Tommie Smith, John Carlos i Peter Norman - olimpijczycy, którzy zaprotestowali przeciwko nierówności rasowej
• Tommie Smith, John Carlos i Peter Norman byli uczestnikami Igrzysk Olimpijskich w Meksyku w 1968 r.
• Wszyscy trzej stanęli na podium, a podczas wręczania im medali zaprotestowali przeciwko nierówności rasowej
• Ten gest każdego z nich kosztował karierę w sporcie
Dwie sprawy wydawały się pewne. Pierwsza - że Tommie Smith i John Carlos staną na podium. Druga - że zrobią z tego show. Stanęli. I zrobili.
Jak przystało na faworytów, Smith i Carlos wygrywali każdy bieg w swoich grupach. 200 metrów było ich ulubionym dystansem, a do igrzysk w Meksyku przygotowywali się jak do najważniejszego wydarzenia w życiu. I nie chodziło tylko o sportowe ambicje.
Na krótko przed imprezą ich ojczyzną, Stanami Zjednoczonymi, wstrząsnęły dwa morderstwa: w kwietniu 1968 r. biały przestępca zastrzelił Martina Luthera Kinga, a w czerwcu palestyński zamachowiec pozbawił życia demokratycznego kandydata na prezydenta, Roberta Kennedy’ego. Oba zabójstwa były potężnym ciosem dla nabierających rozpędu ruchów walczących o rasowe równouprawnienie w USA.
Czarnoskórzy atleci znali bardzo dobrze smak segregacji, stykali się z nią wszędzie, nawet w wiosce olimpijskiej - musieli m.in. spać na innym piętrze niż biali reprezentanci Stanów. Ku przerażeniu Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego, Smith i Carlos nie ukrywali, że 16 października pobiegną po więcej niż medale. Mieli coś do powiedzenia i chcieli, by świat choć przez chwilę ich wysłuchał.
Zbrodnia
Finałowy wyścig przez prawie dwadzieścia sekund wyglądał tak, jak oczekiwano. Tommie Smith wystrzelił jak pocisk i szybko wysunął się na prowadzenie. To był jego dzień - dzień, w którym ustanowił nowy rekord świata (19,83 sek.). Carlos, nieco wolniejszy, przez większość okrążenia był tuż za nim. Na ostatnich metrach dał się jednak wyprzedzić - o 0,04 sek. pokonał go Peter Norman z Australii. Wyczyn niemal nieznanego i niższego o głowę sprintera graniczył z cudem. Lecz tamtego wieczora nie to miało zostać zapamiętane.
Gdy nadszedł moment medalowej dekoracji, Smith i Carlos weszli na podium bez butów. Po chwili ze stadionowych głośników zabrzmiała melodia amerykańskiego hymnu. Obaj biegacze opuścili głowy i unieśli odziane w skórzane rękawiczki, zaciśnięte dłonie - Smith prawą, a Carlos lewą. Mimo tego, że nie wszyscy kibice mogli rozpoznać w tym geście pozdrowienie Czarnych Panter i symbol Black Power, jedno było jasne: apolityczne z założenia igrzyska stały się właśnie areną ideologicznej manifestacji, którą transmitowano na całym globie. Trybuny zamilkły, w niektórych sektorach rozległy się gwizdy. Sportowcy, wyprostowani i dumni, opuszczali płytę stadionu w pośpiechu. - Równouprawnienie odczuwamy tylko przez 3-4 godziny na dobę, wtedy kiedy trenujemy i biegamy szybciej niż inni. Przez pozostałe godziny – jesteśmy tacy sami jak nasi bracia żyjący w slumsach. Dzisiaj daliśmy wyraz temu, że w pełni się z nimi jednoczymy - powiedział jednemu z dziennikarzy John Carlos.
Kara
W ciągu następnych dni zdjęcia kontrowersyjnej dekoracji medalowej trafiły do gazet na całym świecie. Mało kto przejmował się aspektem sportowym. Chociaż wiele zagranicznych tytułów wychwalało Smitha i Carlosa za odwagę, amerykańska prasa ich potępiała. Wpływowy magazyn "Time" określił ich zachowanie ''teatrem absurdu", a "Los Angeles Times" pisał o "salucie w stylu nazistowskim". Ale kłopoty miały się dopiero zacząć.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zażądał, by Amerykanie odesłali zbuntowanych sprinterów do domu i wykluczyli ich z kadry. W przeciwnym razie, groził jego szef Avery Brundage, całej reprezentacji grozi dyskwalifikacja. Związek ustąpił. 48 godzin po triumfalnym biegu olimpijscy medaliści wrócili do kraju nie jako bohaterowie, lecz banici. - Co teraz zrobicie? Nikt was tu nie lubi - usłyszeli od reporterów na lotnisku.
Zatrzaśnięcie wrót do następnych igrzysk oznaczało dla obu sportowców koniec poważnej kariery w lekkiej atletyce. Aby jakoś przeżyć, Tommie przez pewien czas musiał zamiatać ulice, a John - bardziej zaangażowany politycznie od przyjaciela - znalazł się pod paranoiczną lupą kierowanego przez Edgara Hoovera FBI jako potencjalny komunista. W 1974 r. wymęczona anonimowymi pogróżkami żona Carlosa wystąpiła o rozwód . Trzy lata później popełniła samobójstwo.
Choć po dwóch dekadach publiczna ocena gestu z 1968 roku mocno się zmieniła, pewnych krzywd nie dało się już odwrócić. Wyjątkowo boleśnie odczuł to również ten, który w całym wydarzeniu wydawał się być zaledwie tłem - jedyny biały na podium, Peter Norman.
Ten trzeci
To szczegół, który łatwo przeoczyć - widać go dopiero po dokładniejszym obejrzeniu słynnej fotografii Johna Dominisa. Mimo że australijski medalista pozornie ignoruje zachowanie Smitha i Carlosa, do bluzy ma przypięty taki sam znaczek jak oni - zakazany przez MKOI symbol Olimpijskiego Projektu na rzecz Praw Człowieka. Założona rok wcześniej organizacja domagała się m.in. wykluczenia z igrzysk RPA i Rodezji (co też nastąpiło) oraz dymisji znanego z rasistowskich poglądów Brundage’a.
- Przed dekoracją Norman podszedł do nas i powiedział: "Wierzę w to, co wy. Czy macie więcej takich przypinek? W ten sposób pokażę, że wspieram waszą sprawę" - wspominał po latach John Carlos. - Spodziewaliśmy się zobaczyć w jego oczach strach, ale nie, ujrzeliśmy tylko miłość - dodał. Gdy biegacze zorientowali się, że mają tylko jedną parę charakterystycznych skórzanych rękawiczek, Norman zasugerował, by się nią podzielili. - Nie uniósł pięści, ale podał nam dłoń - puentował Smith.
Postawa obcego Australijczyka mogła zaskoczyć amerykańskich sprinterów, lecz dla niego samego była zupełnie naturalna. 26-letni Norman pochodził z głęboko wierzącej rodziny, która otwarcie krytykowała agresywną segregację rasową w Australii. Istniejące wówczas prawa pozwalały rządowi m.in. na odbieranie dzieci Aborygenom i przekazywanie ich białym rodzinom. - Wierzę, że wszyscy ludzie rodzą się równi i tak właśnie powinni być traktowani - wyjaśnił reporterom tuż po pamiętnej ceremonii. Chwilę potem otrzymał reprymendę od Australijskiego Komitetu Olimpijskiego.
Po powrocie do kraju Norman spotkał się z bardzo chłodnym przyjęciem. Lokalna prasa prawie całkowicie zignorowała jego sukces i skoncentrowała się na "niestosownej manifestacji poglądów", a związki sportowe wyraźnie się od niego odwróciły. W nakręconym po dekadach filmie dokumentalnym "Salute" Norman opowiadał, że dotknęło go także wiele szykan ze strony sąsiadów i starych znajomych. Pomimo tego, że w wyścigach przed igrzyskami w 1972 r. sprinter łącznie 18 razy osiągnął olimpijskie czasy, AKO postanowił nie wysyłać go do Monachium.
Po zakończeniu kariery olimpijczyk miał ogromne problemy ze znalezieniem zatrudnienia. Popadł też w depresję oraz uzależnił się od alkoholu i środków przeciwbólowych. Chociaż w 2000 r. jego olimpijskie 20,06 sek. było - i pozostaje zresztą do dzisiaj - najlepszym wynikiem nie tylko w Australii, ale i na całej półkuli południowej, AKO nie zaprosił go nawet na uroczyste otwarcie igrzysk w Sydney. Komitet tłumaczył po latach, że sportowiec wziął wcześniej udział w innych olimpijskich ceremoniach - odczytywał m.in. skład australijskiej kadry tenisa stołowego.
W październiku 2006 r. zmarł na zawał serca. Jego trumnę ponieśli m.in. Tommie Smith i John Carlos, z którymi utrzymywał kontakt aż do śmierci. Sześć lat później australijski parlament wystosował komunikat, w którym "poniewczasie rozpoznał rolę, jaką Peter Norman odegrał w procesie równouprawnienia ras" i "przeprosił za wszystko, czego doznał po powrocie do Australii i za zaniechanie wcześniejszego uhonorowania go za jego inspirujący czyn".
###Michał Staniul dla Wirtualnej Polski