"Volksdeutsche", "niemieckie media", "perekińczyki". Politycy, opanujcie się, nim będzie za późno
W Europie giną dziennikarze. W Polsce jeszcze nie. Więc opanujcie się, obywatele i politycy, zanim spirala nienawiści rozkręci się tak bardzo, że komuś się wreszcie od tej żółci "przeleje" - i przejdzie od słów do czynów.
Pierwsza była Daphne Caruana Galizia.
Dymiące szczątki, ogień, dym. Młody chłopak próbuje otworzyć zakleszczone drzwi płonącego auta. Krzyczy na dwóch (!) policjantów z jedną (!) gaśnicą, którzy zjawili się na miejscu. "Nic nie możemy zrobić" - odpowiadają. On patrzy wokół i wszędzie widzi fragmenty rozerwanego ludzkiego ciała. Ciała własnej matki.
17 października 2017 r., niemal rok temu, Daphne Caruana Galizia, maltańska dziennikarka, ginie w zamachu bombowym. Jeden z odpowiedzialnych za śledztwo policjantów – według relacji syna zamordowanej – napisał na Facebooku: "każdy dostaje to, na co zasłużył!". "To jeden z najtrudniejszych momentów w naszej historii. Nigdy nie wyobrażaliśmy sobie, że dziennikarz może zostać zamordowany za publikowanie reportaży o korupcji" - pisze mój maltański kolega-dziennikarz. "Nie mogę uwierzyć, że dziś walczymy o wolność słowa. Ale niestety właśnie to robimy" - dodaje. Ten twardy, bezkompromisowy facet jest naprawdę przestraszony.
I o to – o zastraszenie ludzi, którzy mają odwagę mówić prawdę - chodzi wciąż nieznanym zleceniodawcom tego zabójstwa. Zabójstwa w biały dzień w państwie należącym do Unii Europejskiej. Zabójstwa dziennikarki, która jako jedyna odważyła się obnażać układy korupcyjne sięgające wysokich kręgów władzy.
Zabity, bo wiedział zbyt dużo
Drugi był Jan Kuciak.
Padły tylko dwa strzały. Zawodowy zabójca na zlecenie mierzył dobrze. Dwie kule kończą dwa niewinne życia. Jan Kuciak i jego narzeczona Martina Kusznirova giną we własnym domu. On dostaje w pierś – bo badał powiązania otoczenia byłego premiera Słowacji Roberta Ficy z włoską mafią i rodzimymi grupami przestępczymi. Ona dostaje w głowę - bo była akurat w domu. Wściekli Słowacy wychodzą na ulice w proteście przeciwko bestialskiej, bandyckiej przemocy. Upada rząd Ficy, a służby węszą. Po kilku miesiącach aresztują w związku z tym zabójstwem cztery osoby. Śledztwo trwa.
Czy trzecia jest Wiktoria Marinova?
Trzecia z rzędu czy zupełny przypadek?
30-letnia reporterka lokalnej bułgarskiej telewizji TVN została brutalnie zgwałcona, pobita i uduszona. Jej ciało znaleziono w trudno dostępnym miejscu, w krzakach nad Dunajem w mieście Ruse w północno-wschodniej Bułgarii. Prowadziła dziennikarskie śledztwo w sprawie domniemanej korupcji powiązanej z funduszami unijnymi. Jej ostatni materiał wskazywał – na podstawie rozmowy z "kopiącymi" w sprawie dziennikarzami śledczymi – że 30-40 proc. funduszy otrzymanych przez pewną grupę firm, zamiast na planowane inwestycje, szło na łapówki.
Czy było to przypadkowe zabójstwo i głównym motywem był gwałt? Nie wiadomo. To, co wiemy, to to, że zabójca zabrał telefon ofiary, jej okulary i kluczyki do auta – ale samego samochodu nie ruszył. Dlaczego? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Według wstępnych raportów policji na razie nie ma dowodów świadczących o tym, że zabójstwo miało związek z pracą reporterki.
I oby tak pozostało.
Jeśli bowiem okaże się, że Marinova jest już trzecią w ciągu ostatnich miesięcy w UE ofiarą przemocy wymierzonej w dziennikarzy, którzy nie boją się pisać o biznesowo-politycznych machlojkach i sprawach niewygodnych dla polityków i biznesmenów, to będzie to kolejny sygnał wskazujący na to, że do Europy, do Unii Europejskiej, zaczyna się znów zakradać coś, co w Polsce pojawiło się w latach 90. i wraz ze stabilizacją państwa i wyłapaniem najgroźniejszych bandytów i gangów na szczęście się skończyło. Coś, co jednak ma się doskonale w olbrzymim kraju, którego przynajmniej część należy do Europy. Brutalna, bezkarna fizyczna przemoc wobec dziennikarzy.
"Wzór" ze wschodu
Wyliczmy: Igor Domnikow, Anna Politkowska, Paweł Klebnikow, Anastazja Baburowa, Siergiej Nowikow, Jurij Szczekoczihin, Daniel McGrory (korespondent The Times, znał tajemnice Aleksandra Litwinienki, agenta KGB, który przeszedł na stronę Zachodu i przypłacił to życiem), Stanisław Markiełow. I jeszcze Galina Starowojtowa, działaczka na rzecz praw człowieka w Rosji i przeciwniczka rosyjskiej interwencji w Czeczenii.
W porównaniu z tą listą – a to tylko najbardziej znani rosyjscy dziennikarze zamordowani po tym, jak krytykowali Kreml lub okazało się, że za dużo wiedzą – lista polska jest krótka - jedno morderstwo. Po 26 latach śledztwa wciąż nikt nie został skazany za porwanie i zabójstwo Jarosława Ziętary, wielkopolskiego dziennikarza śledczego, który badał afery gospodarcze pierwszych lat transformacji ustrojowej. Ale to jest o jedno zabójstwo za dużo.
To nie panikowanie. To przestroga
A teraz będzie fragment tekstu, za który wielu komentatorów mnie skrytykuje. Wyprzedzę więc wasze argumenty. Nie, nie porównuję sytuacji w Rosji z sytuacją w Polsce. Nie, nie piszę, że lada moment w Polsce zaczną ginąć dziennikarze. Bo mam nadzieję, że to nigdy – nigdy! – nie nastąpi. Nie, nie robię z igieł wideł, a z dwóch – lub trzech, ale poczekajmy na wyniki śledztwa – przypadków - wielkiej fali zbrodni. Na pewno znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że wykorzystuję tragedię bułgarskiej dziennikarki, żeby uderzyć w rząd. O nie, drodzy państwo, w to mnie nie wkręcicie. Ja piszę tylko, że te trzy zabójstwa dziennikarzy to o trzy za dużo. Piszę, że mamy rok 2018, żyjemy w Unii Europejskiej i mamy prawo oczekiwać od władz naszych krajów – dziennikarze i wszyscy obywatele – bezpieczeństwa. Zarówno bezpieczeństwa od bandytów, jak i od zakusów władzy. Piszę o tym, że wszystkie czyny początek mają w słowach i w myślach. Że akty przemocy politycznej nie biorą się znikąd. Biorą się z uformowanych propagandą umysłów. A to, co my, Polacy, mówimy i myślimy o sobie, jeży włosy na głowie. Nie, nie panikuję. Ostrzegam.
Jest rok 2018 i dyrektor programowy jednego z największych polskich mediów online pisze, że "w polskim dziennikarstwie, a raczej w tym, co dziś jeszcze z niego zostało, zdarzy się tragedia", że "nie wie, gdzie i kiedy się zdarzy, ale że się zdarzy, to pewne”. Podkreślając, że obecny proces nie zaczął się za obecnej władzy, tylko wraz z ogólnym wzrostem populizmu na świecie, stwierdza, że "naciski na media są dziś nieprawdopodobne. Nigdy nie widziałem takiej presji, tak bezczelnych prób (czasem udanych, czasem nie) kupowania sobie przychylności mediów lub zastraszania mediów nieprzychylnych".
Większość dziennikarzy i reporterów nie zarabia dużo, wiele redakcji, szczególnie lokalnych, nie ma pieniędzy nie tylko na samą realizację dużych, trudnych tematów, ale także np. na ochronę prawną dziennikarza, którego za ujawnianie prawdy jakiś lokalny polityczny watażka zacznie ciągać po sądach. Przykład idzie z góry - zaraz po ujawnieniu przez Onet taśm Morawieckiego PiS wrócił do pomysłu dekoncentracji mediów – czyli w praktyce ich repolonizacji i wyrzuceniu zagranicznych właścicieli.
A równocześnie w setkach komentarzy pod artykułami – nawet biorąc poprawkę na to, że część tych opinii piszą płatne trolle – bucha fontanna wyzwisk wobec dziennikarzy, od pospolitych "durni" i "pismaków", aż po zarzuty o zdradę czy wysługiwanie się „obcemu kapitałowi” (najczęściej Sorosa) i chęć obalenia rządu. Żeby daleko nie szukać – autor tego tekstu został nazwany volksdeutschem, sługusem niemieckiego kapitału, sprzedawczykiem, polakożercą, chazarską postkomuną i chorym z nienawiści kłamcą i manipulatorem – i to mniej więcej 1 procent pełnej listy epitetów.
A politycy, i to ci z pierwszych stron gazet, nie zostają w tyle. W szczególności upodobali sobie słowo "Niemiec". Jeżeli jakieś medium krytykuje rząd – nagle staje się "niemieckie". 60 lat po tym, jak w gomułkowskiej propagandzie "Niemiec" stał się synonimem wszelkiego zła – ta figura wróciła. "Polskojęzyczne niemieckie media" - brylowała w Sejmie złotousta rzeczniczka PiS Beata Mazurek. A wszystko przy milczącej aprobacie mającego wyraźny problem z wrogością wobec naszego sąsiada Jarosławem Kaczyńskim.
Ludzie, kto tu jest chory z nienawiści? Kto tę nienawiść nakręca? Opanujcie się, obywatele, opanujcie się, politycy zatruwający umysły obywateli swoją tępą propagandą, zanim spirala nienawiści rozkręci się tak bardzo, że komuś się wreszcie od tej żółci "przeleje" - i przejdzie od słów do czynów.