"Miał pogruchotane niemal wszystkie kości, rozerwane i zmiażdżone prawie wszystkie trzewia jamy brzusznej i klatki piersiowej oraz rozległe urazowe wylewy krwawe w powłokach, jamach ciała, mięśniach"
Dziennikarz przytacza też inną relację, która rzuca światło na okoliczności śmierci "Anody". Autor rozmawiał z Andrzejem Biedrzyckim, lekarzem, który w 1960 r. pojechał na kilkumiesięczny kurs specjalistyczny anatomii patologicznej do Szpitala Przemienienia Pańskiego w Warszawie. - Interesowały mnie przede wszystkim sekcje sądowe - tłumaczył. Załatwił sobie staż w Katedrze Medycyny Sądowej u prof. Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego. - Byłem tam kilka miesięcy. W zakładzie zżyliśmy się jak bracia - wspominał Andrzej Biedrzycki. - W czasie jakiejś rozmowy wspomniałem o "Anodzie". Zupełnie bez związku. Nie mogłem przypuszczać, że tutaj ktoś wie o jego losach. I wtedy powiedziano mi, że zwłoki "Anody" przeszły przez ten zakład. Tak jak to dziś pamiętam, najpierw opowiadali mi o tych wypadkach asystenci profesora, a potem on sam. Zwłoki "Anody" przywieźli ubecy. Powiedzieli lekarzom, że wyskoczył z pierwszego piętra. Nie tak, jak dziś twierdzą, że z czwartego. Właśnie to niezwykle poruszyło asystentów z Zakładu Medycyny
Sądowej. Już pobieżne oględziny zwłok wskazywały bowiem, że takie obrażenia nie mogą powstać po skoku albo wypadnięciu z pierwszego piętra. Widzieli, że połamany jest wszędzie. Trumna była zabita gwoździami, zakazano jej otwierania. Ale oczywiście pracownicy nie posłuchali. Mało tego. W nocy profesor Grzywo-Dąbrowski przeprowadził sekcję zwłok. Znaleziono ciężkie wielokrotne złamania, inaczej mówiąc - pogruchotane były wszystkie niemal kości. Towarzyszyło temu rozerwanie i zmiażdżenie prawie wszystkich trzewi jamy brzusznej i klatki piersiowej oraz rozległe urazowe wylewy krwawe w powłokach, jamach ciała, mięśniach. Wszystko dowodziło, że powstały za życia. Nie znaleziono natomiast jakiejkolwiek rany postrzałowej.
- Wyjątkowa ciężkość i rozległość obrażeń wykluczały możliwość powstania ich przy upadku z okna - twierdził Biedrzycki. - Możliwe było tylko ciężkie pobicie "Anody". Takie obrażenia mogły powstać na przykład przez wskakiwanie na "Anodę" całym ciężarem ciała sprawców, którzy, być może, nosili wojskowe buty.