczytu Polski i spadły na trzecie miejsce. Przez kilka kolejnych lat najwyższą górą Rzeczypospolitej był Lodowy Szczyt, mający 2627 metrów. I chociaż to Gerlach jest najwyższym wierzchołkiem Tatr, to był on po południowej stronie granicy, a do Polski włączony został - często z nim mylony - Zadni Gerlach, mający "jedynie" 2616 metrów.
Jednak nawet szlaki turystyczne mogły być wykorzystane przez wrogie Polsce wojska. Dzięki korekcie granic poprawiły się nieco walory obronne południowej granicy Rzeczypospolitej. I chociaż ostatecznie znaczenie militarne miała jedynie Przełęcz Jabłonkowska i Czadczyzna, to przecież było ono niebagatelne.
Po wrześniu 1939 roku cały Spisz i Orawa zostały włączone do Słowacji, która w marcu 1939 roku uzyskała niepodległość od Czech i sprzymierzyła się z Niemcami. W 1945 roku na tych terenach przywrócono polską administrację, jednak to Związek Sowiecki decydował o kształcie Europy Środkowej. Czesi i Słowacy znów utworzyli wspólne państwo, a Polacy zostali zmuszeni do wycofania się ze spornych ziem. Ostatecznie, Czechosłowacja nie przetrwała upadku Związku Sowieckiego i rozpadła się w 1992 roku. Ziemie, o które Polacy toczyli walki w 1919 i 1938 roku, znajdują się po południowej stronie granicy. Granicy, która w Europie XXI wieku raczej łączy niż dzieli.
###Dr Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski