Tomasz Augustyniak: Ocieplanie wizerunku Korei Północnej
Podczas ceremonii otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich sportowcy z Korei Północnej i Południowej maszerowali pod wspólną flagą. Kim Dzong Un wysłał też na Południe swoją siostrę. Ma to zapewnić poprawę wizerunku Korei Północnej, ale także jest rzadką szansą na rozmowy z reżimem w Pjongjangu.
Oprócz drużyny 22 sportowców władze w Pjongjangu wysłały do Korei Południowej 400 delegatów, w tym cheerleaderki i orkiestrę wojskową. Najważniejsza jest jednak delegacja polityczna o bezprecedensowo wysokiej randze.
Chociaż formalnie przewodniczy jej 90-letni Kim Yong Nam, protokolarna głowa państwa i dawny minister spraw zagranicznych, to najwięcej uwagi komentatorzy poświęcają Kim Yo Dzong - młodszej siostrze Kim Dzong Una, przywódcy Korei Północnej, która jest pierwszym członkiem rządzącego klanu Kimów składającym oficjalną wizytę na Południu.
Zaufana Kima
Członków rodziny Kimów można podzielić na tych, którym Kim Dzong Un ufa i tych, którzy pozostają lub pozostawali w niełasce. Ci ostatni to choćby Kim Pyong Il, przyrodni brat zmarłego przywódcy Kim Dzong Ila, zesłany na przymusowe wygnanie jako ambasador do Europy Środkowej (do 2015 roku urzędował w Warszawie) i Kim Dzong Nam, najstarszy syn byłego dyktatora zamordowany przed rokiem na lotnisku w Kuala Lumpur.
Zobacz też: Brat Kim Dzong Una na koncercie w Londynie
Mniej więcej trzydziestoletnia Kim Yo Dzong zdecydowanie należy do pierwszej kategorii. Cieszy się dużym zaufaniem brata i piastuje wysokie stanowisko w północnokoreańskim Departamencie Propagandy i Agitacji, a w ubiegłym roku otrzymała nominację do Politbiura Partii Pracy Korei. W sobotę ma zjeść obiad z prezydentem Korei Południowej Moonem, a komentatorzy spekulują, że może mieć mu do przekazania ważne informacje od brata.
Bezpośredni kanał komunikacji z Kim Dzong Unem to rzadka okazja do nieformalnych dyskusji, na które mają nadzieję Koreańczycy z Południa. Ci z Północy już odnieśli propagadowy sukces pokazując swoich sportowców i panią Kim - młodą, fotogeniczną i dobrze prezentującą się w mediach.
Podzielony kraj
Półwysep Koreański pozostaje podzielony od końca II wojny światowej. Korea Północna i Południowa stoczyły ze sobą wojnę (1950-53), która zakończyła się trwałym podziałem kraju rozejmem. Traktatu pokojowego nigdy nie podpisano, więc formalnie oba kraje są nadal w stanie wojny. Każdy z nich chce zjednoczenia, lecz każdy na swoich własnych warunkach.
Korea Północna od lat rozwija program nuklearny i rakietowy, który ma zapewnić jej niezależność. W ubiegłym roku przeprowadziła szósty test głowicy atomowej i rakiety międzykontynentalnej zdolnej dosięgnąć Stanów Zjednoczonych - kraju przedstawianego przez miejscową propagandę jako główny przeciwnik. Władze w Pjongangu zapowiedziały też pracę nad zminiaturyzowanymi głowicami atomowymi, w odpowiedzi na co USA zainstalowały w Korei Południowej system obrony przeciwrakietowej.
Sportowa dyplomacja
W swoim orędziu noworocznym Kim Dzong Un wyraził wolę wysłania sportowców na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w południowokoreańskim Pjongczangu, kilkadziesiąt kilometrów od linii demarkacyjnej (żeby uniknąć pomylenia z Pjongjangiem, stolicą Korei Północnej, organizatorzy stosują zapis PjongCzang). Po trwających kilka tygodni negocjacjach do udziału w olimpiadzie dopuszczono 22 północnokoreańskich atletów. Dlaczego jednak Kim Dzong Un miałby chcieć poprawy stosunków z Południem właśnie teraz?
Może mu, podobnie jak rządowi w Seulu, zależeć na nowych kanałach komunikacji i na uniknięciu wprowadzenia kolejnych sankcji gospodarczych. - Koreę Północną zachodnie sankcje mocno dotykają. Dlatego chce poprawić swój obraz na świecie i wysyła zagraniczne delegacje sportowe i artystyczne - mówi dr Nicolas Levi, adiunkt w Instytucie Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych Polskiej Akademii Nauk, autor książek o Korei Północnej.
Zdaniem doktora Levi’ego olimpiada nie będzie jednak miała długoterminowego wpływu na relacje między państwami. Nie ma też mowy o zażegnaniu konfliktów. Bardziej prawdopodobne jest rozpętanie nowych. - Kim Yo Dzong jest osobiście objęta sankcjami amerykańskimi i jej wizyta mogła być obliczona na skłócenie Korei Południowej z USA. Z nieoficjalnych doniesień wiadomo, że jej przyjęcie Seul konsultował z Waszyngtonem - mówi dr Levi.
Amerykański wiceprezydent Mike Pence nazwał Koreę Północną „najbardziej tyrańskim i despotycznym reżimem na świecie”, zapowiadając nowe sankcje, a jako specjalnego gościa na otwarcie igrzysk zaprosił Freda Warmbiera, ojca Otto Warmbiera, amerykańskiego studenta, który zmarł po wielu miesiącach spędzonych w północnokoreańskim więzieniu. Wiceprezydent USA zrezygnował też z udziału w kolacji, podczas które miał dzielić stół z Kim Dzong Namem i Kim Yo Dzong. W takiej sytuacji trudno sobie wyobrazić dialog.
Tym bardziej, że Koreańczycy z Północy wysyłają mieszane sygnały. W czwartek na Placu Kim Il Sunga w Pjongjangu zorganizowali wielką paradę wojskową, zwykle odbywającą się w kwietniu. Kim Dzong Un mówił z trybuny o wrogiej polityce USA i potrzebie budowy silnej armii.
Korea Południowa podeszła do sprawy spokojniej niż Amerykanie. Najpierw odłożyła doroczne manewry wojskowe z USA. Później przychylnie skomentowała obecność pani Kim w delegacji podkreślając, że pokazuje to gotowość Pjongjangu do zmniejszenia napięcia na Półwyspie.
Dr Jung Woo Lee, ekspert od dyplomacji sportowej z Uniwersytetu w Edynburgu, napisał w analizie dla BBC, że choć uczestnictwo Północy w zimowej olimpiadzie jest przede wszystkim inicjatywą propagandową, to ma i drugą stronę. "Po niemal dwuletniej przerwie ponownie otwarto kanał dyplomatyczny z Koreą Północną. Współpraca i demonstracja jedności podczas Igrzysk Olimpijskich może przetrzeć szlaki dla przyszłej wymiany kulturalnej i humanitarnej" - uważa.
Ekspeci są zgodni że jest w każdym razie gwarancją spokoju podczas samych igrzysk. Mimo chwilowego, symbolicznego zbliżenia między Koreami, nie ma szans na rozwiązanie zadawnionych konfliktów, a północnokoreańskie testy nuklearne będą trwały. Główną korzyścią dla Korei Północnej jest ocieplenie wizerunku, a dla Zachodu - możliwość kuluarowych spotkań.
Tomasz Augustyniak dla WP Opinie